Monastery w Meteorze wprawiają w zachwyt nawet najbardziej oschłe umysły, przywykłe do traktowania wszelkich cudowności ze spokojem godnym mędrca
Jest miejsce w Tesalii, które wprawia w zachwyt nawet najbardziej oschłe umysły, przywykłe do traktowania wszelkich cudowności ze spokojem godnym mędrca. To przedziwny zespół średniowiecznych monasterów zawieszonych pod niebem na gigantycznych ostańcach.
Skały Meteory — bo o nich tu mowa — przybierają kształt głów cukru, pinakli, wieżyc, maczug, przy których nasza Maczuga Herkulesa z Doliny Prądnika wygląda jak zapałka. Piękno przyrody, odległość od ludzkich siedzib i naturalna obronność skalnych formacji — oto zewnętrzne walory umożliwiające podjęcie życia pustelniczego. Jak na Bizancjum to dość późno, bo dopiero w połowie XIV wieku, ustronie to na równinach Tesalii odkryli pustelnicy dążący nie tylko do izolowania się od świata. Poszukiwali także miejsc z natury pięknych, bo już samo piękno otoczenia porywa duszę ku Stwórcy. Niczym po szczeblach mistycznej drabiny duchowego rozwoju Jana Klimaka podjęli wspinaczkę po skałach, na podobieństwo ptasich gniazd w skalne szczeliny wciskali sklecone z byle czego szałasy — kelliony. W samotności poszukiwali sposobów doskonalenia się.
Tak jak w tylu innych miejscach, tak i tu pustelnicy stawali się z czasem ofiarą swego pustelnictwa. Wieść o świętości ich życia i heroicznych czynach rozchodziła się po okolicy, dołączali do nich podobni im zapaleńcy, szukający przewodników duchowych na drodze samodoskonalenia się. Niebawem otoczony uczniami anachoreta stawał się zasadźcą wspólnoty — cenobitą.
Do takich należał pewien Atanazy, jeden z wędrujących po Grecji samotników, który w poszukiwaniu miejsca dla siebie, odwiedziwszy najpierw Konstantynopol, Kretę, Atos i wiele pomniejszych ośrodków życia zakonnego w Bizancjum, za radą biskupa dotarł do Meteory, do wysokich skał założonych — jak powiadano — przez Demiurga na początku świata. Towarzyszył mu inny zapaleniec uświęcania się w pojedynkę, Grzegorz Stylita. Osiedliwszy się w tym bajecznie urodziwym zakątku Grecji, nie mieli już odwrotu. Musieli poświęcić ideał życia anachoreckiego na rzecz zawiązującej się wokół nich wspólnoty. Tak powstał w Meteorze pierwszy klasztor z kościołem pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego — Metamorfosis. Po nim wznoszono kolejne, tak iż druga połowa XIV wieku to czas wielkiej budowy na skalnych ostańcach Meteory.
Zbiegło się to z wydarzeniami politycznymi. Stulecie XIV to początek upadku Bizancjum, upadku spowodowanego z jednej strony wojną domową, z drugiej — zagrożeniem ze strony Turków, którzy podbiwszy Anatolię, przekroczyli już Dardanele i weszli do Europy. Panujący w Konstantynopolu cesarz nie był w stanie zapewnić integralności terytorialnej swojego państwa. Spod jego władztwa odpadały kolejne prowincje, także te rdzennie greckie, jak właśnie Tesalia. Nad Tesalią, niemal u samych wrót Konstantynopola, rozciągnął panowanie wielki car serbski Stefan Duszan, twórca potężnej Serbii. Marzył o uratowaniu Bizancjum, ale pod swoim berłem, dążył do ocalenia przed muzułmanami tysiącletniego cesarstwa chrześcijańskiego. To on właśnie, a po nim jego następcy na serbskim tronie otoczyli opieką i wsparciem budujące się na skalnych wierzchołkach Meteory monastery. Podobno było ich ponad dwadzieścia, mniejszych i większych, nie licząc setek pustelni. Zachowała się dawna rycina, przedstawiająca owe ostre górki, o profilach tak dobrze znanych z malarstwa ikonowego. Każda z nich zajęta jest przez mocno rozbudowany kompleks klasztorny. Do podwieszonych jakby pod niebem zabudowań można się było dostać tylko za pomocą drabin i sieci wciąganych na linie kołowrotem. Cierpiącym na zawrót głowy pasażerom zawiązywano oczy nad przepaściami.
Dziś pielgrzym lub turysta nie doświadczy podobnych podróży podnoszących poziom adrenaliny. Miejsce sieci i drabin zajęły wykute w skałach tunele i schody, a nad przepaściami przerzucono mostki. Bo do sześciu żyjących monasterów ciągną nieprzebrane tłumy. I chcę wierzyć, że nie tylko turystów spragnionych egzotyki, ale i ludzi świadomie poszukujących chrześcijańskiej duchowości. Wielka Meteora (czyli Metamorfosis), Barlaam, Hagia Triada, Hagios Stefanos i Rousanou przez wieki przechowały po dziś dzień całe bogactwo chrześcijaństwa wschodniego. Monastery zasiedlone są nie tylko starszymi, ale i młodymi mnichami. Zachowują obserwancję zakonną i sprawują codzienną liturgię. I trzeba ujrzeć owe wspaniałe freski od XV wieku kładzione na wszystkich ścianach i sklepieniach katolikonów, owe cudownie rzeźbione w drewnie i wyzłocone ikonostasy, owe kolekcje ikon, sprzętów liturgicznych, ksiąg i relikwiarzy, żeby zrozumieć, że to nie relikt przeszłości. Meteora ciągle żyje.
opr. ab/ab