Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (24/2000)
W ramach jubileuszowego rachunku sumienia Kościoła po raz drugi w krótkim czasie ze strony polskich hierachów padło znamienne, choć różne rangą, wyznanie. Prymas Polski na Skałce przyznał, iż Kościół nie upominał się wystarczająco "o poszanowanie praw Bożych roztaczanych z miłością nad ludźmi". Natomiast kilka dni temu, podczas kolejnego spotkania z cyklu "Rozmowy w KAI", tym razem poświęconego stanowisku państwa i Kościoła wobec biedy i ubóstwa, biskup radomski Jan Chrapek potwierdził, iż przez lata Episkopat Polski milczał na ten temat. Jako powód podał, iż biskupi nie bardzo wiedzieli, jak o tym mówić, a ponadto obawiali się zarzutu mieszania się do polityki oraz instrumentalizacji wypowiedzi. U postronnych obserwatorów wciąż jednak pozostaje bez odpowiedzi pytanie, na ile w tej postawie było przekonania, iż w ten sposób Episkopat nie będzie przeszkadzał koniecznym przemianom społecznym i ekonomicznym, choć dla niektórych reformatorów z początku lat 90., oczekujących wyraźnego wsparcia, było to zdecydowanie za mało. Ta nieumiejętność odnalezienia się w nowej sytuacji sprawiła, iż w Kościele nastąpił widoczny rozdźwięk między słowami i gestami solidarności z ubogimi a działaniami.
Z jednej strony brakowało słów wsparcia czy głośnego upominania się o bezrobotnych i tych wszystkich, którzy w wyniku przemian zubożeli. Konferencja Episkopatu nie opublikowała na ten temat żadnego poważnego opracowania. Pomocą charytatywną zajmuje się jeden z dokumentów II Synodu Plenarnego, ale chociaż pakiet tych dokumentów nie został jeszcze przyjęty przez Watykan, to właściwie jest już zapomniany (może wymaga to jubileuszowego rachunku także od dziennikarzy?). Coraz więcej natomiast obserwujemy w ostatnim czasie gestów miłości ze strony polskiej hierachii - przykładem jest odwiedzenie w Warszawie jednego dnia kilkudziesięciu różnego typu ośrodków pomocy potrzebującym. Niewątpliwie najlepiej ostatnie dziesięciolecie wykorzystała reaktywowana Caritas, której 40 000 wolontariuszy pomaga ponad milionowi potrzebujących. Jest to bez wątpienia ważniejsze od słów i gestów, ale bez nich nie będzie uwrażliwienia na transcendencję, której konsekwencją jest solidarność z ubogimi. I to jest - chociaż mało rozbudzony - najwłaściwszy dla Kościoła, a więc inny niż państwa, zakres odpowiedzialności za biednych.
opr. mg/mg