Fragmenty książki "Najważniejsze dni"
© Wydawnictwo WAM, Kraków 2002
Redakcja Małgorzata Zając
ISBN 83-7097-935-1
NIHIL OBSTAT. Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego,
ks. Adam Żak SJ, prowincjał. Kraków, 25 stycznia 2002 r., l.dz. 16/02.
|
(strony w wyd. papierowym) |
Drogi Czytelniku | 5 |
I | |
1. Czterdziestodniowa wędrówka | 13 |
2. Popiół znakiem umocnienia na drodze przemiany | 29 |
3. Pustynia spotkania z Bogiem | 32 |
4. Wrócę do Ojca | 36 |
5. Nadużył swojej wolności | 39 |
6. Bóg uczynił Go grzechem za wszystkich | 43 |
7. Zanurzeni w Chrystusie | 47 |
8. Wierzyć — znaczy: stawać się wolnym | 51 |
II | |
1. Świętujemy misterium Chrystusa Umęczonego, Pogrzebanego i Zmartwychwstałego | 57 |
2. Chrystusowa Pascha przywraca zdolność kochania, pozwala odzyskiwać straconą wolność, wydłuża przestrzeń „od” i skraca odległość „do” | 61 |
3. Paschalne uroczystości | 65 |
4. Czwartek Wieczerzy Pańskiej | 70 |
5. Wielki Piątek Męki Pańskiej | 84 |
6. Niedziela Wielkanocy — Wigilia Paschalna — Zmartwychwstanie Pańskie | 89 |
7. Niech zajaśnieje Pan | 124 |
8. Królowo nieba, wesel się, Alleluja | 128 |
9. Duch Święty — nowe Życie | 131 |
Pascha — misterium paschalne jest sercem chrześcijańskiej wiary. Chrześcijanin to człowiek paschy, „wychodzenia” — exodusu, przekraczania siebie samego. Stwierdzenie to ważkie, będące ciągłym programem. Chciałbym coś z dynamizmu tej rzeczywistości przybliżyć.
Odwołuję się więc do refleksji uprzednio przekazywanych w miesięczniku „Msza święta”. Myśli te skupiają się wokół dni, które nazywamy Triduum Paschalnym, dni, które są świętowaniem Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa, i całego okresu przygotowującego tę „uroczystość nad uroczystościami”.
Szkoda, że nie mamy innego określenia na czas od Środy Popielcowej do Wielkiego Czwartku. Wyrażenie bowiem Wielki Post w obecnej rzeczywistości wydaje się być wielką nieprawdą. Inne języki znalazły odpowiednie określenia. I tak np. w języku niemieckim proponuje się: Czas wielkanocnej pokuty. U nas powoli przyjmuje się: przygotowanie do Paschy — Wielkanocy. Warto się potrudzić nad znalezieniem odpowiedniego wyrażenia, bo ten czas jest czasem specjalnym, czasem mocnym. Kościół przywiązuje do niego bardzo duże znaczenie.
W Starym Testamencie liczba czterdzieści oznaczała czas przygotowania się na jakieś ważne wydarzenie. Tym najważniejszym, nie tylko ważnym, wydarzeniem w chrześcijaństwie jest serce chrześcijaństwa —misterium paschalne.
Kościół — troskliwa Matka, poprzez liturgię prowadzi swoją pedagogię. Kiedy mówi o wędrówce z Jezusem wytycza jasny p r o g r a m tej drogi.
Na początku czasu przygotowania liturgia prowadzi nas na pustynię. W Starym Przymierzu pustynia była symbolem zła, uważana była za środowisko antyludzkie. Pustynia to miejsce wybrane dzikich bestii, gdzie panuje nieporządek, gdzie nie obowiązują normy, reguły. Wierzono, że pustynię zamieszkuje arcydemon Azazel. I kiedy podczas rytu ekspiacyjnego kapłan i lud obciążali swoimi grzechami kozła, wypędzano go następnie na pustynię, do Azazela (por. Kpł 16, 20-22). Przez grzech, który zaistniał w raju — symbolu szczęścia (Eden jest słowem hebrajskim oznaczającym rozkosz) człowiek stał się uczestnikiem nieporządku moralnego, znalazł się na pustyni, stał się człowiekiem pustyni. Aby go zbawić, uratować, Jezus sam poddaje się doświadczeniu pustyni. Jego 40-dniowy pobyt na pustkowiu przywołuje na pamięć 40 lat kuszeń i utrapień Ludu Wybranego na pustyni. „Wiedziony Duchem Świętym” idzie Zbawiciel, by wydać walkę Złemu. Wychodzi z próby zwycięski, trzykrotnym „nie”. Szatan „odstąpił od Niego aż do czasu” (Łk 4, 13). Powróci on do Jezusa przed śmiercią: szatan wstąpił w Judasza (Łk 22, 3). Jezus powiedział do aresztujących Go w Getsemani: „to jest wasza godzina i panowanie ciemności” (Łk 22, 53). Wołania pod krzyżem „jeśli jesteś Synem Bożym, zbawże sam siebie” (por. Mt 27, 40) — stanowią echo słów z pustyni: „Jeśli jesteś Synem Bożym” (Łk 4, 3 nn).
Nic przeto dziwnego, że pierwszym tematem czasu przygotowania jest walka, p r z e m i a n a. Określamy ją często z greckiego metanoia — walka bowiem nie oznacza czegoś negatywnego, ale troskę o przemianę człowieka, jego sposobu postępowania, odwrócenie od zła i czynienie dobra. Dobrze oddają to nowe pieśni: „Przybliżyło się królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” lub „Wstanę i pójdę do mojego Ojca” (szkoda, że tak mało mamy pieśni o tej tak istotnej dla człowieczej egzystencji, wielkiej sprawie!). — Powiedzmy więc sobie jasno, nie ma przeżycia tego czasu bez zerwania z grzechem.
Wspomniano już, że walka, przemiana — główny temat czasu przygotowania nie jest rozumiana negatywnie. Jej bowiem celem jest życie z Bogiem, powrót do raju, gdzie panowała przyjaźń z Bogiem i doskonała harmonia. To powrót do pierwszej miłości, pierwszego związku z Chrystusem, który zaistniał na chrzcie św.
Wciąż jeszcze za mało żyjemy tą rzeczywistością. Za mało rozwijamy to nowe życie, które otrzymaliśmy w chrzcie św. Czyż mogą być jakieś granice postawione życiu! Wciąż słychać tu słowa „bądźcie doskonałymi jako Ojciec Wasz niebieski...” (por. Mt 5, 48).
I tak dochodzimy do drugiego wielkiego tematu, drugiej myśli wiodącej czasu przygotowania — jest nią c h r z e s t.
Spotkanie Jezusa ze Złym św. Mateusz kończy zwięzłą, ale jakże bogatą w treść, notatką: „aniołowie przystąpili i usługiwali Mu” (4, 11). Pustynia nabiera przeto także innych wymiarów. Staje się miejscem, w którym odnajdujemy Boga, rodzi się w nas nowe, objawia się miłość Boga i Jego rozmiłowanie w człowieku. Chrystus wnosi w nią elementy zażyłej przyjaźni człowieka z Bogiem, zaprowadza na nowo zwyczaje panujące w Edenie, w rajskiej krainie, którą człowiek utracił przez współpracę ze Złym. Walka z grzechem — to dla chrześcijanina wstęp do życia w przyjaźni z Tym, który powiedział do nas w chwili chrztu „synem moim jesteś”, posiadasz szczęście i przywilej zwracania się do mnie „Ojcze”. Najpiękniejszy i najwspanialszy Boży dar — Boża adopcja! Rzeczywistość zaistniała w sakramencie chrztu staje jako wielkie zadanie. Wszystko zostało zrobione i wszystko pozostaje do zrobienia.
Rozwój życia Bożego, nowej egzystencji podarowanej nam w sakramencie chrztu — to drugi wielki temat okresu przygotowania do Wielkiej Nocy. Temat ten powracać będzie w czytaniach mszalnych, w których mowa będzie o wzroście o nieograniczonych możliwościach — „bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48). Przyjąć chrzest to przyjąć Chrystusa, Jego styl życia, oceniania i postępowania. Nie ma chyba lepszego i bardziej zwięzłego określenia zamykającego wszystko — całą egzystencję Jezusa, niż słowo Miłość — egzystencja „dla” całej ludzkości, aby życie mieli (por. J 10, 10).
I nie wiadomo kiedy, nawet nie zauważysz jak to, co niebywałe, staje się rzeczywistością. A niebywałe dokonuje się właśnie przez miłość. Miłość, która gotowa jest na każdy finał byle nie konformistyczny. I ona to prowadzi do autentycznego zwycięstwa, do zmartwychwstania.
Nie mamy niestety pieśni, które przybliżyłyby nam rzeczywistość chrztu, które uczyłyby nas mówić do Boga „Ojcze”, uczyłyby nas wrażliwości na łaskę usynowienia, Bożej adopcji.
Pod koniec czasu przygotowania liturgia każe nam przeżywać cierpienia i śmierć Chrystusa, dzięki którym grzech został przezwyciężony, śmierć pokonana i otwarte są perspektywy nowego życia w zmartwych- wstaniu. Chrzest zanurza nas w śmierci Jezusa.
W dobrym przeżyciu tego czasu pomagają nam liczne i pełne autentycznego współczucia pieśni pasyjne. I chętnie do nich sięgam właśnie pod koniec tego okresu, jeśli staram się przeżyć ten czas w duchu walki i przyjaźni. Jakżeż bowiem użalać się nad Jezusem klęczącym w Ogrójcu bez wewnętrznego oczyszczenia. Jakżeż śpiewać „kocham Cię serdecznie”, kiedy w sercu tkwi przywiązanie do grzechu?!
Podziwiajmy mądrość liturgii i zawierzmy jej wychowawczemu działaniu, a ona poprowadzi nas do radości zmartwychwstania.
Stosunkowo łatwo wyznaczać pogramy. Mądrość Matki-Wychowawczyni podsuwa pewne wypróbowane s p o s o b y, ułatwiające realizację planu. Są nimi: post, modlitwa, jałmużna. Zdumiewająco proste, czy sprostają potędze i bezczelności zła?
Można doznać uczucia podobnego do tego, jakie odczuwał naczelny dowódca wojsk syryjskich, Naaman, któremu prorok Elizeusz kazał siedem razy obmyć się w Jordanie, aby pozbyć się trądu, którym był dotknięty. Rozgniewany mówił: „Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczonym? [...] myślałem, że wyjdzie [prorok], stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd” (2 Krl 5, 11-12). A jednak został oczyszczony. Podobnie proste, a przecież nadzwyczaj skuteczne są post, modlitwa i jałmużna.
Wielki współczesny święty Dalekiego Wschodu Mahatma Gandhi posługiwał się p o s t e m jako polityczną bronią i uważał go za środek do wewnętrznego wyciszenia się i spotkania z Niewidzialnym. We wszystkich religiach post stanowi warunek spotkania się z bóstwem. Z drugiej strony — jawi mi się przed oczami potężna, zwalista postać wielkiego męża stanu świata zachodniego, z nieodłącznym cygarem w ustach, W. Churchilla. On nie pościł. Przez pewien czas czuł się jako Atlas dźwigający na swoich barkach wolny świat. A przecież jego „styl” zapewne był jakąś ascezą, mobilizowaniem ludzkich sił, poczucia odpowiedzialności i obowiązku. A może przy poszczeniu idzie także o samodyscyplinę? O zdobywanie wartości? — wartości darowane, wiadomo, nie cieszą, są zwiewne i krótkotrwałe. Przypominam sobie tutaj wywiad z pewnym żeglarzem: „ — Rejs dla pana to klasówka z geografii? — Nie, ze sprawowania?”. Papież Leon Wielki nawoływał do postu przez szeroką wspaniałomyślność, z żywą wiarą prosił, by wszyscy „spotkali się w jedności miłości”. Tak konkretnie pisał: „nie tyle uszczuplajmy nasze pożywienie, ale przede wszystkim powstrzymujmy się od grzechu”. I nie gardźmy takim prostym środkiem w tej walce, jakim jest post. Zbawiciel powiedział, że pewne ludzkie demony opuszczają człowieka nie inaczej jak tylko przez post i modlitwę (por. Mt 17, 21).
Ciekawe, że we wszystkich religiach post jest drogą do d o ś w i a d c z e n i a Boga! I dziś jeszcze, kiedy człowiek Indii chce usłyszeć głos Wielkiego Ducha, ucieka do puszczy i pości. Nie dziw przeto, że Didache (dokument z końca I lub początku II wieku) kandydatom do chrztu nakazuje pościć dzień lub dwa.
Jest rzeczą charakterystyczną to, jak Ojcowie Kościoła byli konkretni w swoich wskazaniach dotyczących przeżywania czasów roku liturgicznego. Jan Chryzostom np. wyrażał obawę, że można pościć nie poszcząc. Dokonuje się to wówczas, kiedy poszcząc nie wstrzymujemy się od grzechu. Prawdziwy bowiem post — to „post” od obrażania Boga. Leon Wielki natomiast podszedł do tego zagadnienia od strony pozytywnej i nawoływał: „pośćmy nie przez sterylną dietę, którą sami sobie dyktujemy, lecz przez wspaniałomyślność — miłość”. Nie idzie tu o jakieś estetyzujące zabiegi, lecz o wzajemną tolerancję, liczenie się z odmiennością drugiego człowieka, rozumienie jego dążeń i praw, życzliwość non stop. Prorok Zachariasz, już nie Ojciec Kościoła, ale Boży „widzący” nawoływał: „wydawajcie wyroki sprawiedliwe, okazujcie sobie wzajemną miłość i miłosierdzie. Nie krzywdźcie wdów i sierot, cudzoziemców i biednych. Nie noście w sercach waszych myśli nieżyczliwych dla bliźniego” (Za 7, 9-10). Jan Paweł II nadał wezwaniu na Wieki Post pierwszego roku nowego millennium, znamienny tytuł: „Miłość nie pamięta złego”.
M o d l i t w a — inny środek. Zbyt upraszczamy zagadnienie, gdy mówimy, że człowiek modląc się, pozbywa się wewnętrznej trucizny. Wszelkie zło działa bowiem w człowieku jak zakażenie. Modląc się, odnajdujemy nową skalę wartości, odkrywamy nasze pokrewieństwo z drugim człowiekiem, odczuwamy jego potrzebę.
J a ł m u ż n a czyli miłość — wielokrotnie powracać będziemy do tego wątku. Na tym miejscu poprzestańmy na ogólnym stwierdzeniu: poprzez okruchy dobra, które czynimy, Bóg uśmiecha się do człowieka. Nic bardziej nie pomaga w zwalczaniu grzechu, który jest egoizmem, koncentracją na sobie, jak właśnie miłość, czyli otwarcie na drugiego, odejście od egoizmu. Chodzi za mną stwierdzenie jednego ze znawców Starego Testamentu — rabina, który nauczał, że gdy Żyd nie przychodzi do synagogi nie jest dobrym Żydem, ale gdy nie czyni miłosierdzia w ogóle nie jest Żydem!
W pierwszą niedzielę Wielkiego Postu kapłan w naszym imieniu wypowiada słowa dziękczynienia Bogu za to, że „co roku pozwala nam z radością oczekiwać świąt Wielkanocy”. W naszych związkach z Bogiem obawiamy się — i ta obawa winna nam towarzyszyć stale, ponieważ jest szkołą mądrości — by wypowiadane słowa nie były bez pokrycia, zafałszowane, wymawiane tylko wargami. Kościół traktuje okres Wiel- kiego Postu jako dar Boży, czas podarowany wiernym. I chociaż ten czas zewnętrznie nie różni się od pozostałych dni zabieganej codzienności, to przecież jest inny. Nasi bracia chrześcijanie z Francji nazywają go „czasem mocnym”. Jest to bowiem czas, w którym Bóg przychodzi do człowieka pełniej, okazuje mu szczególne względy. Kieruje ku niemu szczególny — że jeszcze raz użyjemy tego samego słowa — silny strumień łaski. Wyjątkowego znaczenia nabiera to tak charakterystyczne dla liturgii „dziś”, „teraz”. „Teraz” — jakże wiele rozpraw napisano na temat tego słowa — oznacza wyjątkową obecność Boga w swoim ludzie. Jest uzdolnieniem do współpracy w Boskich planach w stosunku do całego życia człowieka. „Teraz” jest obecnością wielorakiej, wielobarwnej łaski Bożej uzdalniającej realnie, od wewnątrz, do współpracy z Bogiem w realizowaniu tego, co Bóg zamierza w stosunku do człowieka, co jest ku mojemu pokojowi, rozwojowi, szczęściu. I tu znowu chciałbym podkreślić słowo c a ł e g o człowieka. Przetwarzające bowiem działanie Boga odnosi się do całego ludzkiego życia. W licznych modlitwach i liturgii wschodniego Kościoła odnajdujemy prośby zadziwiająco konkretne: o zdrowie, o radość, o rozwój człowieka, o wszelkie dobro — prawie że słyszymy tu jakże częsty nasz zwrot „wszystkiego dobrego” (zob. np. anafora biskupa Serapiona).
