Narzeczeństwo

Zatem aby poznać sens małżeństwa, musimy poznać Boga. Aby zrozumieć obraz, musimy poznać oryginał. Tym, kim będzie Bóg, tym będzie związek dwojga ludzi stworzony na Jego podobieństwo.

Narzeczeństwo

Alain Quilici OP

Narzeczeństwo

PROMIC - Wydawnictwo Księży Marianów MIC
Warszawa
wrzesień 2009
ISBN 978-83-7502-164-6
Format książki: 125x195 mm


Spis treści
Wstęp
CZĘŚĆ PIERWSZA
Pora na zaręczyny
Czas narzeczeństwa: dlaczego?
Narzeczeństwo: droga do małżeństwa
Kiedy zaczyna się i kiedy kończy czas narzeczeństwa?
Problem moralny
Zwróceni ku przyszłości
Doświadczenie „nowicjatu”
Towarzyszenie narzeczonym
CZĘŚĆ DRUGA
Medytacja biblijna
Medytacja biblijna na podstawie Starego Testamentu
Czas wyjścia
Czas pustyni
Imię, przymierze i Prawo
Kuszenie na pustyni
Tobiasz i Sara
Pieśń nad Pieśniami
Medytacja biblijna na podstawie Nowego Testamentu
Gody weselne Syna
Budowa domu
Święty Józef
Przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych
Dewiza świętego Jana Chrzciciela
Umywanie nóg
Trójca Święta
CZĘŚĆ TRZECIA
Dobrze przeżyć czas narzeczeństwa
Czas słowa
Nauczmy się rozmawiać
Radość ze wspólnej rozmowy
Tyle jest do powiedzenia!
Wspólne rozmowy o Bogu
Rozmowy o mających przyjść na świat dzieciach
Czas cierpliwości
Czas modlitwy
Poszanowanie wolności drugiego
Czas narzeczeństwa, czas odpowiedzialnej wolności
Narzeczeni i wolność
Zagrożenia i niebezpieczeństwa czasu narzeczeństwa
Strach przed przyszłością
Strach przed zaangażowaniem się
Porażka lub zerwanie
Celebracja zaręczyn
CZĘŚĆ CZWARTA
Przygotowania do zawarcia sakramentu małżeństwa
Badanie kanoniczne narzeczonych
Wolność
Nierozerwalność
Wierność
Gotowość do przyjęcia potomstwa
Ceremonia ślubu
Zwykłe błogosławieństwo?
Sakrament małżeństwa i msza
Ceremonia
Wybór czytań
Skupienie
Teologia sakramentu małżeństwa
Sakrament
Różne aspekty rzeczywistości

Fragment książki

Wstęp

Przygotowanie narzeczonych do sakramentu małżeństwa jest, obok przygotowania dorosłych do chrztu, najbardziej wdzięczną ze wszystkich posług kapłańskich. Przynajmniej takie jest moje doświadczenie duszpasterza młodych. Ja sam zawsze odczuwałem niezwykłą radość spotykając się z młodymi, podążając wraz z nimi aż do dnia ślubu, by po owocnym i spełnionym narzeczeństwie celebrować ich zaślubiny. Bardzo rzadko zdarza się, by osoby zgłaszające się na nauki przedmałżeńskie, nie miały dyspozycji do prowadzenia dialogu duchowego lub też nie zasmakowałyby w nim po kilku spotkaniach. Oczywiście bywa czasem i tak. Jest to niezwykle smutne i bolesne. Jednak wszyscy, którzy podejmują trud przyjścia na nauki odpowiednio wcześnie, pragną duchowego pogłębienia tematu.

Podczas rozmów z małżonkami, którzy dzielili się swoimi doświadczeniami z okresu nauk przedmałżeńskich, zrodził się pomysł, aby spisać myśli, które ich samych karmiły. Nie chodzi o świadectwo, jakich dziś wiele, lecz raczej o zarys tego, o czym można rozmawiać z narzeczonymi. Każdy upiecze swój własny chleb z ziarna, jakie zostało w nim zasiane. Temat jest niezwykle rozległy. Nie mamy ambicji podejmować tu wszystkich wątków. Poza tym klimat, jaki zdecydowaliśmy się przyjąć, jest utrzymany bardziej w atmosferze rozważań i tajemnicy życia duchowego, nie jest on więc mentorskim udzielaniem rad i pouczeń. Zakochani są istotami szczególnego rodzaju, wyposażonymi w wyjątkowo czułe „antenki”. Wychwytują nimi w pół słowa wszelkie informacje, które uznają za przydatne. Często wystarczy niewielka wzmianka na taki czy inny temat, a następnie pozostawienie młodym możliwości samodzielnego rozważenia danego problemu lub przetłumaczenia go na ich własny język.

