Zawiłe procedury pozyskiwania funduszy na remont, odrapane ściany, konserwator na głowie... Zabytkowy kościół - skarb czy może kula u nogi proboszcza?
Autor zdjęcia: Roman Koszowski
Kościół św. Leonarda w Lipnicy Murowanej po odbudowie został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO
Zawiłe procedury pozyskiwania funduszy na remont, odrapane ściany, konserwator na głowie... Zabytkowy
kościół — skarb czy może kula u nogi proboszcza?
W dużych, miejskich parafiach odpowiedź na to pytanie jest na ogół oczywista — coraz częściej umiemy chwalić się swoim kulturowym dziedzictwem. Świątynia staje się wtedy także obiektem turystycznym, chętnie odwiedzanym przez gości z innych stron kraju czy z zagranicy. Ale co ma zrobić proboszcz w małej miejscowości, gdzie brakuje funduszy na utrzymanie kościoła? Czy zabytki architektury sakralnej są w takich miejscach skazane na zniszczenie?
Okazuje się, że nie. Parafia w Lipnicy Murowanej w diecezji tarnowskiej jest tego najlepszym przykładem. Na jej terenie znajdują się aż cztery świątynie, w tym trzy zabytkowe. Kiedy dwanaście lat temu powódź zniszczyła drewniany kościół św. Leonarda, parafii udało się uzyskać środki na odbudowę, konserwację i odwodnienie aż z trzech źródeł: Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Urzędu Marszałkowskiego i Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. — Warto było się postarać, bo po odbudowie kościół został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO — cieszy się ksiądz proboszcz Zbigniew Kras. Parafia poszła za ciosem. Także w dwóch pozostałych zabytkowych świątyniach rozpoczęły się prace konserwacyjne. Obecnie trwają one w XIV-wiecznym kościele św. Andrzeja, gdzie remontu wymagają polichromia, ołtarze, wieża i nieczynne od 30 lat organy. Na te cele parafia stara się pozyskać środki unijne.
Te ostatnie zdobyć jest trudniej, bo ich przyznawaniem rządzą zawiłe procedury. Nie jest to jednak niemożliwe. — Grunt to dobra rada parafialna — twierdzi ks. Józef Fronczek, proboszcz parafii przy sanktuarium Matki Bożej Uśmiechniętej w Pszowie na Górnym Śląsku. — Dobrze, jeśli są w niej ludzie, którzy znają się na pisaniu projektów, ekonomiści, architekci.
Dzięki takiej radzie pszowskiemu sanktuarium udało się trzy lata temu pozyskać środki unijne na prace remontowo-konserwatorskie i nowe freski w bazylice. Teraz rozpocznie się remont stacji Drogi Krzyżowej, zwanej Kalwarią Pszowską. Na ten cel parafia otrzymała ponad 1 mln 600 tys. złotych z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, czyli 85 proc. kosztów inwestycji. — Przy staraniu się o dotacje konieczna była dobrze przygotowana dokumentacja — zaznacza Stanisław Czyż, współtwórca projektu. — Trzeba było precyzyjnie określić środki, którymi dysponuje parafia, dokonać prognozy finansowej. No i nieustannie zabiegać o sponsorów, bo 15 proc. kosztów projektu musi stanowić wkład własny.
Ten „wkład własny” to często niemały problem dla parafii. Licząca zaledwie 2,5 tys. ludzi wspólnota z Kamieńca Ząbkowickiego przez cały rok zbierała pieniądze. — Niestety, w budżecie gminy nie znalazła się ani jedna złotówka na wsparcie remontu jej najcenniejszego obiektu zabytkowego — ubolewa ksiądz proboszcz Rafał Kozłowski. — Zazwyczaj trzeba mieć w Warszawie wsparcie polityków, by uzyskać dotacje. Po złożeniu wniosku do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego także ubiegaliśmy się o wstawiennictwo. Ale samego Pana Boga. Skutecznie. O dotację prosiliśmy po raz pierwszy i ją otrzymaliśmy — cieszy się proboszcz.
Dziś perła Kamieńca Ząbkowickiego odzyskuje swój blask. Pocysterski kościół doczekał się remontu sypiącej się fasady. Zachodnia ściana wygląda imponująco, jednak wymagała nie tylko kwoty 900 tys. złotych (ministerstwo dało 750 tys.), ale wielkiego wysiłku ze strony parafian.
W takich sytuacjach znacznym ułatwieniem może być koordynowanie podobnych działań na poziomie diecezjalnym.