Traktując Wielki Post jako dar Boga zbawiającego w Chrystusie, Kościół jakby spontanicznie myśli o ludzkiej odpowiedzialności za ten dar, rozumiany jako zadanie. Liturgia pokazuje swoim wiernym drogę, na której mogą wyrazić Bogu swoją miłość za Jego staranie o nich. Bóg daje czas Wielkiego Postu, abyśmy, że odwołam się do słów niedzielnej prefacji: „gorliwie oddając się modlitwie i dziełom miłosierdzia, przez uczestnictwo w sakramentach odrodzenia osiągnęli pełnię dziecięctwa Bożego”.
Teksty prefacji są krótkie, takie też są w znakomitej większości modlitwy liturgii rzymskiej. Rozumiemy, że nie mogą być rozwlekłe, przegadane. Wyrażają wiele, ale nie wszystko. Oryginalny tekst rzymski używa w prefacji słów officia pietatis, które zostały przetłumaczone „oddając się modlitwie”. Należy je jednak rozumieć szerzej, jako gorliwsze przeżywanie służby Bożej, wszystkich jej form, nie tylko modlitwy. Kościół wzywa po prostu do głębszego niż zwykle, intensywniejszego (a może nawet częstszego!?) przeżywania służby Bożej.
Wspomniana modlitwa mówi o sakramentach odrodzenia. Są nimi chrzest św. i Eucharystia. Może nas to zdziwić, gdy uświadomimy sobie, że pierwszorzędnym tematem Wielkiego Postu jest właśnie sakrament chrztu, w którym zaistniał wyjątkowy, szczególny fakt. Wtedy Bóg nazwał mnie swoim — „swoim najmilszym synem”. Uznał we mnie podobieństwo do swego Jednorodzonego Syna Jezusa, pozwolił zwracać się do siebie: „Ojcze mój”! Czas Wielkiego Postu służy odnowieniu tej niesłychanej godności, pomnożeniu jej, wchodzeniu w głębsze jej rozumienie, to jest pełne miłości i zaufania odnoszenie się do Najlepszego Ojca. Czas ten służy pełniejszemu rozumieniu Bożych planów, Jego intencji. Bóg zakłada dochodzenie człowieka do dojrzałości i daje mu w tym celu swoją pomoc. Odnowienie łaski usynowienia prowadzi w naszych warunkach przez sakrament pojednania i pokuty do łączności z Chrystusem w Eucharystii.
Jeżeli w sakramencie chrztu staliśmy się synami Boga-Miłości, oznacza to, że włączeni w społeczność Kościoła winniśmy celować w tej miłości w stosunku do brata, w którym ukrywa się nasz Pan — Jezus. Dlatego okres Wielkiego Postu jest czasem intensywniejszej życzliwości, serdeczności, uśmiechu, podnoszącego słowa.
Śmiem sądzić, a raczej więcej, jestem przekonany, że w łasce Boga na wielkopostne „teraz” kryje się i wezwanie, i pomoc do wzmożonej troski o życzliwość. Właśnie w tych warunkach, w których żyjemy, w gonitwie za wieloma sprawami, w wystawaniu w wydłużającej się kolejce... w niepewności oczekiwania podejmujemy post zamierzony przez Boga — post od nieżyczliwych słów, kąśliwych uwag, robaczywego egoizmu. Tworzymy muzykę Wielkiego Postu — muzykę miłości, uczuć ciepłych, bardzo ciepłych, współczującej przychylności, które włączają nas w krąg najbliższych Bogu. „Nie brak wam miejsca w moim sercu — pisał św. Paweł do parafian w Koryncie — [...] otwórzcie się i wy” (2 Kor 6, 12-13).
Okres czterdziestu dni poprzedzający przeżywanie Zmartwychwstania Chrystusa nazwać można drogą, wędrówką, pielgrzymowaniem do Paschy. Słusznie, tłumacząc liczbę czterdzieści, przywołujemy wędrówkę ludu wybranego przez pustynię czy wejście proroka Eliasza na górę Horeb. Celem tej drogi jest Pascha, tj. przejście, zmiana, inny kształt, który chcemy nadać naszemu życiu, naszym relacjom z Bogiem, z drugimi.
Podjęcie pewnych działań korygujących styl życia zależy od jakości wiary. To ona wręcz domaga się refleksji nad samym sobą, pewnych posunięć, odejścia, dystansu, a przede wszystkim pozytywnych czynów, a więc ukierunkowania na dobro. Autentyczna bowiem wiara posiada charakterystyczną właściwość. Jest „zaborcza”, nie lubi połowiczności, kieruje się swoją skalą termiczną, nie toleruje mdłych temperatur („bądź zimny albo gorący” — por. Ap 3, 15). Nic dziwnego, że Biblia cały proces powrotu człowieka do Boga — nawrócenie, sprowadza do wiary. Ona jest pokarmem życia!
A nasze credo? Samo łacińskie słowo credo znaczy: wiara, to cor — serce, życie, człowiek, i drugi człon do — daję. Wierzyć, to ciągle na nowo oddawać swoje serce, siebie samego Bogu, swojemu Stwórcy, to przylgnąć do Boga ze wszystkich sił i umieć znaleźć czas na rozmowę z Nim, na konsultowanie swoich planów życiowych. Można by właśnie w okresie Wielkiego Postu przeznaczyć jakiś weekend na refleksję, modlitwę, zatrzymanie się. Zaskoczyła mnie obecność wielu ludzi świeckich, niektórych z rodzinami, pod koniec tygodnia w opactwie Maria Laach. Dwadzieścia rozmównic — pokoi gościnnych, w których prowadzi się rozmowy z gośćmi, świadczyło o dużym zainteresowaniu pogłębianiem swojego życia wewnętrznego.
Zajrzyjmy do Ewangelii św. Jana. Nie używa on słowa „nawrócenie” (metanoia), jak inni ewangeliści. Natomiast podaje szereg wydarzeń, sytuacji, które nakreślają proces korekty życia. Odczytajmy np. spotkanie Chrystusa i Samarytanki przy studni Jakuba (J 4, 1-41). Prosta czynność kobiety — czerpanie wody ze studni zmienia się w dyskusję, szukanie właściwej odpowiedzi na pytania dotyczące Mesjasza, rozumienia istoty czci, zmian, jakie już się zaczęły.
Czasy, w których żyjemy, niosą wyjątkowo dużo problemów dotyczących skarbu naszej wiary. Niepodejmowanie prób wyjaśnienia osłabia naszą wiarę, a w konsekwencji cały nasz egzystencjalny „system obronny”. Wówczas znajdują pożywkę szeroko i celowo rozsiewane bakterie „rozrzedzające” wiarę. Zwróćmy uwagę, że biblijny Nikodem nocą prowadził dyskusje z Chrystusem.
W epizodzie z Samarytanką uderza także jej reakcja. Uradowana odkryciem prawdy, pozostawia dzban przy studni i biegnie podzielić się swoją radością. Zwołuje sąsiadów i mieszkańców osiedla: „Przyjdźcie i zobaczcie...”. Wielu Samarytan pod wpływem świadectwa kobiety poczęło wierzyć w Jezusa (por. J 4, 39). Do istoty wiary należy jej ujawnienie, ekspresja. Zarówno wiara, jak i miłość, nie są tylko i wyłącznie wewnętrznymi rzeczywistościami człowieka. I miłość, i wiara są osobowe, związane z całą osobą, z całym człowiekiem, który żyje, działa, wyraża się poprzez słowa, jak również poprzez całą przebogatą sferę ekspresji. Gesty przecież w jakimś sensie tworzą człowieka. To następny element korekty wiary w drodze ku Chrystusowej Passze.
Wiara żyje modlitwą, wyraża się w rozlicznych sposobach ludzkiej „gestykulacji” i karmi się czynieniem dobra. Św. Augustyn, i nie tylko on, nieustannie łączy wiarę i miłość. Dar siebie dla drugiego człowieka jest odejściem od siebie, przekreśleniem swojego egoizmu, w konsekwencji robi miejsce dla drugiego, dla Boga.
W przeżywaniu Wielkiego Postu ciągle powtarzano triadę: jałmużna, poszczenie, modlitwa. Nie powinna nas dziwić taka kolejność. Poszerzone serce, wyzute z egoizmu, swobodniej i z wolnością „rozmawia” z Bogiem.
Może łatwiej będzie nam teraz rozumieć stwierdzenie Jezusowe, że wiara prowadzi do wolności i wewnętrznej radości.
opr. ab/ab