Wkrótce po opublikowaniu felietonu na temat dogmatu o nauczycielskiej nieomylności biskupa Rzymu ktoś bardzo przytomnie mnie zapytał: „Po co w ogóle ten dogmat, skoro orzeczeń papieskich ex cathedra było w całej historii Kościoła zaledwie kilka razy? A nawiązując do innego felietonu, zapytam jeszcze: Co takiego jest do kontemplowania w dogmacie o nieomylności papieża?” – pisze o. Jacek Salij OP.
Na początku umówmy się: Zastanawianie się nad obu tymi pytaniami kieruję wyłącznie do osób, które w Pana Jezusa wierzą naprawdę. Bo wydaje się, że poza wiarą zgłębianie prawd wiary ma niewiele sensu, a może jeszcze wzmacniać w nas przemądrzałość.
Otóż przyjmując tę perspektywę, refleksję na temat nieomylności papieża trzeba zacząć od przypomnienia, że Pan Jezus niczego nie nauczał sam od siebie. Wyraźnie to nam powiedział, że On przyszedł do nas od swojego Przedwiecznego Ojca i od Niego przyniósł swoją naukę: „Nauka, którą wam głoszę, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca" (J 7,16).
Zatem nauka Pana Jezusa jest czymś niewyobrażalnie więcej, niż głęboką i godną najwyższej czci mądrością głoszoną przez jakiegoś bardzo świętego człowieka. Ta nauka jest prawdą płynącą do nas od samego Boga Ojca i ogłoszoną nam – nie tylko słowami i cudami, ale całym swoim życiem, śmiercią i w końcu zwycięstwem ostatecznym – przez Jego Syna, który dla nas stał się jednym z nas, i ma moc doprowadzić nas do swojego Ojca. Tę naukę – czyli tak ostatecznie, to samego Siebie – przyniósł Pan Jezus wszystkim ludziom wszystkich pokoleń („aż do skończenia świata”).
Bezpośrednio przekazał ją dwunastu apostołom, których wybrał, aby byli początkiem Jego Kościoła. Właśnie apostołowie oraz ich następcy mieli być w Kościele żywymi pełnomocnikami Jego zbawiającej nas prawdy. Bo jakiż inny sens mogłyby mieć Jego skierowane do nich słowa: „Kto was słucha, Mnie słucha, kto wami gardzi, Mną gardzi, lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał”.
Tutaj pojawia się pytanie: Ale przecież apostołowie (Piotra nie wyłączając) byli tylko ułomnymi ludźmi! Nawet jeżeli byli ludźmi najlepszej woli, nie dawali żadnej pewności, że przekazaną im przez Jezusa naukę potrafią zachować w całej jej prawdzie.
Otóż Pan Jezus dał nam swoją Ewangelię naprawdę i do końca. Toteż zadbał o to, żeby Jego prawda była w Kościele głoszona nieomylnie. Nie zapominajmy o tym, że dzieje Kościoła zaczęły się od zesłania Ducha Świętego. Duch Święty od samego początku czuwa nad tym, żeby nauka Pana Jezusa była w Kościele głoszona autentycznie. Pan Jezus wyraźnie nam to obiecał: „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i będzie wam przypominał wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14,26).
Niektórych razi używanie w wykładzie wiary wyrazu „nieomylność”. Warto sobie uprzytomnić, że w licznych sytuacjach całkiem świeckich jesteśmy wręcz zobowiązani do nieomylności. Niestety, nawet wówczas pomyłki się zdarzają, niemniej kiedy idziemy na grzyby, mamy absolutny obowiązek nieomylnego odróżniania grzybów jadalnych od trujących. Nieomylność obowiązuje nas zwłaszcza wtedy, kiedy błąd mógłby sprowadzić jakieś okropne skutki. Toteż budowniczy – wszystko jedno: domu, mostu, windy, samolotu – ma obowiązek nieomylności w obliczeniach, tak żeby można było bezpiecznie korzystać z budowanych przez niego obiektów. Ale przecież nawet wtedy, kiedy uczę dzieci zasad mnożenia i dzielenia, powinienem robić to porządnie i bez błędów.
Czy obowiązek nieomylności dotyczy również prawdy wiary? To oczywiste – przecież ta prawda dotyczy naszego przeznaczenia ostatecznego! Prawda wiary to jest skarb, którego nie wolno nam ani marnować, ani ukrywać przed ludźmi. Toteż już apostoł Paweł napisze, że „Kościół żyjącego Boga jest kolumną i podporą prawdy” (1 Tm 3,15) i będzie przypominał młodemu biskupowi, Tymoteuszowi, żeby troszczył się o przekazany mu depozyt i chronił powierzonych mu wiernych przed błędnymi wierzeniami (6,20).
Owszem, chociaż uwierzyliśmy w Chrystusa, jesteśmy tylko ułomnymi ludźmi i jako tacy podlegamy błędom. Toteż może się zdarzyć, że wystawieni na ludzkie opinie „podobni będziemy do fali morskiej wzbudzonej wiatrem i miotanej to tu, to tam” (Jk 1,6). Niemniej wszyscy – nie tylko biskupi, księża czy katecheci, ale naprawdę wszyscy – ilekroć dzielimy się naszą wiarą, jesteśmy zobowiązani do nieomylności. Nikomu z nas, ani księdzu głoszącemu kazanie, ani rodzicom, którzy pouczają o prawdach wiary swoje dzieci, ani w ogóle nikomu, nie wolno nauczać wiary według swojego widzimisię. Powinniśmy być świadkami tej nauki, którą Pan Jezus przyniósł nam od swojego Ojca i nad której autentycznością czuwa w Kościele sam Duch Święty.
Zobaczmy teraz, jak to wspaniale, że Piotrowi dał Pan Jezus „klucze królestwa niebieskiego” (Mt 16,18-19). Nieomylność papieża jest to dar, udzielony nam wszystkim. Nauczanie następcy Piotra to jest jakby latarnia morska, na którą trzeba się kierować, jeżeli nie chcemy zbłądzić w wierze. Warto przypomnieć pouczenie ostatniego soboru na ten temat: „Autentycznemu urzędowi nauczycielskiemu Biskupa Rzymskiego należy okazywać płynącą z wiary uległość woli i rozumu nawet wtedy, gdy nie przemawia on ex cathedra” – zwłaszcza gdy przemawia za tym „szczególny charakter dokumentów bądź częste podawanie tej samej nauki, bądź sam sposób jej wyrażania” (KK 25).
Zauważmy jednakże, iż jednego nie da się oddzielić od drugiego: Pierwszy z biskupów, następca Piotra, jest tylko szczególnym sługą nieomylnej wiary Kościoła. Żeby zrozumieć, czym jest nieomylność papieża, przedtem trzeba sobie bardzo cenić to, że jest wolą Bożą, żeby w ogóle Kościół, żeby każdy nas, którzy uwierzyliśmy w Chrystusa, był nieomylny w wierze.