Kolejne przeświadczenie: o narzeczeństwie należy rozmawiać z młodzieżą bardzo wcześnie, dużo wcześniej, zanim realnie staną w obliczu tego zagadnienia czy też problemów z nim związanych. Trzeba z nimi rozmawiać już wówczas, gdy są jeszcze całkiem młodymi chłopcami i dziewczętami, stojącymi u progu okresu dojrzewania; już wtedy, gdy w sposób namacalny, bolesny pojawiają się w ich życiu kwestie związane z wzajemnymi relacjami; gdy każde z nich zadaje sobie pytanie, którego nie może postawić nikomu innemu: jak to będzie w moim przypadku? Jest niezwykle ważne, jaką przyjmą postawę, wobec nadchodzącej tajemnicy, gdy nastąpi czas nieodwołalnego wyboru? Czy potraktują te sprawy tak, jak traktuje się prawdziwie boską tajemnicę: „Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem” (Rdz 28,16), myśli młody Jakub, wyrażając tym samym dylemat każdego wrażliwego człowieka, stającego na wielkich rozstajach swej egzystencji), czy też jak kolejny świetny przepis z książki kucharskiej?

Nazbyt często dorośli, rodzice i wychowawcy nie mają odwagi poruszać tych jakże delikatnych kwestii. Prawdopodobnie dlatego, że czują się obnażeni. Temat dotyczy ich tak bardzo, że nie ośmielają się o nim mówić. Mają wrażenie, że mówiąc zbyt wiele, powiedzą o samych sobie, dając tym samym argumenty do osądzania ich. Podobnie jest z małymi dziećmi, zadającymi pytania na temat śmierci. Dziecko zadaje proste pytania. Oczekuje prostych odpowiedzi, a nie naukowych dywagacji o problemach dorosłych. Lecz jeśli dorosły zamilknie, następuje cisza, naprawdę złowroga, niezręczna cisza; pozostawia ona młodych w niewiedzy, na pastwę tych, którzy – ze swej strony – nie mają oporów, by mówić.

Trzeba rozmawiać. Trzeba niestrudzenie wyjaśniać młodym to, co chcemy, aby wiedzieli. Nie chodzi o zanudzanie ich mnóstwem nakazów i zakazów, lecz o zasianie w nich ziarna. Należy pobudzać ich refleksyjną naturę i wyobraźnię. Należy ich zachęcać do zadumy i refleksji. Nie bójmy się dostarczać im informacji, których sami nie wymyślą, a których potrzebują wkraczając w życie, aby uniknąć czyhającego na nich nieszczęścia. Po prostu po to, by nie stracić cennego i często nie dającego się nadrobić czasu. Ileż to razy po rozmowie (a często – musimy to przyznać – pośród nieuniknionego, młodzieńczego chichotu) na temat czasu narzeczeństwa, jego istoty, natury, dylematów i błogosławieństw, młodzi wyznawali mi: „Nie wiedzieliśmy, że to tak jest. Dlaczego nikt nam o tym nie powiedział?”. Rodzice twierdzą, że dzieci nic im nie mówią. Lecz często to właśnie rodzice nie wypełniają obowiązku przekazywania dzieciom wiedzy, którą sami otrzymali lub którą nabyli podczas własnego życia. Wszystko jest kwestią atmosfery.

A przecież jest nie tylko młodzież. Są także młodzi, choć już dorośli ludzie, którzy osiągnęli wiek, w jakim zazwyczaj wyznaje się miłość. Jak postąpią? Zamieszkają wspólnie, tak jak to robią inni, często popchnięci do tego kroku przez czujących się niezręcznie dorosłych lub zachęceni przez panującą modę? Czy jest to jedyne wyjście? Czy rzeczywiście jest to tak dobre, jak się o tym mówi? Czy powinni śpiewać tym samym głosem, nie wykazując zmysłu krytycznego? A jeśli młodzi zachowają wobec siebie pewnego rodzaju dystans, czym wypełnią tę nową dla siebie sytuację, aby uczynić z niej jak najlepszy użytek, by była jak najowocniejsza?

