Wygląda na to, że niektórzy ludzie pragną, by życie było jedną wielką imprezą, a pobożny człowiek kojarzy im się z nieustannie umartwiającym się ponurakiem
Wygląda na to, że niektórzy ludzie pragną, by życie było jedną wielką imprezą, a pobożny człowiek kojarzy im się z nieustannie umartwiającym się ponurakiem.
Odmówić sobie jakiejś przyjemności to najprostsza forma postu. Rezygnacja z zabawy też mieści się w ramach takiego wyrzeczenia. Jednak Kościół wcale nie mówi, że życie chrześcijańskie powinno ograniczyć się do poszczenia. Naucza, by nasze życie nie ograniczało się do beztroskiej zabawy. W okresie postnym zobowiązuje katolików do powstrzymania się od udziału w zabawach, a przede wszystkim od udziału w głośnych i tanecznych formach rozrywki (do 1992 r. przykazanie kościelne wymieniało „huczne zabawy”).
Z tego zakazu można pośrednio wysnuć wniosek, że nauczanie Kościoła nie wyklucza zabawy z życia wiernych, ale zgodnie z wolą Bożą i zdrowym rozsądkiem ogranicza jej formy w okresie postnym. W czasie Wielkiego Postu zakazuje zabawy, a w czasie Adwentu i we wszystkie piątki nakazuje zachowywać wstrzemięźliwość. Poza wskazanymi okresami można jednak do woli tańczyć na dyskotece, pogować na koncercie czy wariować podczas karaoke – oczywiście, z poszanowaniem otaczających nas osób... Ale to już nie należy do tematu artykułu. Jak odkrywali konwertyci z protestantyzmu, którzy doświadczyli anglikańskiego purytanizmu, Kościół katolicki w jakiś sposób godził ze sobą pustelnię i oberżę. Chrześcijanin może, a nawet powinien weselić się z tymi, którzy się weselą (por. Rz 12, 15).
Rozrywka na pewno nie jest zakazana przez Pana Boga. To faryzeusze, dbający do przesady o zewnętrzne formy życia religijnego przy zaniechaniu duchowego nawrócenia, krytykowali uczty, w jakich często brali udział uczniowie Chrystusa. Pan Jezus porównał ich do rozkapryszonych dzieci, którym nic się nie podoba: ani poszczący Jan Chrzciciel (bo „zły duch go opętał”), ani chętnie zapraszany przez grzeszników na uczty Chrystus (co komentowali słowami: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”) (por. Mt 11, 16–19).
Pierwszym cudem Pana Jezusa, uczynionym na prośbę Jego Matki, była przemiana wody w wino na weselu. Oprócz wzniosłego znaczenia alegorycznego tych okoliczności – gody Mesjasza z Kościołem – jest także znaczenie bardziej przyziemne. Wesele to czas radości i przyjemności, gwaru rozmów i wesołych tańców. Uzasadnieniem dla ucztowania i picia wina jest święty czas, który na to pozwala, a nawet tego wymaga. Obecność Chrystusa między uczniami sprawiała, że kolejne dni przy Nim są jakby świętami.
Wspólny posiłek, rozmowy i zabawy, śmiechy (trudno wykluczyć, że nie opowiadano sobie wtedy kawałów!) to oznaki świętowania. Tak powinna wyglądać każda niedziela, spędzana w rodzinnym gronie i wśród zaproszonych przyjaciół. Skoro mamy się weselić się z tymi, którzy się weselą, czyli dzielić radość z drugimi, to przecież trzeba też umieć obfitować, jak św. Paweł (Flp 4, 12). Samotne oddawanie się rozrywkom może mieć charakter marnotrawczy. Wypełniona zazwyczaj bezwartościowymi programami i telenowelami ramówka TV ogłupia nas, zamiast rozwijać nasze zdolności i poszerzać horyzonty. A ile godzin tracimy na oglądanie wciągającego serialu, w całości dostępnego w internecie? Mądra rozrywka to taka, która daje trwałą korzyść – wzbogaca nasze wnętrze, wzmacnia więzi z innymi, uwrażliwia nas na drugą osobę, piękno przyrody lub sztuki. Szukajmy zatem wartościowej rozrywki, która daje wytchnienie, ale też i pożywkę dla ducha.
opr. aś/aś