Fragmenty książki "Najważniejsze dni"
© Wydawnictwo WAM, Kraków 2002
Redakcja Małgorzata Zając
ISBN 83-7097-935-1
NIHIL OBSTAT. Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego,
ks. Adam Żak SJ, prowincjał. Kraków, 25 stycznia 2002 r., l.dz. 16/02.
Fantastyczne wprost było powołanie człowieka zaofiarowane przez Stworzyciela. Człowiek wyznaczający sens historii, opanowujący świat, kapłan, interpretator chwały całego kosmosu to istota ciesząca się istnieniem z wszystkich sił dzięki niewyobrażalnej, wzbogacającej przyjaźni z Bogiem.
Zadziwiające jest stwierdzenie magisterium Soboru Watykańskiego II dotyczące stosunku Boga do człowieka. Człowiek jest jedynym na ziemi stworzeniem, które Bóg „chciał dla niego samego” (KDK* 24). A więc nie traktował człowieka jako przedmiot, środek. Chciał mu dać szczęście i udział w swojej wiecznej miłości. Tak „skonstruował” człowieka, by on mógł w pełni siebie odnaleźć „tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (KDK 24). Ukochanie swego Stworzyciela miało być nie kończącą się przygodą życia. I pomyśleć, że te realne, rzeczywiste perspektywy miały być udziałem wszystkich ludzi, nie tylko pierwszej pary. Adam był bowiem reprezentantem nas wszystkich.
Przylgnięcie do Boga miało być aktem pełnym, całościowym. Człowiek miał należeć do Stwórcy wszystkimi fasetami swej bogatej osobowości, miał to uczynić ze wszystkich sił, z całej duszy; miał „zawisnąć na szyi” — bo tak należy tłumaczyć użyty w Piśmie św. wyraz. Akt taki nie mógł się dokonać mechanicznie. Pan zechciał pozostawić człowieka
„w ręku jego rady, żeby Stworzyciela szukał z w ł a s-
n e j ochoty” (KDK 17), aby jego oddanie się Bogu było dobrowolne, płynęło z rozumnego — żeby użyć wyrażenia Jana Kochanowskiego — „korzystania z pięknej swobody”, serdecznej swobody, wolnego wyboru, od wewnątrz, bez jakiegokolwiek przymusu.
Niestety, człowiek nie wytrzymał próby. Nadużył swojej wolności. Zapragnął po swojemu rozumianej wolności, chciał emancypować się, uniezależnić od woli Ojca, uwolnić od współpracy i przyjaźni ze Stwórcą. Postanowił zabrać „część majątku, która mu przypada” (Łk 15, 12), odjechać w dalekie strony, by żyć dostatnio, bosko swobodny, królewsko rozrzutny (por. Łk 15, 12 nn). Wydarzenie to nazywamy grzechem pierworodnym. Jest on udziałem nas wszystkich, przekazywany przez zrodzenie. Dlatego protestanci nazywają go „dziedzicznym”, prawosławni zaś „praojcowskim”, ponieważ tak jak Adam był przedstawicielem naszym w dobru otrzymanym od Boga, tak też jest nim w niekorzystnych następstwach grzechu.
To odwrócenie się od Boga, ten akt emancypacji spowodował duże szkody. Przykrym echem odbił się nawet w przyrodzie, której opanowanie wymagać będzie od człowieka szczególniejszego trudu. Największe jednak spustoszenie spowodował w samym człowieku pozbawiając go największego i nigdy do końca nie pojętego daru przyjaźni z Bogiem.
Na swoim postępku najwięcej stracił sam jego sprawca, człowiek. Zerwanie z Bogiem jest działaniem przeciw sobie. Odtąd człowiek nie jest ani w komunii ze Stwórcą, ani w zgodzie ze samym sobą, zgubił harmonię „z małżonką” i ze swoimi. Grzech jest przeto samozniszczeniem. Sobór Watykański II poucza, iż „grzech pomniejsza człowieka, odwodząc go od osiągnięcia jego własnej pełni” (KDK 13).
Ostatecznie przeto próba człowieka życia na własny rachunek, pójścia zupełnie swoją drogą rzuciła go w niewolę pasienia wieprzów, skazała na nieapetyczne żywienie się, lekceważenie przez otoczenie (Łk 15, 15 nn) i „tułaczkę daleko od Pana” (KK* 6). Równocześnie dokonało się wewnątrz człowieka rozdarcie, swoistego rodzaju „siniak na duszy”. W człowieku walczą dwie siły, toczy się dramatyczna walka między dobrem a złem, między światłem a ciemnością. „Stwierdzam w sobie — wyznaje św. Paweł — to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło [...] które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach” (Rz 7, 21-23).
Bóg jednak nie odwołał swojej miłości w stosunku do wyemancypowanego człowieka. Kapitalnie to wyraził autor Księgi Mądrości: „Nawet gdy zgrzeszymy, Twoimi jesteśmy, znając Twoją moc” (Mdr 15, 2a). Bóg nawet nie czekając na powrót marnotrawnego syna wychodzi naprzeciw, oczekuje z nową szatą, a przede wszystkim ze swoją ojcowską miłością.
opr. ab/ab