Moje doświadczenie, a także doświadczenie wszystkich narzeczonych, których miałem szczęście prowadzić, mówi coś zupełnie innego: tak dużo jest do powiedzenia na ten temat, a z głębokiego przeżywania okresu narzeczeństwa wypływa tak wielka korzyść duchowa, że należało podjąć trud przelania na papier wszystkiego, o czym rozmawialiśmy. Wielu narzeczonych przeczytało niniejszy tekst, modyfikując go, nanosząc poprawki i uwagi. Dziękuję im z całego serca. Mam nadzieję, że z kolei oni sami staną się teraz głosicielami dobrej nowiny. Gdyż istnieje pewna cudowna tajemnica, której nie można przekazać inaczej, jak tylko z ust do ust. Wzbudza ona poczucie ogromnej duchowej radości, w rodzaju tej, którą prawdopodobnie odczuwał święty Jan Chrzciciel, nazywając siebie przyjacielem oblubieńca. Wyznaje on: „Przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu” (J 3,29).

Ta niewielka książka pragnie podzielić się tą właśnie radością, pochodzącą od Pana Jezusa, który otworzył nasze niewidzące oczy. Podzielił się z nami swoim własnym doświadczeniem, tym, co osobiście przeżył i widział. On, którego spojrzenie nie było skrępowane przez świat pozorów, pragnie dzielić z nami to, co widzi i co przeżywa. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,8). Wszyscy zakochani pragną, na wzór Jezusa, ujrzeć Boga, bo „Bóg jest miłością” (1 J 4,16). Pragną, by mówić im o prawdziwym obliczu miłości. Tym, którego sami nie dostrzegają, lecz przeczuwają jego tajemnicze piękno. Tym, o którym Jezus mówi nam z głębi swego miłującego serca. Jezus zna serce człowieka. Przemawia do serc tych, którzy miłują. Uświęca ich miłość. Przemienia ją. Czyni z miłości ludzkiej miłość boską.


Czas narzeczeństwa: dlaczego?

„Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, (...) czas milczenia i czas mówienia (...)” (Koh 3,1).

Wystarczy rozwinąć myśl mędrca Koheleta: jest czas życia samemu i czas bycia zaślubionym. Pomiędzy tymi dwoma stanami mieści się czas narzeczeństwa. Jest to czas krótki i należy korzystać z każdej jego chwili. Szybko przemija, nawet jeśli niektórzy uważają, że trwa zbyt długo. Jest to czas pośredni, czas przejścia ze stanu wolnego w stan małżeński. Czas niewygodny, w którym poznajemy nowe reguły życia, lecz jeszcze go nie prowadzimy. Czas cudowny, który żyje przyszłością. A my mamy to szczęście, że przyszłość ta jawi się nam jako pogodna i wieczna. Czas trudny, bo nie tak łatwo jest porzucić względny komfort samotnika, układającego sobie życie według swych własnych reguł, i przygotować się – nie mając jeszcze tego doświadczenia – do życia we dwoje, a potem w małej wspólnocie rodzinnej. Czas zastanowienia się, które wydaje się wręcz niezbędne, zaakceptowany i pożądany z wolnej woli i z rozeznaniem, pomaga budować marzenia, które mają się urzeczywistnić.

Ta perspektywa jest zrozumiała jedynie dla tych, dla których małżeństwo zachowało pełną wartość i godność sakramentu. W przeciwnym razie oczywiste jest, że czas narzeczeństwa wyda się niepotrzebny, śmieszny, wręcz groteskowy.

Prawdą jest, że aby odważyć się mówić o narzeczeństwie, należy zdobyć się na pewną dozę szaleństwa. Chcąc odkryć naturę narzeczeństwa, trzeba też stawić czoło silnej presji społecznej. Przede wszystkim presji otoczenia. Dziś często odzwierciedla ona poglądy prawodawcy, dla którego zawarcie małżeństwa jest tylko jedną z wielu możliwości. Już się w nim nie dostrzega wartości świętej czy choćby wyjątkowej. Bardzo ułatwiony, by nie powiedzieć faworyzowany, jest konkubinat, związek, który ma w sobie wszystkie cechy kontraktu cywilnego z wyjątkiem sakramentu małżeństwa. Zresztą nawet i ten, na zasadzie obopólnej zgody, można zerwać i zawrzeć nowy. W takiej sytuacji czas narzeczeństwa zatraca i rację bytu, i sens.

Z drugiej strony pojawia się inna presja społeczna. Wywodzi się ona z „pewnych środowisk”, które ratując to, co nazywają „tradycją”, uważają, że należy do dobrego tonu ogłosić przed ślubem „oficjalne” zaręczyny. Wiadomo wtedy, w jaki sposób przedstawiać partnera swej córki. Ma on (lub ona) swój tytuł, oboje mają określony status społeczny: są zaręczeni. Narzeczeństwo staje się wówczas jedynie elementem życia „światowego”. Jest wyzute ze swej najbardziej istotnej motywacji, która jest motywacją duchową. Rzecz jasna na stronach niniejszej książki nie o takim „światowym” narzeczeństwie jest mowa.

Istnieje wreszcie presja wynikająca z praktykowanego przez większość zwyczaju, który nakłania osoby mające zamiar się pobrać do wspólnego zamieszkania jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Wspólny dom, wspólna majętność, wspólne łóżko, wspólna codzienność... Mówienie w tym kontekście o narzeczeństwie staje się nadużyciem językowym, czymś, z czego należałoby się wytłumaczyć.

A może zatraciliśmy już sens tego, czym naprawdę jest narzeczeństwo? Zresztą, skoro nie rozmawia się o nim właściwie, młode pokolenia nie mają o nim najmniejszego pojęcia. Ale nie jest powiedziane, że wielu młodych nie pragnie doświadczyć tego, co przeczuwają, a o czym się z nimi nie rozmawia. Celem niniejszej książki jest więc opowiedzenie o czasie narzeczeństwa. I nie chodzi jedynie o zdefiniowanie go, lecz także o przydanie mu ducha i wprowadzenie w duchowość, a także o pobudzenie do refleksji tych, którzy pragną przeżyć go w pełni.


Narzeczeństwo: droga do małżeństwa

Czas narzeczeństwa można zdefiniować jedynie w odniesieniu do czasu małżeństwa. Jeden czas poprzedza drugi. Przygotowuje go. Ale czasy te nie przenikają się wzajemnie. Zatem aby dojrzeć duchowy sens narzeczeństwa, musimy dostrzec duchowy sens ślubu. Pamiętajmy, że Biblia wciąż przywołuje obie te rzeczywistości. Czasem robi to wprost, częściej za pomocą aluzji. Jednak wszelkie objawienie dotyczące życia we dwoje, ma swoje korzenie w owym stwierdzeniu zawartym w pierwszych rozdziałach pierwszej biblijnej księgi: „Potem Pan Bóg rzekł: «Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam»” (Rdz 2,18). Innymi słowy, jest wyraźną wolą Stwórcy, by człowiek był stworzony jako „mężczyzna i kobieta” i jako taki stanowił obraz i podobieństwo Boga. Nie jest to objawienie ani pomniejsze, ani drugorzędne. A już na pewno nie zwyczajne stwierdzenie podniesione do rangi objawienia. Właściwością pary ludzkiej, zgodnie z biblijnym Objawieniem, nie jest wzajemne spółkowanie w celu prokreacji, co czynią niemal wszystkie żywe stworzenia, chociaż człowiek jest jednym z nich. Cechą charakterystyczną związku dwojga ludzi jest to, że z samej swej natury jest on odbiciem natury Boga. A tego nie dowiedzielibyśmy się jedynie przez samo doświadczenie lub obserwację. Trzeba było, by objawił nam to sam Bóg (bowiem taki był Jego zamysł). Zatem aby poznać sens małżeństwa, musimy poznać Boga. Aby zrozumieć obraz, musimy poznać oryginał. Tym, kim będzie Bóg, tym będzie związek dwojga ludzi stworzony na Jego podobieństwo.

Sam Bóg zada sobie trud udzielenia odpowiedzi na to pytanie, objawiając się. Czyniąc to (jakkolwiek dziwne może się to wydawać), objawi kobiecie i mężczyźnie sens życia we dwoje. Powiedzmy wprost, że na początku nic nie wiemy o Bogu, oprócz tego, co intuicyjnie podpowiada nam nasza świadomość. To samo dotyczy małżeństwa. Przeczuwamy, że nie jest ono zwykłą rzeczywistością biologiczną, ale nie wiemy, czym jest w swej istocie?

