W tej perspektywie wręcz idealnie można zobaczyć, jaki jest sens sakramentu małżeństwa. Celem wszystkich sakramentów jest zaproszenie do udziału w zwycięstwie Chrystusa nad tym wszystkim, co nam utrudnia, a nawet uniemożliwia drogę do Boga. Dlatego udzielane są one dążącym do zbawienia grzesznikom – pisze o. Jacek Salij OP.
Łatwo nie zauważyć podstawowego przesłania tej biblijnej opowieści – że historia ludzkości zaczęła się od małżeństwa. Zazwyczaj w opowieści tej widzimy tylko opis stworzenia pierwszej kobiety.
Zresztą spójrzmy: „Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta” (Rdz 2,21-23).
Kluczem, który umożliwi nam zrozumienie tej opowieści, wydają się słowa Adama: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała”. Zwrot ten pojawia się w Biblii kilka razy, toteż stosunkowo łatwo ustalić, co on znaczy. Kiedy młody Jakub wybrał się w daleką drogę do swojego wuja, Labana, ten go wita słowami: „Przecież jesteś moją kością i ciałem!” (Rdz 29,14). Z kolei bezbożny Abimelek, chcąc sobie zjednać krewnych swej matki, sprytnie im się przymila: „Wszak jestem z kości waszej i z waszego ciała!” (Sdz 9,2). Podobnie pokolenia izraelskie, pragnąc nakłonić Dawida do przyjęcia tronu, argumentują: „Oto myśmy kości twoje i ciało!” (2 Sm 5,1).
Jak widzimy, zwrot ten wyraża bliskość i pokrewieństwo, natomiast nie jest jego celem ustalanie hierarchii ważności między bliskimi sobie ludźmi. W ustach Adama słowa te wyrażały więc, że rozpoznaje on w kobiecie kogoś sobie bliskiego. Wolno dodać: „kogoś bardzo bliskiego” – była ona przecież w ogóle pierwszym człowiekiem, z jakim on się spotkał. Można jeszcze dodać: „i równego sobie” – z tym jednak zastrzeżeniem, że prawdziwa bliskość poniekąd unieważnia kategorie wyższy-niższy, ważniejszy-mniej ważny.
Równość obu płci Pismo Święte podkreśla jeszcze przed opisami stworzenia pierwszego mężczyzny i pierwszej kobiety: „Stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i kobietę” (Rdz 1,27).
Owszem, w społeczeństwie, w którym żyli autorzy biblijni, kobieta była dyskryminowana. Jednak Pismo Święte nie pozostawia wątpliwości co do tego, że tak być nie powinno. Na początku było inaczej. Bóg stworzył mężczyznę i kobietę jako ludzi zdolnych do wzajemnej bliskości, sobie równych i wzajemnie się dopełniających. Dyskryminacja kobiety i degradowanie jej jako rzekomo niższej od mężczyzny, jest jednym ze znaków grzeszności naszego obecnego świata. Pismo Święte widzi w tym skutek grzechu pierworodnego. Przecież dopiero po grzechu kobieta usłyszała: „ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rdz 3,16).
Ale nie tak było „na początku”. To dopiero wskutek naszej grzeszności pojawiły się w ludzkich małżeństwach i rodzinach te i różne następne deformacje. Chrystus Pan jednoznacznie ogłosił, że w zakresie relacji między mężczyznami i kobietami ma się dokonać powrót do tego, co było „na początku” (Mt 19,8). Toteż w Kościele, i to od samego początku, kobieta – w tym, co najistotniejsze – jest traktowana jako równa mężczyźnie. „Nie ma już – napisze apostoł Paweł – mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie” (Ga 3,28). Kobieta, tak samo jak mężczyzna, jest powołana do życia wiecznego, tak samo też wezwana do obu największych darów nowego stworzenia: sakramentów chrztu i Eucharystii.
Wróćmy do opowieści o stworzeniu pierwszej kobiety. Przecież jest to opowieść o tym, że sam Bóg obdarowuje człowieka tą, która jest „z jego ciała i z jego kości”. Jak to zgrabnie sformułował Mikołaj Rej: „Dobra żonka darem Bożym jest”. A w gruncie rzeczy każde z nich zostało wtedy obdarowane tą drugą osobą. Tak było na początku, na tym zasadza się sama istota małżeństwa. Deformacje przyszły później, jako gorzki owoc naszego odejścia od Boga.
W tej perspektywie wręcz idealnie można zobaczyć, jaki jest sens sakramentu małżeństwa. Celem wszystkich sakramentów jest zaproszenie do udziału w zwycięstwie Chrystusa nad tym wszystkim, co nam utrudnia, a nawet uniemożliwia drogę do Boga. Dlatego udzielane są one dążącym do zbawienia grzesznikom. Otóż nie trzeba być chrześcijaninem, żeby zostać mężem lub żoną. Kiedy jednak zostajecie małżonkami w obliczu Chrystusa i Kościoła, sam Bóg obdarza Was wzajemnie sobą. To On obdarza Ciebie tą oto żoną, a Ciebie tym oto mężem, to On obdarzył Was tymi oto dziećmi.
Oczywiście, każde z Was podejmowało – może nawet z wielkim trudem i wahaniem – decyzję o małżeństwie. To była również Wasza decyzja, że macie dzieci. Jednak przede wszystkim sam Bóg zwołał Was w jedną rodzinę. To On sam obdarzył Was wzajemnie sobą i Waszymi dziećmi, i zobowiązał się do wspierania Was w Waszej wspólnej drodze. Ktoś kiedyś powiedział mądrze, że łaska sakramentu małżeństwa to jest najważniejszy prezent ślubny. Czy już go rozpakowaliście? Czy zależy Wam na tym, żeby z tego daru korzystać?
Powiedzmy jeszcze na końcu, że trudna żona, trudny mąż też jest darem Bożym. Taka jest przedziwna tajemnica darów Bożych, że zazwyczaj są one trudne do przyjęcia i nieraz ich przyjmowanie wymaga od nas wysiłku. Może jednak warto ten wysiłek podejmować.