Tego nawet wyobrazić się nie da, żeby ktoś chciał organizować ogólnonarodowe referendum z pytaniem: „Czy jesteś za prawną ochroną ludzi niepełnosprawnych?”. A jednak pojawiają się pomysły, ażeby właśnie na drodze referendum rozstrzygnąć spory o prawną ochronę dziecka poczętego – pisze w felietonista Opoki, o. Jacek Salij OP.
Nie sądzę, żeby przyczyną było tylko to, że problem stawiany jest zazwyczaj pod osłoną eufemizmu. Bo przecież nie spieramy się „tylko” o aborcję („aborcja” znaczy: „niedopuszczenie do urodzin”), jest to spór o to, czy wolno zabijać poczęte dzieci.
Podstawową przyczyną tego, że niektórzy ludzie nie dostrzegają niedorzeczności samej idei wspomnianego referendum, jest błąd w rozpoznaniu tego, skąd pochodzi zakaz „nie zabijaj” w odniesieniu do poczętych dzieci.
Bo jeżeli jest to zakaz tylko religijny, to Polska nie jest przecież państwem wyznaniowym i nie widać powodu, dlaczego miałby on obowiązywać wszystkich obywateli. Jednak zakaz „nie zabijaj żadnej ludzkiej istoty, a zatem również nienarodzonego dziecka” ma swoje źródła w samym naszym człowieczeństwie: religia daje mu tylko swoje potwierdzenie, dlatego obowiązuje on wszystkich ludzi, niezależnie od wyznawanej religii.
Warto przypomnieć okoliczności, w jakich swojego czasu do ruchu pro life przystąpił Bernard Nathanson, właściciel kliniki aborcyjnej i choćby tylko z tego powodu aktywnie zaangażowany w rozwój ruchu pro choice. W trakcie walki o zalegalizowanie aborcji obficie grał on kartą antykatolicką, propagując w mediach fałszywą tezę, jakoby zakaz aborcji był tylko czysto religijnym pomysłem księży i biskupów.
„Nieustannie karmiliśmy media – wyznawał Nathanson po swoim nawróceniu – kłamstwami w stylu: »Przecież wszyscy wiedzą, że sprzeciw wobec aborcji pochodzi od hierarchii, a nie większości katolików«, albo: »Sondaże dowodzą, że katolicy chcą reformy praw dotyczących aborcji«. Media pompowały to w społeczeństwo, wmawiając mu, że każdy, kto sprzeciwia się legalizacji aborcji, pozostaje pod wpływem kościelnej hierarchii, oraz że katolicy opowiadający się za aborcją są oświeceni i nowocześni. Zarazem ukrywaliśmy fakt, że inne Kościoły i religie niechrześcijańskie również są przeciwne aborcji”.
Nathanson nawrócił się, kiedy na ultrasonografcznych ekranach zaczął obserwować życie ludzkiego płodu oraz jego panikę, kiedy był on atakowany przez abortera. To właśnie wtedy zrozumiał, że aborcja jest to zabijanie ludzkiego dziecka. I chociaż był człowiekiem niewierzącym, nie tylko porzucił swoje dotychczasowe zaangażowanie w ruchu pro choice, ale stał się jednym z najgłośniejszych obrońców dziecka poczętego. Z czasem nawrócił się również religijnie i – właśnie w tym Kościele, przeciwko któremu przedtem tyle wygadywał – poprosił o chrzest.
Człowiekiem niewierzącym, który stanowczo bronił prawa nienarodzonych dzieci do życia, a zarazem do końca życia pozostał niewierzący, był wybitny włoski prawnik i politolog, Norberto Bobbio. Bił on na alarm i ostrzegał, że państwa demokratyczne, wprowadzając ustawy aborcyjne, wyłączają najsłabszych spod opieki prawa i w ten sposób podmywają same fundamenty demokracji. Siły postępu – wołał kiedyś prof. Bobbio w Mediolanie podczas wielkiego wiecu w obronie pokoju – nie powinny dopuścić do tego, że Kościół katolicki będzie miał monopol na obronę życia najsłabszych. Kościół katolicki, rzecz jasna, wolałby takiego monopolu nie mieć i ufajmy, że na szczęście go nie ma.
Na koniec chciałbym wspomnieć o prof. Jacku Mazurkiewiczu, znawcy prawa cywilnego i rodzinnego, który opublikował dziesiątki naukowych i popularnych artykułów dotyczących praw dziecka poczętego oraz jego matki, i w ogóle różnych konkretnych sytuacji związanych z ciążą. Nie mam pojęcia, jaki jest osobisty stosunek Profesora do wiary i do Kościoła, gdyż konsekwentnie stara się on podejmować te problemy „pozakonfesyjnie, a nie akonfesyjnie, ani nawet ponadkonfesyjnie”. Po prostu Mazurkiewicz głęboko doświadcza tego, że prawo dziecka poczętego do życia jest czymś oczywistym, a nie tylko postulatem takiej czy innej religii.
Jedna wypowiedź prof. Jacka Mazurkiewicza wydaje się, niestety, coraz bardziej aktualna: „Z troską i smutkiem oceniam jako wielki błąd ludzi współczesnej lewicy mniej lub bardziej daleko posuniętą aprobatę dla aborcji. Etos lewicy był przecież niegdyś przede wszystkim etosem ofiary, służby, poświęcenia, troski o prześladowanych, poniewieranych, zaszczutych, bezbronnych. Między ludźmi lewicy i libertynami, między ludźmi ofiary i egoizmu była niegdyś przepaść nie do przebycia. Współczesna opcja lewicy – czy rzeczywiście jeszcze lewicy? – za aborcją jest sprzeniewierzeniem się temu, co stanowiło – i być może gdzieś jeszcze stanowi – najlepsze ziarno wśród wielu lewicowych plew”.