Ochotnicy cierpienia

O ruchu Ochotników cierpienia

Cierpienie jest w świecie po to, ażeby wyzwalało miłość.

Jan Paweł II SD, 30

Cezary Sękalski

OCHOTNICY CIERPIENIA

Pomysł wybudowania w Głogowie ośrodka rekolekcyjnego dla chorych zrodził się w roku 1986, kiedy proboszcz Ryszard Dobrołowicz spotkał s. Elwirę Miriam Psorully, współzałożycielkę (wraz z ks. Luigim Novaresem) Centrum Ochotników Cierpienia, ruchu zajmującego się apostolatem wśród osób chorych. Proboszcz Dobrołowicz odwiedził kilka ośrodków prowadzonych przez ruch we Włoszech i zachwycił się nimi. W Kościele jest mnóstwo zakonów, które zajmują się chorymi, na przykład bonifratrzy, kamilianie. Jednak ruch założony w 1974 r. proponuje zupełną nowość w podejściu do chorego, który nie ma być w Kościele tylko przedmiotem opieki, lecz ma stać się podmiotem działania na rzecz innych

W 1989 r. rozpoczęto budowę domu "Uzdrowienie chorych" im. Jana Pawła II a w 1996 przy parafii zamieszkały pierwsze osoby z ruchu: ks. Janusz Malski oraz siostry ze stowarzyszenia życia konsekrowanego Cichych Pracowników Krzyża: s. Małgosia Malska (Polka) i s. Maria-Teresa Neato (Włoszka).

Przyjechałyśmy do Polski,

gdy ruch był już tu znany - mówi s. Małgosia. - Wcześniej różne grupy wraz z kapłanami uczestniczyły w naszych rekolekcjach i tak pewne idee stopniowo były przenoszone na tutejszy grunt.
Dziś spotykamy bardzo wiele osób, które w obliczu cierpienia zatracają poczucie sensu życia. Osoby chore fizycznie czy psychicznie, a także osoby, które tracą kogoś bliskiego albo pracę łatwo się załamują. Nasze dzieło jest odpowiedzią na wszystkie podobne problemy". W Polsce w ruchu zaangażowanych jest obecnie ok. 3 tys. osób. Jego struktury funkcjonują we Wrocławiu, Szczecinie, Ełku, Koszalinie, Elblągu, Gdańsku, Gorzowie Wlkp. oraz w Warszawie.
W Głogowie siostry pracują na plebanii, doglądają budowy ośrodka oraz prowadzą działalność apostolską. Organizują spotkania z osobami starszymi, z młodzieżą, dziećmi. Koordynują dni skupienia, rekolekcje, spotkania formacyjne dla animatorów ruchu. W tym mieście w ruchu zrzeszonych jest ok. dwustu osób.

Nazwa "Ochotnicy Cierpienia"

jest dla wielu trudna do przyjęcia, wręcz odpychająca - mówi s. Małgosia. - Cierpienie samo w sobie jest przecież czymś negatywnym, więc gdzie tu miejsce dla ochotników. Założycielom oczywiście nie chodziło o to, aby formować jakichś masochistów czy cierpiętników. Trzeba robić wszystko, aby z cierpieniem walczyć, aby było go jak najmniej. Gdy jednak nie można mu już zapobiec, trzeba, zgodnie z orędziami z Lourdes i Fatimy, ochoczo je ofiarować Bogu, aby mógł z niego wyprowadzić jak największe dobro". Ponieważ nazwa ruchu budziła kontrowersje, pomyślano, że może dobrze będzie zmienić ją na bardziej zachęcającą. Przełożeni poprosili o radę Ojca Świętego Jana Pawła II, ale ten odpowiedział, że jeżeli odrzucą nazwę, którą wybrał założyciel, zatracą swój charyzmat.
Aby stać się "ochotnikiem cierpienia", trzeba wypełnić deklarację. Osoby chore należąc do ruchu zobowiązują się do życia w stanie łaski uświęcającej, do modlitwy, ofiarowania swojego cierpienia Bogu, natomiast zdrowi, nazywani "braćmi chorych", zobowiązują się do pracy w dziele, na ile pozwalają im obowiązki zawodowe czy rodzinne. Zanim przyjechała do Polski

S. Maria-Teresa

przez dwanaście lat mieszkała w domu wspólnoty w Lourdes. Widziała tam tysiące chorych, którzy przyjeżdżali, aby modlić się o swoje uzdrowienie. "Pierwszym znakiem ich nawrócenia - opowiada - było to, że zaczynali dostrzegać wokół siebie innych, bardziej chorych i zamiast za siebie, zaczynali się modlić za nich... Osoby te wracały do domu przemienione, niekoniecznie fizycznie, ale na pewno wewnętrznie."
S. Maria-Teresa poznała również wiele osób, ktore zostały cudownie uzdrowione. Zdarzyło się, że do Lourdes przywieziono Marię - osobę z apostolatu, która była bardzo chora, prawie umierająca. Obawiano się nawet, czy przeżyje podróż, ale udało się jej dotrzeć na miejsce. Po zanurzeniu w basenie od razu poczuła się lepiej. Niektóre uzdrowienia po wizycie w tym sanktuarium ujawniały się po pewnym czasie, to było natychmiastowe. Maria przeprowadziła wszystkie badania i jej uzdrowienie zostało medycznie potwierdzone. Jest jedną z 63 osób, których uzdrowienie zostało odnotowane na miejscu przez specjalną komisję jako cudowne. Z czasem Maria wstąpiła do Cichych Pracowników Krzyża i służyła chorym aż do swojej śmierci.
"Lourdes nie jest przede wszystkim miejscem uzdrowień - mówi Maria-Teresa - lecz miejscem doświadczania miłosierdzia Boga, który szuka swoich zagubionych dzieci... O tym przede wszystkim mówiła do nas przez swoje orędzia Matka Boża. Tam codziennie mogłam obserwować, w jaki sposób Bóg przemienia ludzi. Ci, którzy szukali tylko emocji, przeżycia, nie potrafili zrozumieć Jego miłości. Ci zaś, którzy przychodzili z pustymi rękami, czuli się ubodzy, wracali stamtąd bardzo bogaci. Zrozumieli bowiem, co to znaczy kochać i cierpieć dla innych. Co to znaczy doświadczyć zmartwychwstania?... Cierpienia doświadczamy tylko czasem, a światło zmartwychwstania świeci na wieki!"

Od trzech lat

ruch organizuje doroczną pielgrzymkę chorych i niepełnosprawnych z Warszawy do Częstochowy. W tym roku siostry uczestniczyły w niej wraz z czterdziestoosobową grupą. "Zabraliśmy ze sobą chłopca z porażeniem mózgowym, który poruszał się na wózku inwalidzkim - wspomina s. Małgosia. - Był typem pankowca. Słuchał ciężkiej muzyki rockowej. Trochę bałam się proponować mu pielgrzymkę, bo trudno było się z nim porozumieć. Jednak zaryzykowałyśmy." Ks. Janusz Malski głosił konferencje o tym, że cierpienie może mieć sens, że osoby chore także mają swoje powołanie do wypełnienia.
"Widzieliśmy bunt w tym chłopaku - mówi s. Małgorzata. - Rzucał się na wózku, nie akceptował tego, co słyszał. Całe jego ciało zdawało się mówić: Wy możecie chodzić, możecie mówić, co wy wiecie o cierpieniu!
Być może wcześniej nie zastanawiał się nad swoim cierpieniem. Miał muzykę, mógł w nią uciekać, zakładać maskę obojętności, a tu na pielgrzymce przyszło mu zmierzyć się ze swoim problemem."
Siostry próbowały z nim rozmawiać. On właściwie mógł tylko przytakiwać albo zaprzeczać. W końcu jednak udało im się znaleźć wspólny język. Dziś chłopak ten chce przynależeć do Centrum Ochotników Cierpienia, uczestniczy w różnych skupieniach, rekolekcjach, odmawia różaniec, prosi, aby zawożono go na Mszę św. Jego rodzina nie może wyjść z podziwu, jak bardzo zmienił się po tej pielgrzymce.
Pewnego dnia zadzwoniła do sióstr kobieta z telewizji głogowskiej i powiedziała, że zna dziewczynę chorą na AIDS, która potrzebuje pomocy. S. Małgosia odpowiedziała, że nie mają jeszcze otwartego ośrodka, aby ją przyjąć. A kobieta na to odpowiada, że dzwoniła do różnych instytucji kościelnych i wszyscy jej odmówili. "Wy, którzy jesteście powołani do pomocy chorym, nie możecie odmówić!" - ucięła. "Musiałam przyznać - wspomina s. Małgosia - że moje życie nie jest tylko do wystawiania w kredensie za szybą po odpowiednim wypolerowaniu, ale że ma być rzeczywiście oddane charyzmatowi, a więc wymaga ofiary i poświęcenia. Nawet wobec takiego ryzyka. Więc zgodziłam się." Okazało się, że wcale nie chodziło o pomoc materialną ani o przyjęcie chorej do domu, ale o przygotowanie jej na spotkanie z Bogiem. Rodzina szukała wcześniej księdza, ale kapłani odmawiali posługi, bali się. Któryś z nich miał nawet powiedzieć: "Sama sobie jest winna!"
Siostry zaczęły odwiedzać chorą. Dziewczyna miała jeszcze przebłyski świadomości, zdążyła się przed śmiercią wyspowiadać. "To dla mnie znak, że podejmowanie ryzyka w tej dziedzinie ma sens" - mówi s. Małgosia.


Osoby zainteresowane ruchem mogą pisać pod adresem:


Centrum Ochotników Cierpienia
ul. Ks. Prałata L. Novarese 2
67-200 Głogów
tel. 076 83-33-297
e-mail: cpk@lg.onet.pl

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama