Rozmowa z dyrektorem Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”
ANNA WYSZYŃSKA: — Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” to perfekcyjnie przygotowane, dynamiczne i porywające widowiska muzyczne. Ale nie tylko. Zespół prowadzi ogromną pracę edukacyjną, jest też animatorem i organizatorem wielu imprez.
ZBIGNIEW CIERNIAK: — „Śląsk” to wielowymiarowa instytucja, która nie ustaje nawet wtedy, kiedy nasi artyści mają wakacje. Działa 12 miesięcy. Z działalności koncertowej, rzecz jasna, zespół słynie najbardziej, niemniej wymiar pracy edukacyjnej jest znaczący. W tym roku np. odwiedziła nas spora grupa uczniów Łódzkiej Szkoły Baletowej, którzy przez tydzień byli tu na warsztatach. Jednocześnie przygotowujemy kolejny etap przesłuchań Regionalnego Przeglądu Pieśni „Śląskie Śpiewanie”. Już wkrótce odbędzie się w Koszęcinie konkurs choreograficzny. Koniec czerwca to Święto „Śląska”. Lipiec i sierpień to, jak co roku, czas Letniej Szkoły Artystycznej. Przygotowujemy też II Międzynarodowy Turniej Powożenia Tradycyjnego o Trofeum „Śląska”, bo pierwsza edycja w sierpniu ubiegłego roku bardzo się podobała, a w tym roku zainteresowanie jest jeszcze większe. To bardzo widowiskowa impreza, która przypomina czasy świetności zaprzęgów konnych. Przez cały rok przyjeżdżają do nas także uczniowie, by przyjrzeć się z bliska pracy zespołu. Również nasi artyści wyjeżdżają do przedszkoli i szkół, by pokazywać to, co jest piękne w polskim tańcu i śpiewie. Ale warto dodać, że włączyliśmy się również w Rok Sienkiewicza, ogłaszając konkurs literacki.
— Motto konkursu to cytat z „Quo vadis”: „...Muzyka jest jak morze — widzisz brzeg, na którym stoisz, lecz drugiego dojrzeć niepodobna...”.
— Konkurs ma motto muzyczne, a szczegółowe warunki podaliśmy na naszej stronie internetowej. Mogą wziąć w nim udział dorośli i młodzież. Na prace czekamy do 30 czerwca br. Wybiegamy także mocno do przodu, np. do roku 2018, kiedy to zespół będzie obchodził 65-lecie. Mamy już komitet organizacyjny, próbujemy przygotować program. Rok 2019 jest dla nas równie ważny, bo czekają nas dalekie wyjazdy, ale dziś za wcześnie, by mówić o szczegółach. Jak widać, działamy i w bliskiej, i w dalekiej perspektywie. Codziennie w zespole dzieje się coś związanego z edukacją lub turystyką.
— Turystyka, bo Koszęcin to miejscowość położona wśród urokliwych lasów, to wysokiej klasy zabytek, jakim jest pałac — siedziba zespołu i otaczający go park.
— Sporo osób przyjeżdża po to, aby zobaczyć pałac po rewitalizacji, przejść się po parku. W ubiegłym roku siedzibę „Śląska” odwiedziło grubo ponad 100 tys. osób. Chociaż funkcjonujemy w sercu lasu, nie jest do nas zbyt daleko — samochodem jedzie się z Katowic godzinę, z Częstochowy — 45 minut, z Krakowa — 2 godziny. To wszystko jest w zasięgu ręki. Warto wygospodarować ten czas, aby zobaczyć zespół „Śląsk”, co to za instytucja, jak pracuje i jak wygląda. Bardzo bogatą ofertę ma nasze Centrum Edukacji, gdzie pracują świetni fachowcy — często są to byli artyści zespołu. Warto z niej skorzystać. Nie są to przypadkowe działania, programując je, robimy to w sposób pragmatyczny i strategiczny. Nie poświęcamy się już tylko działaniom artystycznym, tak jak na początku istnienia zespołu, „Śląsk” bowiem od lat jest inną instytucją kultury, w znacznie bogatszym wymiarze.
— Występujecie w całym kraju i na całym świecie, żyjecie na walizkach...
— W tym roku byliśmy m.in. w Niemczech. To nie jest łatwy teren, ale udaje nam się tam powolutku wchodzić. Bilety na te koncerty sprzedano już w końcu ubiegłego roku. Potem były występy w kraju: Warszawa, Katowice, koncerty na Pomorzu i Kaszubach, a „po drodze” — Wrocław i Zabrze. Na początku kwietnia balet wyjechał na miesiąc w bardzo prestiżowe miejsce w Stanach Zjednoczonych. Wcześniejsza, grudniowa trasa chóru i orkiestry po Kanadzie i USA z programem kolęd i pastorałek była niesamowicie udana, spotkała się z ogromnym odzewem. Teraz szacuje się, że w kwietniu naszych artystów zobaczyło w USA ok. 80 tys. osób. Trzeba przy tym powiedzieć, że trudno jest zainteresować naszą działalnością zagranicznych kontrahentów, bo w grę wchodzi rachunek ekonomiczny. Kiedy zespół wylatuje do USA, to wysyłamy osobnym transportem cargo 5,5 t kostiumów. Po Europie natomiast jeździ z nami potężny, pełnowymiarowy TIR.
— Każdy Wasz wyjazd to ogromna praca impresaryjna, logistyczna, techniczna, której z widowni nie zauważamy.
— To są takie elementy działalności, których nie widać, ale wszystko to musi przebiegać sprawnie, co do minuty, żadnych zastojów, dziur. Każdy koncert to osobne wydarzenie, osobna logistyka. Każdy jest inny. Są różne sceny: piękne teatry, duże hale, są plenery, kościoły, jedne starsze, inne współcześnie wybudowane. Bywa, że koncertujemy w bardzo trudnych warunkach, ale nigdy nie narzekamy. Staramy się przystosować do każdych warunków tak, aby nasi widzowie — zarówno w Polsce, jak i na świecie — mieli jak najwspanialsze przeżycia.
— Marka „Śląsk” to nie tylko Śląsk, to również marka „Polska”.
— Oczywiście, jesteśmy kojarzeni z Polską, a nie tylko z regionem śląskim. Pokazujemy tę polskość na bardzo wysokim poziomie i szczycimy się tym, że jesteśmy przyjmowani jako ambasador polskiej kultury. Na wyjazd do USA zabraliśmy krótki film o Polsce, wszystko po to, aby budować pozytywny i prawdziwy obraz naszego kraju.
— Toczą się dyskusje, jakim wartościom powinna służyć kultura. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?
— Odpowiem z perspektywy „Śląska”, w którym jestem od 25 lat, z czego 19 lat na scenie. Zespół z jego historią i dorobkiem, niezwykłą postacią założyciela prof. Stanisława Hadyny jest instytucją bardzo znaczącą w polskiej kulturze. Na pewno najistotniejsze są wartości związane z historią i kulturą naszego kraju, które z kolei mocno wpisują się w Kościół i naszą wiarę. Te wszystkie wartości mają odzwierciedlenie w naszym repertuarze, w którym są z jednej strony wielkie widowiska z barwną panoramą folkloru wszystkich regionów kraju, a z drugiej — programy wpisujące się w rok liturgiczny: mamy program kolędowy, pieśni pasyjnych, maryjnych, program poświęcony Janowi Pawłowi II, w ubiegłym roku przygotowaliśmy koncerty z muzyką sakralną Stanisława Moniuszki. Przywiązujemy wagę do tradycji, do polskości. Może ktoś mnie uznać za człowieka konserwatywnego i staromodnego, ale uważam, że warto walczyć o swoje, w tym sensie, że trzeba pokazywać polską kulturę, która ma piękny ciąg historyczny, powstawała w różnych okresach naszych dziejów. Jest co promować i my to czynimy. Stoi za nami wiele ważkich argumentów, aby odpowiedzieć na pytanie, co „Śląsk” robi dla Polski. Cieszymy się, że wartości reprezentowane przez kulturę ludową zostały dostrzeżone w priorytetach Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mamy nadzieję, że dzięki temu będzie nam łatwiej programować naszą działalność.
— Wspomniał Pan o swoich 19 latach na scenie. Jak Pan trafił do zespołu?
— Jako młody człowiek przeżywałem duże wahania. Byłem uczniem Technikum Elektronicznego w Zabrzu. Ale śpiewałem też we wspaniałym zabrzańskim chórze „Rezonas con tutti”, gdzie poznałem Joannę — moją żonę. Dowiedziałem się, że jej rodzice są artystami w „Śląsku”, a jeszcze później usłyszałem, że w zespole byli także jej dziadkowie. „Śląsk” mnie zafascynował. Kiedy prof. Stanisław Hadyna, po swoim powrocie, ogłosił nabór do zespołu, zgłosiłem się. Do eliminacji stanęło 600 osób, z tego po kilkustopniowych przesłuchaniach Profesor wybrał 5 czy 6, wśród których byłem i ja. Ponieważ byłem rok przed maturą, musiałem odłożyć decyzję. W tym czasie moja dziewczyna była już w zespole. Po maturze wróciło pytanie: „Śląsk” czy studia? Z jednej strony skończyłem prestiżową szkołę, z drugiej — dziewczyna i zespół. Zdecydowałem się przyjść do „Śląska” z myślą: zobaczę, jak tam jest. No i jestem do dzisiaj... a dyplom magisterski zdobyłem, gdy już pracowałem w zespole.
— Jaką rolę odegrało w tym wszystkim Pana spotkanie z prof. Hadyną?
— To, że miałem możliwość poznać Profesora osobiście, jest niesamowitą wartością. Nasze relacje były bardzo dobre i mogłem rozmawiać z Profesorem o wielu rzeczach, o jego twórczości muzycznej i pisarskiej oraz, oczywiście, o zespole. To dało mi bardzo dużo. Był nieprzeciętną osobowością i wielkim artystą. Pozostawił nam obszerną spuściznę, w sensie repertuarowym i twórczym, w sensie podstaw zespołu, który stworzył. Dzięki temu nie musimy się bać o przyszłość „Śląska”, będziemy mieć na czym bazować przez najbliższe 20 i więcej lat, oczywiście systematycznie rozbudowując repertuar. Programując działalność takiej instytucji, nie możemy myśleć kategoriami roku czy 5 lat, ale perspektywą 20-30 lat. To, jak wspaniale zespół jest przyjmowany w Polsce i Europie, w Chinach czy w USA, świadczy, że ma wiele do zaoferowania widzom, że jest i będzie im potrzebny. Mam też nadzieję, że jeżeli Pan Bóg pozwoli doczekać i przyjadę do Koszęcina, mając np. 80 lat, zobaczę wspaniałą, prężnie rozwijającą się instytucję. W każdym razie ze swojej strony będę robił wszystko, aby tak było.
opr. ab/ab