Wizyta nie tylko ekumeniczna

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (6/2000)

Kilkudniowa wizyta patriarchy ekumenicznego Bartłomieja I stała się okazją do podkreślenia wielu nowych, i najczęściej dobrych zjawisk, towarzyszących przemianom dokonującym się w polskim społeczeństwie w ciągu minionej dekady. Niemal do rangi symbolu urosła wizyta honorowego zwierzchnika prawosławia w polskim parlamencie. Słowa wypowiedziane przez Głowę wschodniego chrześcijaństwa znakomicie dopełniają ubiegłoroczne przesłanie, skierowane do polityków przez Papieża Jana Pawła II. Na jego znaczenie zwrócił uwagę sam patriarcha Bartłomiej I, przypominając wysiłki Ojca Świętego na rzecz pokoju i pojednania oraz zaangażowanie w dialog ekumeniczny.

Ważnym i chyba trochę zaskakującym akcentem było życzenie, aby Polska jak najszybciej znalazła się w strukturach europejskich. Wielu rodaków uważa, że jedność Europy jest obca prawosławiu, tymczasem patriarcha Konstantynopola wyraża wielką troskę o jedność kontynentu, łamiąc przy okazji pewien stereotyp wrogości prawosławia do wszystkiego co zachodnie i łacińskie.

Z ust ekumenicznego patriarchy Konstantynopola Polacy usłyszeli pochwałę i podziękowanie za to, że mniejszości wyznaniowe, w tym prawosławni, mają w Polsce doskonałe warunki do rozwoju i sprawowania kultu. Uznanie przez Bartłomieja I dobrej sytuacji mniejszości narodowej i wyznaniowej będzie dobrym argumentem w rozmowach z Litwą, Białorusią czy Ukrainą na temat sytuacji mniejszości polskiej i katolickiej za naszą wschodnią granicą.

Niestety, podczas wizyty doszło także do niemiłego incydentu, jakim było oskarżenie wspólnoty grekokatolickiej o prozelityzm i utrudnianie dialogu z prawosławiem. Opinia patriarchy, że „unia stanowi główną trudność w dialogu prawosławno-katolickim, gdyż jest to sztuczny Kościół, powołany do istnienia w imię prozelityzmu”, wywołała protesty ze strony polskich grekokatolików. Przypomniano, że historia napięcia między katolikami obrządku wschodniego i prawosławnymi jest tym bardziej przykra i skomplikowana, że chodzi o tę część Kościoła, która w latach komunistycznego totalitaryzmu najwięcej wycierpiała i nigdy nie mogła nawet marzyć o tak minimalnej tolerancji, jaka była udziałem braci prawosławnych. Cała sytuacja dowodzi, jak wiele jest jeszcze do zrobienia na polu dialogu i wzajemnego zrozumienia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama