Biała Czarownica rzuciła bowiem na krainę zły czar. Dziś nie brakuje ideologii, którym zupełnie nie jest po drodze z Bożym Narodzeniem. A jeśli już jakieś symbole bożonarodzeniowe miałyby się ostać, to trzeba by je owinąć jakąś tęczową flagą albo wymieszać z półksiężycem – pisze felietonista Opoki o. Dariusz Kowalczyk SJ.
Roman Brandstaetter przyznał się w swoim „Kręgu biblijnym”, że postanowił kiedyś napisać opowieść o tym, jak by się potoczyła historia świata, gdyby Chrystus nigdy się nie narodził: „Gdy zacząłem obmyślać – pisze autor – akcję i konflikt, charaktery osób, stosunki polityczne i społeczne, doznałem wrażenia, jakby z głębi czasu zionęła ku mnie potworna otchłań niemożliwa do określenia. W żaden sposób nie mogłem sobie wyobrazić nieobecności Chrystusa w ludzkich dziejach. Nie zdołałem wykrzesać z siebie ani jednego obrazu. Tworzywo okazało się jałową miazgą, której nie umiałem nadać kształtu. Stanąłem oko w oko z demoniczną próżnią, w której ani siebie, ani sensu świata nie mogłem odnaleźć”. No właśnie! Brak sensu i demoniczny chichot. Ale przecież już Herod uważał, że to on powinien rządzić wiecznie, a jakiś obiecany Mesjasz jest zupełnie niepotrzebny. W związki z tym kazał wyrżnąć małe dzieci, by się nie okazało, że jednak ktoś ważniejszy od niego przyszedł na świat”.
W książce „Światłość świata” Benedykt XVI stwierdził, że „w zachodnim świecie istnieje niechęć do Kościoła”, a „ogólny kierunek naszych czasów prowadzi do konfrontacji z Kościołem”. Owa niechęć objawia się m.in. w kamuflowanej niechęci do Bożego Narodzenia. W kamuflowanej, gdyż dziś różne białe czarownice nie uderzają wprost w święta, wrzeszcząc, że to zacofanie. Co więcej, twierdzą, że działają w trosce o niewierzących w Chrystusa. Żeby na przykład na widok choinki w szkole nie doznali psychicznego uszczerbku. Czarownice dbają też o tzw. neutralność światopoglądową. A zatem w publicznych instytucjach eliminuje się zwyczaj podzielenia się opłatkiem. Wszak taki opłatek mógłby urazić czyjeś uczucia. Nie mówiąc już o obecności księdza. No bo po co klecha w czasach, kiedy trzeba katolików „opiłowywać”?!
Trzeba jednak zauważyć, że w pewnych sytuacjach białe czarownice wycofują się z powyższych pozycji, aby odnieść sukcesy na innych ważnych polach. I tak na przykład w perspektywie wyborów prezydenckich, ci którzy wcześniej kasowali z przestrzeni publicznej odniesienia do katolicyzmu oraz deklarowali swoje przywiązanie do marszów gejowskiej dumy itp., teraz rozprawiają nie o „zimowych świętach”, ale właśnie o Bożym Narodzeniu i znaczeniu polskich tradycji. Tak! W tym roku Boże Narodzenie jakby powróciło do Warszawy. Jak wielu da się na to nabrać?
Co do wspomnianych muzułmanów, to wielu z nich nie życzy sobie, aby chrystofobiczni architekci „nowego świata” używali ich do walki z chrześcijaństwem. Tym niemniej z drugiej strony nie brakuje wyznawców Allacha, którzy sprawiają, że każdego roku w jakimś kościele, albo na jakimś bożonarodzeniowym jarmarku wybuchnie bomba lub ktoś wjedzie samochodem w tłum. Może lewicowo-liberalne władze miast i miasteczek zaczną kasować inspirowane chrześcijańskimi tradycjami jarmarki, by nie prowokować muzułmanów? Ten dziwny anty-bożonarodzeniowy sojusz liberalnej lewicy i fundamentalistów islamskich trwa. Lewica sprowadza masowo muzułmanów, a muzułmanie głosują na lewicę. Jedna i druga strona uważa, że jak już osłabią chrześcijaństwo, to potem załatwią tych drugich.
Obok mniej lub bardziej otwartej walki z Bożym Narodzeniem widzimy od lat działania mające na celu jego podmienienie. Chodzi o zrobienie z chrześcijańskich świąt globalną imprezą handlową. Mdło się robi od reklam, które przekonują, że święta będą super, jak kupisz to lub tamto. Ten merkantylny walec szkodzi głównie dzieciom, które potrafią dąsać się przez cały wieczór, bo nie dostały dokładnie takiego prezentu, jaki chciały. Przy czym coraz mniej wiadomo, co właściwie świętujemy. Tajemnicę Bożego wcielenia zastępuje „magia” zakupów…
W tej sytuacji bardziej niż kiedykolwiek ważne jest, by troszczyć się o Boże Narodzenie w naszych sercach, rodzinach, w małych wspólnotach, w parafiach. W „Opowieści z Narnii” Boże Narodzenie powraca, gdyż pojawia się lew Aslan. Pojawi się i teraz. Obyśmy go umieli dostrzec!