Greccy ojcowie Kościoła już w IV w. byli przekonani co do istnienia czyśćca i nie było sporów na ten temat z łacinnikami aż do XIII w. Mieszkańcy Wschodu zaczęli zdecydowanie odrzucać koncepcję czyśćca dopiero w XVII w., i to najprawdopodobniej pod wpływem protestantów – pisze ks. prof. Robert Skrzypczak, felietonista Opoki.
We wschodniej myśli chrześcijańskiej śmierć rozumiana jako moment przechodzenia z tego świata do wieczności była określana greckim słowem telonia, oznaczającym „odprawę celną”, doświadczenie graniczne. Pojęciem tym posługiwali się Ojcowie Kościoła wschodniego już od IV wieku: św. Atanazy, św. Jan Chryzostom, św. Cyryl Aleksandryjski, po stronie zachodniej m. in. św. Kolumban.
Drabina i demony
O „powietrznych” odprawach granicznych, zgodnie z tradycją wschodniochrześcijańską, ma świadczyć biblijny tekst, w którym jest mowa o „władcy mocarstwa powietrza” (Ef 2, 2, por. Ef 6, 12). Chodzi o demony, które zamieszkują „powietrze”, czyli przestrzeń pośrednią między niebem a ziemią.
Wzmianki na ten temat znajdujemy w niektórych tekstach liturgicznych, w żywotach świętych, jak i w ikonografii, np. w pewnej rosyjskiej ikonie z XVI wieku dusza, która po śmierci wstępuje do nieba, jest powstrzymywana przez demony usiłujące zaciągnąć ją do piekła. Takie wznoszenie się duszy przypomina wspinaczkę po drabinie, w której człowiekowi pomagają aniołowie, a z której też można spaść ulegając wpływom jakiegoś demona.
Drabiną tą jest Chrystusowy krzyż. Nasz Pan sam o sobie powiedział: „Ja jestem drogą” (J 14, 6). Już św. Katarzyna ze Sieny (Dialogi, 26-30) przyrównywała Chrystusa do „pomostu” przypominającego pionową drabinę, na kształt krzyża, zmuszającą do podjęcia „słodkiego wysiłku”. Prowadzi ona do raju i potrzeba się po niej wspinać z pomocą łaski, mimo przeszkód mnożonych przez diabelskiego przeciwnika.
Zgodnie z wschodnią doktryną, dusza trzeciego dnia po śmierci udaje się w kierunku odprawy celnej. Podróż ta trwa około sześciu dni, od trzeciego do dziewiątego dnia od śmierci1, choć niektórzy utrzymują, że rozciąga się ona na trzydzieści siedem dni, co uwzględniając wcześniejsze trzy, w sumie daje dni czterdzieści2. Po nich następuje wprowadzenie w tamten świat. Współczesnymi teologami zajmującymi się dokładnym opisem tych zagadnień są rosyjscy biskupi: Ignatius Brjanczaninow i Teofan Pustelnik, obaj żyjący w XIX wieku.
Teofan opisuje doświadczenie odprawy celnej jako czegoś „uwodzicielskiego”, a zarazem „przerażającego”3, tymczasem bp Brjanczaninow porównuje ją do „ważenia” i „oceniania” ludzkich „skłonności do grzechu”, ponieważ „chrześcijanie skłonni do grzechu nie zasługują na to, by być od razu przeniesionymi z ziemskiego życia do wiecznej szczęśliwości”4, toteż muszą oni zostać poddani oczyszczeniu, by się od niego uwolnić i w ten sposób stać się godnymi Królestwa Niebieskiego.
Walka i oczyszczenie
Obraz urzędu celnego idzie w parze z symboliką zapłaty, cła i regulowania długu. Może być również postrzegany jako uwalnianie od bagażu obciążającego podczas wspinaczki. Na pierwszy rzut oka mógłby on także prowadzić, ale tylko powierzchownie, do skojarzenia z czyśćcem. Istnieją jednak istotne różnice między jednym i drugim stanem pośmiertnym. W czyśćcu wymierzana jest kara doczesna za winy zaciągnięte wskutek popełnianych uprzednio grzechów. Tam płaci się za grzechy „powszednie”, które w jakiś sposób jeszcze plamią duszę, choć, co istotne, czyśćcowa ścieżka prowadzi już nieodwołalnie do raju niebieskiego. Tymczasem w przypadku odprawy celnej niekoniecznie chodzi o samo oczyszczenie, ale o rodzaj walki – mającej w życiu ziemskim charakter wewnętrzny, w tym zaś momencie uzewnętrznionej – którą można przegrać5 i którą, na dodatek, dusza toczy na etapie nie w pełni jeszcze pozaziemskim6.
W nauce katolickiej czyściec ma rozciągłość czasową, chodzi bowiem o wzięcie na siebie kary doczesnej. Mówi się też o czyśćcu jako miejscu. Tymczasem odprawa celna stanowi moment próby, przejścia przez barierę demonów powietrza.
Czyściec ma miejsce między życiem ziemskim a wieczną szczęśliwością. Charakteryzuje się wielkim cierpieniem duszy związanym z przejściem przez oczyszczający, prawdziwy ogień, choć celem tego przechodzenia jest raj niebiański. Według św. Diadocha (połowa V wieku), próba wspinaczki na krzyż, stanowiąca co do istoty moment przejścia przez eschatologiczną „odprawę celną” – telonię, jest nieodłącznie związana ze strachem. Strach towarzyszy konieczności bycia poddanych próbie najeżonej przeszkodami rzucanymi przez demony. Jeśli za życia nie wyznaliśmy naszych myśli i naszych grzechów, tak jak powinniśmy, odkryjemy, że w chwili śmierci dopadnie nas nieokreślony lęk. „My, którzy kochamy Pana, musimy się modlić, abyśmy nie bali się w tym momencie, ponieważ jeśli wtedy będziemy się bać, nie będziemy w stanie wyzwolić się od reguł świata, który właśnie opuszczamy. Będą one służyły za narzędzie do atakowania nas strachem, jaki odczuwa nasza dusza na skutek własnej słabości. Natomiast dusza przywykła do radowania się miłością Bożą, w godzinie swego odchodzenia zostanie wywyższona wraz z aniołami pokoju ponad wszystkie wojska ciemności”7.
Miłość jest zatem siłą, która przeciwstawia się lękowi. Lęk wiąże się z opuszczaniem dotychczasowych zasad i przywiązań. Działa ono siłą tak zwanego paradoksu egzystencji: „Kto straci swe życie z Mego powodu, ten je zachowa” (Łk 19, 24). O tym też rozmawiał Jezus z Samarytanką przy studni Jakuba, przypominając jej o konieczności „dawania”, aby „odzyskać” (J 4, 15).
Udręka odczuwana przez Chrystusa na krzyżu tuż przed śmiercią i wyrażona wołaniem: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mk 5,34; por. Ps 22), stanowiła naturalny skutek Jego całkowitego ofiarowania się. Wyraża ona ostatni etap ludzkiego cierpienia, którego nasz Pan chciał doświadczyć w swej najbardziej radykalnej postaci, aby dopełnić dzieła odkupienia. Ta udręka nie oznacza desperacji, „śmiertelnej choroby” duszy. W przypadku człowieka wierzącego oddanie się Bogu łączy w tajemniczy sposób pełną ufność pokładaną w Nim w najgłębszej warstwie ducha z bolesną udręką znoszoną na poziomie psychiki.
Dobra śmierć
Jak uczy historia dobrego łotra (Łk 23, 39-43, ów decydujący moment, w którym dusza szczerze kieruje się ku Bogu, może wywrócić do góry nogami całe życie naznaczone grzechem. W tym sensie Kościół katolicki naucza, iż dusza będzie osądzona zasadniczo na podstawie stanu, w jakim znajduje się w chwili śmierci, a nie na podstawie popełnionych grzechów lub zasług nabytych w ciągu całego życia. Temu przekonaniu służy także od wieków praktykowana modlitwa o łaskę dobrej śmierci, zanoszona za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny, św. Józefa czy św. Benedykta, liczne bractwa dobrej śmierci tworzone zwłaszcza w czasach niespokojnych, przygotowywanie żołnierzy do bitwy poprzez sakrament pojednania i udzielanie odpustu zupełnego na polu walki, posługa kapelanów w szpitalach i więzieniach, wreszcie nawyk odmawiania aktów strzelistych albo pielęgnowania modlitw powtarzanych w myślach w zgodzie z zachętą św. Pawła: „Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie najusilniej” (Ef 6, 18). Do słynnego starca pustyni przybiegał często pewnego młodzieniec zniechęcony swymi powtarzającymi się upadkami w grzech. „Wstawaj i zaczynaj twoje zmaganie od nowa” – mówił mu zakonnik. Gdy za którymś razem młodzieniec zdesperowany swoją słabością zapytał: „Ile razy mam tak ponownie wstawać i ponownie rozpoczynać od nowa, skoro znów mogę upaść?”, usłyszał w odpowiedzi: „Nieustannie, bowiem wszystko zależy od tego, w jakim stanie zastanie cię wieczność: czy będziesz stał czy leżał”.
Jeszcze dosadniej swe ostrzeżenie w sprawie pielęgnowania nadziei na niebo sformułował abp Fulton Sheen: „W chwili śmierci zobaczysz bowiem przed sobą – w zależności od tego, komu bardziej ufałeś – twarz Chrystusa albo twarz demona. I usłyszysz: Chodź, jesteś mój!”.
Jak wielkie znaczenie może mieć w chwili umierania człowieka towarzyszenie mu modlitwą, bądź też szeptanie mu do uszu słów pełnych nadziei, pokazuje przykład papieża Jana Pawła II, którego odchodzeniu z tego świata towarzyszyło czytanie na głos Ewangelii św. Jana. O podobnym doświadczeniu w odniesieniu do ostatnich chwil Benedykta XVI opowiadał jego sekretarz abp Georg Gänswein. Nigdy też nie zapomnę, jak „przepięknie” umarł mój włoski przyjaciel Giorgio, przy którego łóżku odprawiałem mszę świętą. Giorgio zmarł zaraz po przyjęciu Najświętszej Hostii. Zamierzałem podać mu również Krew Pańską. Pozostałem z kielichem w ręku, gdy Giorgio wydał z siebie swój ostatni oddech. Przechodził przez „odprawę celną”, niosąc w sobie sakrament Zmartwychwstałego.
Motyw grozy i lęku przed śmiercią wiąże się z perspektywą sądu. Zmarły w tym momencie nie może już się odwrócić. W tym kontekście uwidacznia się aspekt dogmatu dotyczący decydującego charakteru wolnego wyboru osoby w tym życiu8. Owocem tego wyboru jest niebo lub piekło, które w tradycyjnej doktrynie rozumiane są nie tylko jako wieczne stany, ale także jako miejsca. Istnieje i zostało przygotowane, w zaświatach, miejsce dla każdego z nas odpowiednie.
Podobnie Cerkiew prawosławna stwierdza, że „miejsce niebieskie jest w niebie, a miejsce piekła jest we wnętrznościach ziemi"9. Z tego punktu widzenia ziemia, rozumiana jako jego „powłoka”, przypomina w pewnych okolicznościach jego ekwiwalent. Są to w każdym razie miejsca niewidoczne dla oczu, ponieważ znajdują się poza zwykłymi współrzędnymi czasoprzestrzeni. „Ponieważ anioły i dusze są ograniczone z przestrzennego punktu widzenia [...], muszą zawsze znajdować się w określonym miejscu: w niebie, piekle lub na ziemi”10.
Prawda o czyśćcu
Trudno znaleźć precyzyjną definicję czyśćca. Jeden ze wschodnich teologów określił czyściec jako „miłość, która dotarłszy zbyt późno do ukochanej osoby, powoduje cierpienie, która oczyszcza”11
Czyściec, zgodnie z definicjami sformułowanymi na Soborze Florenckim (1439), a potem na Soborze Trydenckim (1545-1563), jest stanem i miejscem tymczasowym12. Bulla papieża Benedykta XII Benedictus Deus (1336) opisuje czasową rozpiętość kary i w jej kontekście czyściec jako czas „pozaziemskiego oczyszczenia”.
W przeciwieństwie do wschodniochrześcijańskiej, wyżej wspomnianej, teorii „odprawy celnej”, czyściec jest katolickim dogmatem wiary, którego istnienie jest poświadczone w 2 Mach 12,44-45: „Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym, lecz jeśli uważał, że dla tych, którzy pobożnie zasnęli, jest przygotowana najwspanialsza nagroda – była to myśl święta i pobożna. Dlatego właśnie sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu”, oraz w 1 Kor 3,14-15: „Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień”.
Św. Cyprian z Kartaginy (zm. 258 r.) jest pierwszym Ojcem Kościoła, od którego pochodzi to określenie. Wcześniej mówił o nim Tertulian13. Świadectwa o czyśćcu z tamtego okresu są bardzo rzadkie, ponieważ „Kościół zazwyczaj nie udzielał rozgrzeszenia, chyba że po odbyciu pokuty, którą uważano za pełną”14. Natomiast w pierwszych dwóch wiekach chrześcijaństwa istniał już zwyczaj modlenia się za zmarłych, który Tertulian nazywał „czymś otrzymanym przez tradycję”15. Św. Augustyn mówił o „ogniu czyśćcowym” i o „ogniu poprawiającym”, a od IV wieku nauka o czyśćcu jest już powszechna wśród łacinników.
Greccy ojcowie Kościoła już w IV wieku byli przekonani co do istnienia czyśćca i nie było żadnych sporów na ten temat z łacinnikami aż do XIII wieku. Na Soborze Florenckim, na którym doszło do prowizorycznego porozumienia między biskupami ze Wschodu i Zachodu, Grecy nie zgadzali się na użycie nazwy „czyściec”, odrzucając rozumienie go jako miejsca i nie dopuszczając idei prawdziwego ognia oczyszczającego dusze pokutujące. Spory te nie znalazły jednakże odzwierciedlenia w tekście soborowym, który mówi o „karach czyśćcowych”. Znaczące jest również to, że mieszkańcy Wschodu zaczęli zdecydowanie odrzucać koncepcję czyśćca dopiero w XVII wieku, i to najprawdopodobniej pod wpływem protestantów.
Ojcowie wschodni nigdy nie negowali eschatologii pośredniej, choć nigdy jej też nie sformalizowali z powodów zasadniczo eklezjologicznych16. Tymczasem eschatologia katolicka wyraźnie stwierdza pełne zadośćuczynienie każdej duszy bezpośrednio po śmierci, co dotyczy również czyśćca, ponieważ terminem użytym w tym względzie przez Benedykta XII jest łacińskie „mox”, czyli natychmiast, bezpośrednio, wnet. Człowiek nie ma już możliwości decydowania o swoim losie po śmierci, lecz, zgodnie z doktryną katolicką, ma on taką „możliwość w samej chwili śmierci”17. Na przecięciu się ostatniej chwili obecnego życia z wiecznością pozostawiona zostaje człowiekowi ostateczna możliwość dokonania wyboru i ustalenia tym samym swego stanu na wieki.
Teoria „odprawy celnej” i prawda o czyśćcu odnoszą się zatem do płaszczyzn, które wydają się odrębne.
Jeśli bowiem oddzielenie duszy od ciała, czyli „prawdziwa” śmierć, następuje w trzecim dniu po śmierci – o czym pisałem wyżej, i jeśli, jak podają niektóre źródła wschodniochrześcijańskie, droga przez „odprawę celną” trwa, według niektórych teologów, dalsze sześć dni, według zaś innych około trzydziestu siedmiu, zatem wprowadzenie do prawdziwego życia pozagrobowego – czyli tak zwany sąd szczegółowy, w trakcie którego zapada decyzja o dalszym losie człowieka: niebo, piekło czy czyściec – następuje mniej więcej między dziewiątym a czterdziestym dniem śmierci. Rzecz jasna, posługiwanie się jednostkami czasowymi w odniesieniu do wieczności ma sens jedynie analogiczny. Dla nas chrześcijan, pokładających ufność w zmartwychwstaniu naszego Pana, wszystkie te rozważania służą jedynie wzmocnieniu jedynego słusznego podejścia do śmierci, w ramach którego to, co wydaje się być kresem, tak naprawdę jest początkiem. „Gdzież jest, o śmierci twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień? Ościeniem zaś śmierci jest grzech, a siłą grzechu Prawo. Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Przeto, bracia moi najmilsi, bądźcie wytrwali i niezachwiani, zajęci zawsze ofiarnie dziełem Pańskim, pamiętając, że trud wasz nie pozostaje daremny w Panu” (1 Kor 15, 55-58).
1 Jean-Claude Larchet, La vie après la mort selon la Tradition orthodoxe, Cerf, Paris 2001, s. 99.
2 Tamże, s. 186.
3 Seraphim Rose, The Soul After Death, St Herman of Alaska Brotherhood, 2004, s. 87.
4 Tamże, s. 65.
5 Mówi o tym Teofanes komentując psalm 118, por. Seraphin Rose, s. 87.
6 Jak pisze bp Brjanczaninow, „w warstwach podniebnych”; por. Seraphin Rose, s. 65. Zwłaszcza, że demony nie mogą przebywać w czyśćcu, byłoby to sprzeczne z chrześcijańską doktryną. Ponadto odpowiada to powszechnemu przekonaniu w Kościele, iż umierającemu ukazuje się dobry i zły anioł (Seraphin Rose, s. 32 i nast.), które walczą o duszę, oraz temu, że modlitwy wstawiennicze są szczególnie korzystne dla duszy będącej jeszcze „w drodze”.
7 Seraphin Rose, s. 247-248.
8 Philippe Ariès, Storia della morte in Occidente. Dal medioevo ai giorni nostri (in francese, Milano 1978.
9 Seraphin Rose, s. 130.
10 Tamże.
11 Candido Pozo, Teologia dell’aldilà, San Paolo, Roma 1972.
12 Dekret De Purgatorio z 3 grudnia 1563 roku, sesja XIV.
13De anima, 58.
14Candido Pozo, s. 328.
15 Tamże, s. 329.
16 Tamże, s. 329-331.
17 Tamże, s. 284.