Boską obecność w Biblii odkrywamy krok po kroku, począwszy od dziejów Patriarchów. Następnie, na przestrzeni wieków, objawiane są kolejne tajemnice, których jest zbyt wiele, byśmy mogli je tu uwzględnić. Jednak dopiero Jezus ukazuje nam pełnię i doskonałość tych objawień. Otrzymujemy od Niego od razu pełne Objawienie. Przynosi je z całą znajomością rzeczy, jako Ten, który pochodzi od Boga (por. J 1,14). Zatem czego naucza nas Jezus? Naucza nas, że Bóg, będąc jedyny, nie jest samotny. Jest Bogiem Trójjedynym, istniejącym w Trzech Osobach. Trójjedyny Bóg jest jednocześnie Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Przydałoby się teraz, rzecz jasna, szczegółowo opisać ten temat i pokazać, w jaki sposób chrześcijanie stopniowo nabyli tę świadomość, poprzez dogłębne rozważanie słów Jezusa. Lecz nie czas i miejsce na to. Zapamiętajmy po prostu, że jedność Boga (jeden jedyny Bóg) nie pozostaje w sprzeczności z wielością Osób Boskich. I nie ma nic istotniejszego dla zrozumienia, czym jest powołanie do małżeństwa.

Bowiem człowiek, stworzony na obraz Boga, jest także powołany do życia w jedności, jednak jest to jedność oparta na współistnieniu dwojga osób. Człowiek nie mógłby być sam. Jest stworzony do życia we wspólnocie. Został powołany do realizowania swej jedności poprzez tworzenie związków. Jego powołaniem jest połączenie się ze swoim współmałżonkiem w jedno ciało (por. Mt 19,6) w dwóch osobach. Jednocząc się ze swoim małżonkiem, człowiek urzeczywistnia swoją boską naturę, realizując jednocześnie swe ludzkie powołanie. Nie Kościół to ustanowił, nawet nie Jezus, lecz sam Stwórca, którego oczywistą wolę przypomina Jezus: „Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19,4-6).

Powyższe słowa Jezusa, który jest Słowem Ojca, wyrażają dobitnie w tej podstawowej kwestii jednoznaczną wolę Ojca, która rzuca światło na życie każdego człowieka. Inspiruje duchowe życie małżeństw. Nadaje jasny sens powołaniu do małżeństwa.

Małżeństwo jest więc związkiem kobiety i mężczyzny. I to nie jakimkolwiek, lecz związkiem wyjątkowym, powołanym do płodności, ożywianym przez miłość, opartym na intymnej więzi dwojga istot. Związkiem tak samo nierozerwalnym, jak ten, który łączy ojca lub matkę z dzieckiem; równie nierozerwalnym (miejmy odwagę to powiedzieć), jak związek łączący Ojca, Syna i Ducha Świętego w Boskiej Trójcy. A ten specyficzny związek, nieporównywalny z żadnym innym – pominąwszy wszelkie instytucjonalne formy małżeństwa, zmienne w zależności od czasu, miejsca i obyczajów – realizuje się poprzez związek dwojga ciał, oparty na zjednoczeniu dwojga serc, które z kolei opiera się na zgodności dwóch słów, zakotwiczonych na dwóch aktach wolnej woli. I nie jest to zarezerwowane wyłącznie dla chrześcijan. Jest to prawdą dla każdego człowieka, kimkolwiek by on był, bowiem taka jest odwieczna wola Stwórcy.

Tak wielkie powołanie wymaga czasu przygotowań. Owym niezbędnym czasem, w którym odbywa się przygotowanie do przeżywania tych wielkich spraw, jest czas narzeczeństwa. Jest to jego podstawowy cel, odsuwający na dalszy plan wszystko inne. Poprzedza on życie we dwoje i sprawia, że kiedyś stanie się ono rzeczywistością. Jest czasem tajemniczego dojrzewania pewnej rzeczywistości, która umyka naszej świadomości, chociaż tak bardzo nas dotyczy. Jednak nie należy rezygnować z niego, bowiem jest to czas, od którego zależy przyszłość naszego związku.


opr. aś/aś


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama