Gdyby chcieć najkrócej scharakteryzować, czym jest Adwent, można po prostu odwołać się do przypowieści o pannach mądrych i głupich. Jest to czas uczenia się „sztuki życia”, nabywania życiowej mądrości, tak aby w chwili próby sprostać wyzwaniu.
O czym właściwie mówi przypowieść z 25 rozdziału ewangelii wg. Mateusza? Oto „podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego”. Światło lampy jest tym, co pozwala poruszać się wśród nocy, oświetlając drogę przed nami. Podobnie jest z mądrością: dzięki niej możemy poruszać się naprzód wśród życiowych ciemności, rozpoznając właściwą drogę. Dziś przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że wokół nas palą się latarnie, świecą neony i ogólnie noc nie jest problemem. Wystarczy jednak kryzys energetyczny, aby okazało się, jak wielką wartością jest światło i jak bardzo go potrzebujemy. Nie pojawia się ono samo z siebie, ale trzeba o nie zadbać. Podobnie jest z mądrością – nie przychodzi sama z siebie. W obliczu różnych życiowych doświadczeń i prób jedni nabywają mądrości, uczą się podejmować mądre decyzje, drudzy zaś doszukują się winy w innych, usprawiedliwiają swoje błędy i nie widać u nich żadnego postępu.
Prędzej czy później w życiu każdego z nas pojawi się wyzwanie, problem czy troska, które zweryfikują to, kim jesteśmy i jak potrafimy sobie poradzić. Może to być choroba, utrata pracy, zerwanie cennych dla nas relacji, wypadek, śmierć bliskiej osoby. Bywają też mniejsze, codzienne wyzwania, które nas „sprawdzają” i, jak się niestety okazuje, często oblewamy ten sprawdzian. Można gapić się bezmyślnie w ekran telewizora, komputera czy smartfona, można jednak w tym samym czasie porozmawiać z bliską osobą, pomóc temu, kto sam sobie nie poradzi, wziąć do ręki wartościową książkę lub choćby przez kilkanaście minut zastanowić się nad własnym życiem. Czy potrafimy świadomie wybierać to, jak korzystamy z danego nam czasu, odrzucając to, co łatwe i niewymagające wysiłku? Czy raczej płyniemy z prądem, przesypiając czas naszego życia i nie dostrzegając, jak mijają cenne chwile?
Przychodzi moment próby. Panny mądre, czyli ci, którzy nauczyli się aktywnie sterować swoim życiem, nabyli życiowej mądrości i praktycznych umiejętności „opatrują swe lampy”. W trudnej sytuacji okazują się gotowi, umieją podjąć wyzwanie. Tymczasem panny nieroztropne robią to, co zawsze zwykli robić ludzie bierni i gnuśni: wychodzą z roszczeniami: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Jak często chcielibyśmy, aby inni rozwiązywali za nas nasze problemy! To jednak nie jest dobra strategia. Aby pomoc z zewnątrz mogła przynieść trwały efekt, sami musimy też coś zrobić. Idąc do lekarza, chcemy, aby przepisał nam tabletkę, która rozwiąże nasze problemy zdrowotne. Nie chcemy jednak słuchać, gdy mówi, że musimy zmienić nasz styl życia – przestać jeść śmieciowe jedzenie, zacząć się ruszać i ogólnie zadbać o własne zdrowie. Wydaje nam się, że wystarczy tabletka i nasze problemy znikną. To jednak nieprawda. Podobnie jest w innych dziedzinach życia: zasiłek dla osób bezrobotnych nie rozwiązuje problemu bezrobocia, zagłuszanie egzystencjalnej pustki głośną muzyką i oglądaniem jednego filmu za drugim nie nadaje życiu sensu – i tak dalej.
Adwent jest czasem oczekiwania, ale z całą pewnością nie jest to czas bierności! Wręcz przeciwnie – oczekiwanie oznacza stałą gotowość. Gdy czekam na zimę, kupuję węgiel lub inne paliwo. Gdy spodziewam się deszczu, ubieram się w płaszcz i biorę parasol. Gdy wybieram się w góry, ubieram stosowne odzienie i buty, a do plecaka wkładam prowiant, zapasową kurtkę, power bank i inne niezbędne akcesoria turystyczne. Brak gotowości oznacza problemy.
Czym jest „adwentowe” aktywne czuwanie, przypomina też inna przypowieść z ewangelii Łukasza 12: „bądźcie podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie”. Powrót pana z uczty weselnej jest czymś pewnym, chociaż moment tego powrotu jest nieznany. Podobnie jest w naszym życiu. To, że spotkamy powracającego Chrystusa, jest pewne. Będzie to miało miejsce albo w momencie naszej śmierci, albo, gdy Chrystus przyjdzie powtórnie na ziemię, aby osądzić wszystkie ludy. Nie wiemy, kiedy to nastąpi, ale możemy ten czas przyspieszyć, jak pisze św. Piotr w swoim liście: „oczekujecie i staracie się przyśpieszyć przyjście dnia Bożego, który sprawi, że niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią” (2P 3,12).
Być może komuś koncepcja „przyspieszania” przyjścia Pana wydaje się dziwna, czy wręcz niestosowna. A jednak jest to ważny element adwentowego oczekiwania. Czy mając w perspektywie spotkanie z bliską nam osobą, nie chcielibyśmy tego momentu przyspieszyć? To, że możemy to zrobić, jeśli chodzi o spotkanie z Chrystusem, pokazuje, że w relacji do Boga nie jesteśmy tylko biorcami, jakimiś pasywnymi pionkami w Bożych planach, ale wręcz przeciwnie – że wiele zależy od nas. Jak pisze św. Paweł w liście do Rzymian, „stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych” (Rz 8, 19). Kim są ci „synowie” (i córki) Boże? To nie jakieś tajemnicze istoty z nieba, ale my sami! Świat czeka, abyśmy zapalali Boże światło wokół siebie, abyśmy nie kryli go pod korcem. Mamy być aktywni, nie czekając, aż będzie lepiej, ale podejmując mądre decyzje, które najpierw odmienią nasze własne życie, a w następnej kolejności także nasze środowisko.
Jest Adwent. Nie bądź bierny! Bierz się za swoje życie! Na co jeszcze czekasz?