W rzeczy samej, jesteśmy stworzeni do miłości. Jesteśmy stworzeni do życia w intymnej relacji z bliskimi i z Bogiem
Wydawnictwo M
Jak się modlić i jak wytrwać na modlitwie? Ojciec Rolheiser, współczesny kierownik duchowy, daje wskazówki, jak przezwyciężyć codzienne zmagania z modlitwą. W swoich rozważaniach opiera się na lekturze Pisma Świętego, dziełach mistrzów duchowych oraz własnym doświadczeniu.
DUCHOWOŚĆ jest równie rzeczywista jak nauka. Nie jest jednak łatwo to zrozumieć ani w to uwierzyć. Żyjemy w świecie, w którym rzeczywistość została zredukowana do tego, co fizyczne, do tego, co można w sposób empiryczny zmierzyć, zobaczyć, powąchać, czego można dotknąć lub posmakować. Żyjemy w świecie, który w swej przeważającej części jest duchowo głuchy i ślepy, w którym wszystko, co jest jakimś dobrem lub wartością, można znaleźć w sklepowej witrynie, w wersji cyfrowej lub zobaczyć przedstawione na płaskim ekranie. W takim świecie modlitwa jest walką. Podobnie jak wiele innych rzeczy. Kiedy wszystko, co nas otacza, ślizga się tylko po powierzchni, trudno być przez cokolwiek oczarowanym, trudno w czymkolwiek dostrzec głębię, trudno dać się do żywego poruszyć poezji, wierze i miłości. A przecież tego właśnie pragniemy: głębi, poezji, wiary, miłości.
W rzeczy samej, jesteśmy stworzeni do miłości. Jesteśmy stworzeni do życia w intymnej relacji z bliskimi i z Bogiem. Jak to ujął św. Augustyn: „(…) stworzyłeś nas dla siebie [Boże] i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie” *. Ten najgłębszy wymiar ludzkiej tęsknoty rzadko jest jednak dla nas tak oczywisty. Większość ludzi nie postrzega bowiem dzisiaj tego niepokoju jako czegoś, co popycha ich ku wieczności. Dzieje się tak, ponieważ zbanalizowaliśmy i oswoiliśmy naszą tęsknotę. Nie szukamy już tego, co transcendentne, ale upatrujemy spełnienia naszych pragnień w „dostatnim życiu” – w seksie, pieniądzach, sukcesie i we wszystkim innym, o czym sądzimy, że zapewnia ludziom szczęście. W ten sposób pozwalamy, aby nasze serca zostały znieczulone i zgubiły właściwą drogę. Oczywiście te wszystkie rzeczy, których szukamy, nie są same w sobie złe, ale jeśli tylko w nich upatrujemy celu i spełnienia najgłębszych pragnień naszych serc, to kończymy rozczarowani i puści w środku. Nasz niepokój utrzymuje się, a my pozostajemy udręczeni, znużeni i wypruci z wszelkiej energii – dalecy od tego, by usiąść w samotności na modlitwie, pozwalając naszej najgłębszej tęsknocie obudzić serca i dodać nam sił.
W ostatecznym rozrachunku bowiem ten bolesny niepokój, który odczuwamy, jest wołaniem naszych serc do Boga. Potrzebujemy kontaktu z Nim. Potrzebujemy modlitwy. Czujemy to wyraźnie zarówno w chwilach zadumy, jak i desperacji. Wtedy właśnie budzi się nasze pragnienie modlitwy i próbujemy znaleźć zaciszne miejsce w naszym sercu, aby się modlić. Nie mając jednak wystarczająco dużo zaufania i praktyki, zmagamy się, żeby w ogóle tam dotrzeć. Nie wiemy bowiem, jak się modlić ani jak wytrwać w tej modlitwie.
Niezależnie od tego, czy trudno ci w ogóle uwierzyć w sens modlitwy, czy stawiasz już w niej pierwsze kroki, czy też jesteś już zaawansowany, mam nadzieję, że poniższe rozważania będą dla ciebie wsparciem w jej praktykowaniu. To nie jest podręcznik – istnieje wiele dobrych, opublikowanych już książek, które uczą różnych metod modlitwy. Niniejsza książka jest natomiast zbiorem przemyśleń, wypływających z lektury Pisma Świętego, dzieł dawnych i współczesnych autorów oraz mojego własnego doświadczenia. Choć przemyślenia te zostały ułożone w określonym porządku, można jednak czytać je w dowolnej kolejności. Niech twoje własne doświadczenie będzie twoim przewodnikiem. Zaufaj mu, zaufaj Bożej opatrzności i uwierz, że tekst, którego najbardziej potrzebujesz, sam wpadnie ci w ręce.
Nie istnieje zły sposób modlenia się, podobnie jak nie ma też jednego jedynego punktu wyjścia modlitwy. Wielcy mistrzowie duchowi wskazują zgodnie tylko jedną nienaruszalną zasadę: musisz po prostu zacząć się modlić, a następnie czynić to regularnie. Wszystko inne podlega negocjacji i ostatecznie zależy od indywidualnego przypadku.
Poniższe przemyślenia mają na celu pomóc ci przezwyciężyć niektóre z twoich codziennych zmagań z modlitwą, tak abyś już nie miał poczucia, że modląc się, wypełniasz tylko jakiś przykry obowiązek, tracisz cenny czas, gadasz do ściany, gonisz za kolejną mrzonką czy też po prostu rozdrapujesz swoje dawne rany. Zawarte w tej książce rozważania dostarczą ci zdrowej dawki pociechy (ponieważ każdy zmaga się z modlitwą) połączonej z wyzwaniem (ponieważ wszyscy potrzebujemy głębszego zakorzenienia w modlitwie). Przede wszystkim jednak mają one pomóc ci otworzyć serce, tak abyś w najgłębszej jego części mógł wyraźnie usłyszeć pochodzący od Boga i od innych ludzi głos, który mówi: „Kocham cię!”. Każdy z nas musi go bowiem usłyszeć, aby stać się na nowo całością.
W Ewangeliach możemy znaleźć piękną historię, która za pomocą prostej metafory ukazuje nam naszą potrzebę modlitwy. Pewnego ranka, po tym jak Szymon Piotr, Jakub i Jan, trudząc się całą noc, nie złowili niczego – żadnej ryby, a jedynie pustkę własnych serc – nad jezioro Genezaret przychodzi Jezus i zaprasza ich, aby wyruszyli na głębsze wody. Poleca im, aby „wypłynęli na głębię”. Uczniowie czynią zadość Jego słowom i w konsekwencji wyciągają z wody sieć tak pełną ryb, że łódź zaczyna tonąć (Łk 5, 1–7).
Zawarte w tej książce przemyślenia powtarzają zaproszenie wypowiedziane przez Jezusa: kiedy bowiem nie jesteśmy w stanie złowić niczego poza pustką naszych własnych serc, jest to znak, że nadszedł czas „wypłynąć na głębię”.
* Św. Augustyn, Wyznania, ks. I,1, tłum. J. Czuj, Klub Książki Katolickiej 2008, s. 25.
opr. aś/aś