Wiara, tradycja, rodzina

Ile jest we współczesnych świętach Bożego Narodzenia magii i obrzędów z czasów pogańskich?

Boże Narodzenie to w Polsce czas obfitujący w obrzędy i rytuały, często pochodzące z bardzo odległych czasów. O tradycjach i współczesności tego święta, maku, zwierzętach przemawiających w wigilijną noc ludzkim głosem, choince - z Agnieszką Miksztą, kierownikiem działu etnografii Muzeum Południowego Podlasia w Białej Podlaskiej, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

Ile jest we współczesnych świętach Bożego Narodzenia magii i obrzędów z czasów pogańskich? Które elementy w zwyczajach świątecznych są kulturowym zabytkiem z dawnej przeszłości?

Zarówno kiedyś, jak i dzisiaj można wyróżnić dwa rodzaje pogańskich obrzędów magicznych związanych z obchodzeniem świąt Bożego Narodzenia (lub szerzej z okresem przesilenia zimowego) - po pierwsze mają one zapewnić dostatek, szczęście, pomyślność i są związane z płodnością ludzi, zwierząt czy roślin. Po drugie zaś mają na celu kontakt z zaświatami, ze światem duchów, za którym stoi Bóg lub kiedyś bogowie.

Jednym z przykładów na tak odległe tradycje są potrawy zawierające mak - makowiec, kutia, makiełki, makówka, mak z łamańcami. Potrawy te były jedzone „za zmarłych”. Miały one zapewnić nam kontakt z zaświatami. Właśnie z tym nieznanym, tajemniczym światem duchów jest związanych wiele wigilijnych symboli - na przykład pusty talerz czy wolne miejsce dla wędrowca.

Wierzono, że w wieczerzy uczestniczą zmarli, duchy. Dlatego ustawiano dla nich na stole nakrycie. Mało tego, po wigilii naczynia i potrawy zostawiano na stole dla duszyczek, po to by nocą mogły skosztować świątecznych potraw.

Równie ważne były obrzędy związane z powodzeniem, np. makiem obsypywano owocowe drzewka, by zapewnić urodzaj. Ponadto dobrobyt i dostatnie życie miały zagwarantować tzw. potrawy niepoliczalne - groch, mak. Wierzono, że im więcej go w wigilijnej potrawie, tym pomyślniejszy będzie przyszły rok.

Są też tradycje związane z wróżbami - mało kto wie, że wiara w to, iż zwierzęta mówią ludzkim głosem, wiąże się z magią wróżebną. Ten kto podsłucha rozmowę zwierząt, może według ludowych przesądów dowiedzieć się czegoś o swojej przyszłości - w wigilijną noc zwierzęta mają dar prorokowania ludzkim głosem.

Czy w wieczorze wigilijnym znaleźć można elementy wiary magicznej? Jak zinterpretować dawny zwyczaj dokładania opłatka do paszy zwierząt na wsiach i spożywanie określonych potraw?

Opłatek to chleb. Oczywiście ma on powiązanie z Eucharystią, ze Słowem, które stało się ciałem, z chlebem, który niesie zbawienie. Jednak dzielenie się opłatkiem jest jakby odbiciem jeszcze przedchrześcijańskich tradycji wspólnego ucztowania - dzielenia się jakąś całością z całym światem. Świat zwierzęcy i ludzki stają się w ten sposób harmonijną jednością - to ustanowienie nowego początku i porządku. Taka symbolika wywodzi się również z bardzo odległych czasów i ma swoje odbicie w polskiej nazwie Bożego Narodzenia. Do XIX w. rzadziej nazywało się ten okres Bożym Narodzeniem, częściej mówiono „Gody” - od godzenia. Gody to albo dające nowy początek małżeństwo, albo godzenie, uładzenie całego świata, w tym świata demonicznego, który według dawnych wierzeń był najbardziej aktywny w porze roku, gdy noc dominowała nad dniem.

Jakim zmianom ulegał sposób obchodzenia świąt na przestrzeni ostatnich stu lat?

Najważniejszym elementem jest wprowadzenie choinki stojącej. Choinka, taka jaką dziś znamy, jako wszechobecny symbol świąt Bożego Narodzenia jest stosunkowo nową tradycją - tak naprawdę zakorzeniła się w Polsce niecałe sto lat temu. Kiedyś na wsiach robiono ozdoby ze słomy, ciasta, wieszano orzechy - wszystko to miało oczywiście swoją symbolikę nawiązującą - podobnie jak zwyczaje, o których już mówiłam - albo do obrzędów związanych z płodnością i powodzeniem, albo do zaświatów. Ale na terenie Polski choinki były obecne znacznie wcześniej, z tym że nie stały, a wisiały pod powałą. Były to podłaźniczki - czubki drzew iglastych zwrócone szpicem ku dołowi.

Jednak na Podlasiu zwyczaj ubierania choinki przyjął się dość późno - przed II wojną światową w wielu domach bożonarodzeniowego drzewka jeszcze nie było. Za to stawiano w izbie snopek siana lub żyta. Stał on do święta Trzech Króli, dlatego nazywano go „królikiem” bądź „kolędą”. Po wymłóceniu ziarna z takiego snopka dosypywano je do pozostałych, które następnie siano na polu.

Niewiele się za to zmieniło w charakterze samych świąt. Wciąż zachowują rodzinną atmosferę. Są to święta pojednania. Wyjątkowe dni. Kiedyś wigilijny wieczór spędzało się z najbliższą rodziną. Z dzieciństwa pamiętam, że również i pierwszego dnia świąt nikogo nie odwiedzaliśmy. Dopiero w drugi dzień świąt przychodziła dalsza rodzina, znajomi. Na św. Szczepana po domach chodzili kolędnicy, a więc dopiero zaczynała się jakaś zabawa.

Kolejne zmiany dotyczą migracji potraw wigilijnych. Wiele regionalnych potraw nabrało przez ostatnie dziesięciolecia ogólnopolskiego charakteru.

Skąd się wzięła w Polsce, i w ogóle w chrześcijańskich społeczeństwach, choinka?

Do Polski choinka trafiła z Niemiec w XIX w. Najpierw stała się popularna w dużych miastach. Na wsiach przyjęła się ona bardzo późno - dopiero w latach dwudziestych i trzydziestych XX w. Przez dłuższy czas współistniała z innymi świątecznymi ozdobami domów, by w końcu niemal zupełnie je wyprzeć.

A kto na Podlasiu przynosi prezenty: mikołaj, gwiazdor czy aniołek?

Mikołaj. Jednak i on zmienił swój wizerunek. Dobrotliwego biskupa zastąpił znany z amerykańskiej kultury Sant Claus, który ma reny, mieszka w okolicach Bieguna Północnego i posiada tam fabrykę zabawek. Postać ta została stworzona w latach trzydziestych na potrzeby reklamowe koncernu Coca-Cola. Obecnie zaś staje się tak powszechnym symbolem okresu świątecznego jak choinka i znacznie częściej pojawiającym się niż np. szopki. Myślę, że dzisiaj już nikt nie jest w stanie wyobrazić go sobie inaczej niż jako starszego poczciwego pana w czerwonym ubraniu i z siwą brodą.

Kilka lat temu Episkopat Polski ogłosił, że w Wigilię można jeść mięso. Czy na polskich stołach zagościła „wigilijna golonka”?

Tradycja bezmięsnej wieczerzy jest zbyt silnie zakorzeniona. I wątpię, że w Polsce szybko dojdzie do radykalnych zmian w wigilijnym menu. Chociaż z pewnością są domy, w których mięso się pojawiło, ale myślę, że jest ich niewiele.

Komercjalizacja Bożego Narodzenia to dobre zjawisko? Zubaża naszą kulturę czy wzbogaca?

Zmiany te dotyczą przede wszystkim sfery handlowo-marketingowej, która coraz śmielej i coraz wcześniej również w Polsce sięga po bożonarodzeniową symbolikę. Z drugiej jednak strony to czas dodatkowych premii, a więc większych zarobków dla dużej części społeczeństwa. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to bardzo dobre zjawisko.

Kultura ma zaspokajać nasze potrzeby, a one się zmieniają. Przenikanie kultur jest czymś normalnym, mało tego - nieuniknionym.

Uważam jednak, że polskie Boże Narodzenie będzie się z jednej strony „amerykanizować”, a z drugiej stanie się jeszcze bardziej świętem rodzinnym. Raczej nie przyjmie się u nas model spędzania świąt w restauracjach czy na ulicznych zabawach. Dlatego nie demonizowałabym komercjalizacji Bożego Narodzenia.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 51/2011

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama