Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (42/2001)
Weto prezydenta do ustawy nakładającej na niedzielny handel prawne ograniczenia wyznacza być może nowy etap w stosunkach państwo-Kościół. Skończył się bowiem czas, kiedy wzajemne relacje były wynikiem respektowania nie tylko litery prawa i przyjętych zobowiązań, ale także dostrzegania tego, co można określić jako "nasze tu i teraz". Nie mam na myśli jakichś przywilejów, ale raczej chodzi mi o dostrzeganie wkładu, jaki jest udziałem Kościoła w polskiej historii i tradycji.
Z tego poczucia odpowiedzialności zrodził się także list, w którym Episkopat prosi prezydenta Kwaśniewskiego o podpisanie nowelizacji kodeksu pracy. Niestety, pomimo prośby, prezydent zawetował nowelizację, która wprowadzała zakaz pracy w niedzielę placówek handlowych zatrudniających więcej niż pięciu pracowników. Swą decyzję argumentował rosnącym bezrobociem i spadającym tempem rozwoju gospodarczego. Jednym słowem, słuchając wyjaśnień z Pałacu Prezydenckiego, może się wydawać, że Aleksander Kwaśniewski być może i podzielał troskę Episkopatu o wymiar religijny niedzieli, ale zwyciężyły twarde prawa ekonomii. Ktoś nawet ironicznie powiedział, że kiedy biskupi mówili o niebie, prezydent myślał o chlebie.
Jednak to tylko część prawdy: argumenty biskupów także uwzględniały racje ekonomiczne, a, co najważniejsze, były głosem odwołującym się do troski o człowieka. Aż dziwi fakt, że ludzie lewicy (że do tej formacji należy Kwaśniewski, nie ma żadnych wątpliwości), tak bardzo wrażliwi (najczęściej w okresie przedwyborczego koncertu życzeń) na los człowieka, kiedy przychodzi konkretna sytuacja, lubią chować się za plecami praw rynku i zasad ekonomii. Zauważmy, że w specjalnym liście do prezydenta biskupi przypomnieli, że odpoczynek niedzielny to nie tylko nakaz religijny, ale podstawowe prawo człowieka. Poza tym ustawa zakazująca handlu w niedzielę zbliżyłaby prawodawstwo naszego kraju do norm przyjętych w wielu państwach Unii Europejskiej. Niestety, do tych argumentów komentarza w decyzji prezydenta nie usłyszałem.
Być może decyzja prezydencka zapowiada czas trudnego dialogu, do którego trzeba będzie przyzwyczaić się w stosunkach z nowym rządem. Zgodnie z przedwyborczymi deklaracjami Leszka Millera, lidera SLD, miejsc "iskrzenia" nie będzie brakowało: relacje między Kościołem i państwem w wymiarze publicznym, ustawa aborcyjna czy kwestie powrotu do antykatolickiej formy wychowania seksualnego w szkołach to przecież tylko niektóre z nich. Jednak wątpię, żeby premier Miller nie potrafił dostrzec prawdy zawartej w jednym z polskich przysłów, że "kto sieje wiatr, zbiera burze".
opr. mg/mg