Na przykład w diecezji legnickiej zostało utworzone w tym celu Biuro Zarządzania i Koordynacji Funduszy Pomocowych. Prowadzi ono m.in. rewaloryzację pocysterskiego opactwa w Krzeszowie. — Wykorzystujemy w zasadzie wszystkie dostępne źródła — mówi Roman Sakowski, dyrektor biura. — Są to fundusze unijne (niemal 32 mln złotych), środki Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Funduszu Kościelnego, Urzędu Marszałkowskiego, Funduszu Ochrony Środowiska, polskich i zagranicznych fundacji.
Warto skorzystać z doświadczeń legnickiego biura: — Przy ubieganiu się o środki unijne radzę zwrócić się do wyspecjalizowanych firm zewnętrznych, a w umowie o wykonanie tej usługi wprowadzić zapis uzależniający zapłatę wynagrodzenia od co najmniej pozytywnej formalnej oceny wniosku — zaznacza Roman Sakowski. — Istnieje możliwość finansowania tego samego zadania z różnych funduszy, np. MKiDN, samorządowych, funduszu kościelnego. Większość podmiotów wymaga wniesienia wkładu własnego, wynoszącego od 15 do 50 proc. planowanej wartości przedsięwzięcia. Dotacje do wysokości 100 proc. wartości zadania można uzyskać z MKiDN i Urzędu Marszałkowskiego, ale tylko wówczas, gdy zabytek posiada wyjątkową wartość historyczną albo jego stan wymaga niezwłocznego podjęcia prac.
Zdarzają się też projekty, które wykraczają poza granice jednej diecezji. Tak jest w przypadku renowacji średniowiecznych katedr Pomorza Zachodniego. Kiedy połączy się siły, szansa na uzyskanie dotacji zwiększa się. Na remont katedr w Szczecinie, Kamieniu Pomorskim, Kołobrzegu i Koszalinie udało się zdobyć fundusze ze środków Norweskiego
Mechanizmu Finansowego i Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego. — Całkowity koszt to 3 mln 900 tys. euro — mówi ks. Jacek Święszkowski, koordynator projektu. — W naszym przypadku wymagane było 15 proc. wkładu własnego. Bardzo pomogły nam uchwały miast i powiatów, dzięki którym środki samorządowe mogły zostać potraktowane jako część tego wkładu. Udało się też uzyskać środki z ministerstwa.
Szanse na dotacje mają jednak nie tylko wielkie katedry. Na remont małego drewnianego kościółka również można otrzymać całkiem spore pieniądze, ale potrzebny jest pomysł. — Warto pokazać w projekcie, jaki potencjał turystyczny ma obiekt — podkreśla dr Łukasz Gaweł, ekspert oceniający wnioski w ramach Małopolskiego Programu Operacyjnego. — Trudno powiedzieć, że kościół jest udostępniony dla zwiedzających, jeśli można do niego zaglądnąć jedynie przez kratę.
— Trzeba też wyraźnie pokazać, jakie będą korzyści społeczne z renowacji świątyni; jak zmieni się infrastruktura, transport, jak poprawi się sytuacja ekonomiczna mieszkańców danej miejscowości — dodaje Stanisław Czyż.
Oczywiście nie zaszkodzi rozejrzeć się za bogatym sponsorem. — Zastanówmy się, czy na terenie parafii nie działa duża firma, która w zamian za informację o jej działalności nie zechce przekazać jakichś środków — radzi Łukasz Gaweł. — Wiejskie parafie na Podhalu wykorzystują też potencjał amerykańskiej Polonii, która chętnie wspiera renowacyjne działania. Dobrym pomysłem są cegiełki czy okolicznościowe wydawnictwa.
— Raz się uda uzyskać dotację, raz nie — uśmiecha się proboszcz z Lipnicy Murowanej. — Ale ważna jest też ofiarność parafian. A do tego muszą być przekonani. Muszą wiedzieć, jak cenne obiekty mają u siebie.
Jak pozyskiwać środki,
czyli 10 wskazówek dla proboszczów
Jeśli w parafii jest problem ze znalezieniem takich osób, warto skorzystać z pomocy wyspecjalizowanych firm.
W Henrykowie odkryto średniowieczne portale. Prace konserwatorskie przeprowadziła dr Ewa Święcka z Muzeum Narodowego w Warszawie. O tym, jak postępować z kościelnymi zabytkami, rozmawia z nią Barbara Rak.
Barbara Rak: Odkrycie zabytku może sprawić kłopot?
Ewa Święcka: — W wielkim zespole zabytkowym, jakim jest Henryków, można się tylko cieszyć, ale kiedy mamy do czynienia z małym kościołem, może powstać problem dla proboszcza i wiernych. Ludzie przez całe pokolenia przyzwyczaili się do wyglądu swojego kościoła. A tu nagle wszystko się zmienia. Konserwatorzy siedzą miesiącami na rusztowaniach, coś tam skrobią, a w kościele wcale nie jest ładniej, wprost przeciwnie — ściany są częściowo odrapane. Kiedy odkrywany jest fragment, ktoś chciałby domalować resztę. I tu pojawia się konflikt z konserwatorem, a bardzo często konflikt samego konserwatora z własnym sumieniem — na ile można ingerować w niepełny przekaz zniszczonych malowideł.
Czy często zdarza się dziś, że takie historyczne dzieła są niszczone?
— Na szczęście nie. Chociaż księża nie zawsze zdają sobie sprawę z wartości odkrytych zabytków. Czasami w dobrej wierze, pragnąc odnowić i odświeżyć kościół, doprowadzają do katastrofy. W epoce fascynacji nowoczesnością, wydawać by się mogło, że stary kościół, z resztkami jakiejś dekoracji, po prostu nie pasuje i nie dorasta do ideału. Widzę tutaj dwie podstawowe tendencje: z jednej strony postawa konserwatorów, historyków, nazwijmy ich „fanami dawności”, którzy chcieliby odsłonić każdy zachowany fragment, z drugiej strony jest chęć gospodarzy wyłożenia kościoła marmurami, odmalowania na nowo, wymiany mebli. Na tych dwóch biegunach można umieścić dążenia do tego, żeby coś zmienić. Wybór zależy od wiedzy i wyczucia, które trzeba kształtować, a także od możliwości finansowych parafii. Prace konserwatorskie są kosztowne, a ich efekt nie zawsze przemawia do zwykłego odbiorcy. Nie wszyscy parafianie są świadomi, że dawne dekoracje i malowidła to wielka wartość, że niejednokrotnie przyciągają one gości z bardzo odległych stron.
Czy dobór osoby lub firmy, która dokona prac w kościele jest istotny?
— Wszelkie prace konserwatorskie powinny być prowadzone przez specjalistów. Jeżeli remont i konserwację prowadzi niefachowiec, to szkodzi zabytkowemu kościołowi. Skarby kościelnej sztuki będą bezpowrotnie stracone. Dlatego, cokolwiek się robi w kościele, nie tylko duże konserwacje, ale pomalowanie ścian, sufitu czy ławek — powinno się skonsultować z konserwatorem lokalnym lub ze znajomym konserwatorem sztuki.
Jakie są grzechy główne prac remontowych i konserwatorskich w kościołach? Czego unikać? Od czego zacząć?
— Najważniejszym czynnikiem niszczącym zabytki jest wilgoć. Należy uświadomić sobie, którędy wędruje woda w fundamentach, dokąd odpływa woda deszczowa. Pierwszy krok zmierzający do zaopiekowania się kościołem to ustalenie, najlepiej wspólnie z fachowcem, co się dzieje z wodą, czy jest pod kontrolą.
Najgorszą rzeczą, jaka może się zdarzyć, jest samowolne zbijanie tynków. Malowidła, które gdzieś tam przetrwały kilkaset lat, na pewno ucierpią podczas niefortunnego przemalowania, natomiast z całą pewnością nie przetrwają zbijania tynków. Wtedy już nic nie da się zrobić.
Najczęstszym błędem budowlanym w kościołach jest używanie cementu, bo zawiera on bardzo dużo szkodliwych soli. O ile nie ma to negatywnego wpływu na budynki, które w całości są z niego zbudowane, to w dawnych kościołach sieje prawdziwe spustoszenie. Prowadzi do zniszczenia cegły, starych tynków i malowideł.
A co powinien zrobić proboszcz po odkryciu zabytku?
— Mimo że wielu księżom konserwator kojarzy się z masą kłopotów i zakazów, warto konsultować wszelkie prace w kościołach. W przyjacielskiej rozmowie na pewno można uzyskać radę, jak bezpiecznie zrobić coś doraźnie, a do właściwej konserwacji przystąpić wtedy, kiedy będą fundusze, możliwości i oczywiście właściwa pogoda, bo nie wszystkie prace w naszym klimacie można prowadzić zimą.
Głównym problemem księży pragnących prowadzić prace konserwatorskie jest niedostatek funduszy. Jak je zdobyć?
— Myślę, że bardzo pożądane jest stworzenie forum pomocy księżom w zakresie sposobów pozyskiwania środków na remonty. Znam księży, którzy świetnie sobie radzą z pisaniem i realizacją wniosków, ale jest ich wciąż zbyt mało, a procedury pozyskiwania środków z Unii Europejskiej czy od władz państwowych są dość zawiłe. Uważam, że warto też szukać sponsorów w lokalnym środowisku. W dawnych kościołach widzimy tablice fundatorów. Może i dziś umieszczenie pamiątkowej tablicy sponsora nowego dachu czy konserwacji ołtarzy sprawi, że znajdą się kolejni darczyńcy?
opr. aw/aw