Fragmenty książki "By życie nie było smutne. Cieszyć się każdą chwilą"
ISBN: 978-83-60703-90-8
wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008
O obrazie drzewa, na które jako dziecko chętnie się wdrapujemy, i obrazie jaskini, w której można się schować, słyszałem często, kiedy pytałem o ślad własnej witalności. Najwyraźniej są to dwa podstawowe wzory, które nam bardzo odpowiadają. Inna kobieta opowiedziała mi, że zawsze, kiedy jej ojciec za dużo wypił i kłócił się z matką albo krzyczał na dzieci, uciekała nadąsana. Potem siadała w bujanym fotelu, który zrobił jej dziadek stolarz. Fotel miał kształt dużego łabędzia. Siedziała w nim jak na tronie i czuła się większa niż wszyscy inni. Tam rosła jej pewność siebie. Czuła w sobie siłę i moc. Potem zaczynała śpiewać. Wrzaski i czasami bicie ojca odbierała jako raniące. Wyrażała to swoim dąsaniem się. Jednocześnie, kiedy się obrażała, dystansowała się od ojca. Uwalniała się od jego destruktywnego wpływu. Nie zatrzymywała się na dąsaniu się. Ponieważ wtedy oddałaby ojcu zbyt dużo mocy. W bujanym fotelu wchodziła w kontakt ze swoją godnością i poczuciem własnej wartości. Na łabędzim tronie czuła, że posiada nienaruszalną wartość. Może właśnie obraz łabędzia był dla niej taki ważny. Łabędź jest przecież dumnym zwierzęciem. W czasach antycznych łabędź z powodu swojego piękna i czystości był zwierzęciem Wenus, bogini piękna i miłości. Indyjski Brahma — bóg stworzenia, dosiada łabędzia. Dzięki łabędziowi dziecko dotknęło swojej miłości i radości, swojej siły i piękna, swojej boskiej godności, której nie mógł jej odebrać żaden człowiek, nawet ojciec wyzywający raniącymi słowami czy bijący.
Siedząc na łabędziu, dziewczynka w pewnej chwili zaczynała śpiewać. Śpiew prowadził ją do pozytywnych uczuć, które były w niej, do źródła radości, które biło zawsze pod zranieniami i bólem. Kontakt z tym źródłem radości życia i witalności sprawiał, że ból spowodowany urazami mijał. Dziewczynka czuła się dobrze, była w harmonii ze sobą i ze światem, w harmonii z Bogiem. To był ważny krok w samouzdrawianiu siebie. Był to jednocześnie jej duchowy ślad. Kiedy opowiadała mi o tym przeżyciu, tkwiła właśnie w duchowym kryzysie i nie wiedziała, jak się z niego wydostać. Miała wrażenie, że Bóg jej umknął. Wszystko, co do tej pory praktykowała w życiu duchowym, ulotniło się i rozmyło. Wszystko stało się takie nierzeczywiste. Teraz dotknęła swojego całkowicie osobistego życia duchowego. Opowiadała, że chętnie włączała muzykę i tańczyła dla siebie samej. To był taki wewnętrzny impuls.
Tańcem i śpiewem
nawiązać do duchowego śladu,
który odkryła jako dziecko.
Z punktu widzenia jej wychowania nie miało to oczywiście nic wspólnego z życiem duchowym. Teraz rozjaśniła się jej twarz. Czuła, że jej taniec i śpiew mógł nawiązać do duchowego śladu, który sama odkryła w dzieciństwie. Nie musiała już na próżno kontynuować duchowych praktyk, jakie sobie obrała w klasztorze. Poddając się wewnętrznemu impulsowi tańca i śpiewu, była duchowym człowiekiem.
Opowiedziała mi jeszcze o innym miejscu, w którym czuła się bardzo dobrze, w którym była w harmonii ze sobą, w którym radość była wyrazem jej wewnętrznej witalności. Jako dziecko chętnie ze swoimi przyjaciółkami bawiła się lalkami przed ołtarzem Matki Bożej w wiejskim kościele. Rozbierały i ubierały lalki i kładły je do wózka. Czasami rękami opierały się o ławki i huśtały. Kościelna najwyraźniej okazywała dużo zrozumienia. Nie przeszkadzała im w zabawie. Kobieta jako dziecko nie zastanawiała się, dlaczego właśnie tak chętnie bawiła się przed ołtarzem Matki Bożej w kościele. Dziecko odnajduje takie miejsca nieświadomie. Ono wie, co dla niego jest dobre, co uzdrawia jego duszę. Maryja wskazuje na matczynego i czułego Boga. Matka tej kobiety była raczej chłodna i zdystansowana. Od niej nigdy nie poczuła prawdziwego ciepła. Matka stale się bała, że ojciec zdenerwuje się na dzieci i znowu rozpocznie awanturę. W kościele dzieci czuły się pewnie. Tam mogły się oddać zabawie. Tam nikt im nie przeszkadzał. Tam były otoczone przestrzenią ochronną. Było to miejsce pełne tajemnic, pełne witalności i numinalnej emanacji. Najwyraźniej było to matczyne miejsce, pełne ciepła i przestrzeni, bez strachu przed rozwścieczonym ojcem. W swoim religijnym wychowaniu kobieta nauczyła się postrzegać Boga jak Ojca i zbudowała swój osobisty stosunek do Chrystusa. Jednak ostatecznie była to nadaremna próba stworzenia obrazu Boga wbrew jej własnemu śladowi. Wspomnienie zabawy przed ołtarzem Matki Bożej dodało jej odwagi do dostrzeżenia Boga z Jego matczynością i kobiecością, do pokochania Go. Nie Bóg, który czegoś od niej wymagał, lecz Bóg, w którego obecności mogła się bawić, doprowadzi ją do witalności i radości.
Bóg, w którego obecności
mogła się bawić. Maryja.
opr. aw/aw