• Gość Niedzielny

Dwa filmy o ważnych sprawach

Sprawy miłości, śmierci i życia w XXI wieku zostały sprowadzone do kwestii, o których można swobodnie dyskutować. U źródeł tego przewartościowania leży przekonanie, że po pierwsze dzieje się tak wyłącznie dla dobra człowieka, po drugie... wszystko jest przecież względne

Twórcy bijącego rekordy popularności serialu o brytyjskiej rodzinie królewskiej zmierzyli się z tematem rozwodu następcy tronu, księcia Karola, i jego pięknej żony, księżnej Diany. Zrobili to fachowo, aczkolwiek kasandrycznie, uświadamiając widzowi, jak nietrwała we współczesnym świecie stała się instytucja małżeństwa. Rozwód Windsorów poprzedzili serią kadrów z udziałem innych małżeńskich par, które postanowiły się rozwieść. Bolesne sceny kolejnych spraw rozwodowych rozgrywały się pomiędzy biurem mediatora (płaczący mężowie i żony przekonywali swoich ślubnych, że wciąż ich kochają, że jest szansa na uratowanie związku) i salą sądową (już bez ich udziału; znudzonym głosem sędzia zadaje reprezentantom stron te same trzy pytania, podejmuje decyzję i woła: „Następny proszę!”).

Oglądanie tego naprawdę bolało. Autorzy scenariusza, choć trudno ich posądzać, że zrobili to celowo, nadali następujący przekaz: postęp i liberalizacja prawa w najważniejszych kwestiach rozwiązują problem jedynie doraźnie. A ból i łzy mogą na długie lata ranić serce i umysł pytaniem: czy nie dało się zrobić czegoś więcej?

To może dziwne, ale przy okazji przypomniał się inny film oglądany przed laty, dotyczący kary śmierci, z fenomenalną kreacją Björk jako imigrantki z Czech, która w Ameryce usiłuje zapobiec nieszczęściu własnego dziecka. Nieszczęściu utraty wzroku, które ją spotkało, a którego syn ma szansę uniknąć, jeśli zostanie poddany drogiej operacji. Bohaterka haruje więc jak wół, okłamuje kolejnych lekarzy na badaniach kontrolnych, ucząc się na pamięć układu liter na okulistycznej tablicy, i ciuła każdy grosz, rezygnując z wszelkich dostępnych przyjemności. Niestety, zostaje okradziona przez przyjaciela – policjanta, który w dramatycznej scenie z rewolwerem w dłoni krzyczy, żeby go zabiła. Efektem jego szarpaniny z niewidomą prawie kobietą jest strzał – mężczyzna ginie. Sędziowie skazują ją na karę śmierci – nikogo wszak przy nich nie było, wersji samobójstwa nie przyjmują i jakby sami ślepi byli na fakt, że dochodzi do rażącej niesprawiedliwości.

To taki film, po którym chce się wyrzucić telewizor przez okno, czego bynajmniej nie polecam, chcę tylko oddać skalę przeżyć. Sprawy miłości, śmierci i życia w XXI wieku zostały sprowadzone do kwestii, o których można dyskutować. Paradoksalnie, bo przecież u źródeł tego przewartościowania leży przekonanie, że po pierwsze dzieje się tak wyłącznie dla dobra człowieka, po drugie... wszystko jest przecież względne. To chyba jedno z największych nieszczęść tak zwanej ponowoczesności. A przecież istnieją na tym świecie takie wartości, które są po prostu niepodważalne (o tym między innymi pisze Bogumił Łoziński w tekście „Kara śmierci a świętość życia”, ss. 40–41).

Fałszywie rozumiany postęp i liberalizacja prawa – powtórzę – rozwiązują problemy jedynie doraźnie, zamiast pomóc w zrozumieniu ich przyczyn. Jako ludzie mamy obowiązki, nie tylko prawa, i jednym z nich jest poszanowanie życia. Bezwzględnie, zawsze, od początku i do końca.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama