O cudach, które wpisane w nasze ludzkie życie, mimo iż nie każdy ich doświadcza
Czytając żywoty świętych i błogosławionych, wielokrotnie spotykamy się ze stwierdzeniem, iż umierali oni w opinii świętości, a za ich przyczyną działy się liczne cuda. Te słowa dla nas żyjących na początku XXI w. są nie tylko suchą informacją, ale rzeczywistością. Co jakiś czas słyszymy bowiem o cudach, które dokonały się za wstawiennictwem naszego rodaka - Sługi Bożego Jana Pawła II. Docierają do nas wiadomości o szczególnych łaskach, których doświadczyło liczne grono osób, czy to podczas spotkań z Ojcem Świętym, czy już po jego odejściu. W licznych świadectwach ciągle przewija się słowo „cud”.
Warto uzmysłowić sobie, że cuda są wpisane w nasze ludzkie życie, mimo iż nie każdy ich doświadcza. Św. Augustyn pisał, że „cud jest to fakt wzniosły, nadzwyczajny, przekraczający możliwości [natury] i niespodziewany dla osoby, która go podziwia”. Potem uzupełnił swój pogląd, pisząc: „nazywamy wielkim bądź cudownym coś, co Bóg czyni wbrew znanemu nam i zwyczajnemu biegowi natury”. Mówiąc o cudzie, musimy pamiętać, że nie jest to tylko jakieś niezwykłe wydarzenie przekraczające nasz rozum i wiedzę. Wypowiadając się o dziele, nie zapominajmy o jego autorze. Znaki Bożej miłości najczęściej dzieją się za pośrednictwem Maryi albo świętych Pańskich. Wszystko, co dokonuje się przez ich wstawiennictwo, spełnia się dzięki woli Bożej.
Cuda dzieją się także dzisiaj...
Ks. Marek Kot - proboszcz i kustosz sanktuarium bł. Męczenników Podlaskich w Pratulinie
W sanktuarium pracuję od 15 listopada 2007 r. i mogę zaświadczyć, że wielu ludzi prosi tu o cud. W połowie 2008 r. otrzymałem telefon z Nowego Jorku. Młoda matka dziękowała Bogu za narodziny dziecka, o które prosiła wraz z mężem. Urodziła zdrową córkę dokładnie 9 miesięcy po modlitwie w sanktuarium. Pewna kobieta powiedziała, że męczennicy przychodząc we śnie, obudzili ją i uratowali życie, inaczej zatrułaby się czadem z piecyka gazowego. Paweł Mazurek został cudownie uzdrowiony za przyczyną bł. Męczenników Podlaskich z tzw. prymitywnego guza centralnego układu nerwowego, umieszczonego w mózgu (o czwartym - najwyższym stopniu złośliwości). Młody przedsiębiorca zmagający się z różnymi problemami powiedział: „Tu, w Pratulinie, człowiek inaczej patrzy na świat, tu nabiera się sił na kolejne dni zmagania z codziennością. Od tych prostych świętych człowiek uczy się żyć”. Bóg bogaty w miłosierdzie błogosławi wszystkim, którzy proszą Go o cud przez przyczynę bł. Wincentego Lewoniuka i jego 12 Towarzyszy. Zapraszam do Pratulina, szczególnie w styczniu. Od 14 do 22 bieżącego miesiąca o 17.00 odprawiamy nowennę. 23 stycznia odbędą się główne uroczystość związane ze wspomnieniem Bł. Męczenników Podlaskich.
Ks. Romuald Pawluczuk - proboszcz parafii Wilczyska
Pochodzę z Pratulina, z parafii bł. Męczenników Podlaskich, gdzie od wielu lat modlono się za ich wstawiennictwem. Sam także otrzymałem łaskę dzięki ich orędownictwu. Kiedy pracowałem jako wikariusz w parafii Przemienienia Pańskiego w Łukowie, dotknęła mnie choroba gardła. Przy „jabłku Adama” niespodziewanie powiła się narośl, którą lekarze nazywali cystą. Zostałem skierowany do jednej z warszawskich klinik, gdzie miałem przejść operację. W szpitalu okazało się, że muszę czekać na ten zabieg około tygodnia. Ponieważ trwał Wielki Post i kapłani mieli dużo pracy, postanowiłem przełożyć termin operacji. Ponownie miałem się tam zgłosić po Wielkanocy. Wróciłem do Łukowa i włączyłem się w przygotowania do świąt. Cały czas modliłem się jednak o powrót do zdrowia. Prosiłem Boga za wstawiennictwem Męczenników (wtedy jeszcze niebeatyfikowanych). Przyzywałem ich pomocy, a ziemią z miejsca ich męczeństwa dotykałem chorego miejsca. Wierzyłem, że ich orędownictwo pomoże mi. Jeździłem także do Pratulina. Po Wielkanocy cysta samoistnie zniknęła i operacja nie była już konieczna. Moje świadectwo dołączono do dokumentacji procesu beatyfikacyjnego unitów.
O. Dominik Partyka - proboszcz parafii św. Piotra i Pawła w Leśnej Podlaskiej
Cuda dzieją się także w naszych czasach. Jeśli ktoś z wiarą prosi o łaskę, zawsze otrzyma dar. Pani Leśniańska oręduje za każdym, kto przychodzi do Jej tronu. Dwa lata temu dzięki wstawiennictwu naszej Matki narodziła się Weronika z Białej Podlaskiej. Lekarze nie dawali jej żadnych szans. Pomoc Maryi sprawiła, że zarówno dziewczynka, jak i jej matka szczęśliwie przeżyły rozwiązanie. Teraz każdego roku przyjeżdżają, by dziękować za dar życia. Opieki Matki Najświętszej doświadczył także nasz miejscowy naczelnik poczty. Kiedy niespodziewanie zachorował i zapadł w śpiączkę, jego rodzina codziennie prosiła Boga za wstawiennictwem Matki Leśniańskiej o to, by powrócił do zdrowia. Po miesiącu mężczyzna obudził się i nie miał już żadnych oznak choroby. Wrócił do swej rodziny i pracy. Pielgrzymi przybywający do Leśnej modlą się o zdrowie, o szczęśliwy przebieg operacji czy wyjście z różnych nałogów. W naszym sanktuarium dokonuje się także wiele uzdrowień duchowych, czyli nawróceń. Warunkiem cudu jest otwarcie się na działanie łaski Bożej. Czasami jesteśmy ślepi, nie chcemy, a może też nie potrafimy dostrzec tego, czego Stwórca dokonuje w naszym życiu.
Cuda najczęściej kojarzą się nam z uzdrowieniami fizycznymi bądź duchowymi. Przemierzając sanktuaria, nie da się nie słyszeć świadectw o zaskakujących powrotach do zdrowia, pokonaniu nałogów czy o zadziwiających nawróceniach. Człowiek wierzący nie może przejść obok tego z obojętnością. W takich chwilach budzi się podziw i pokora wobec potęgi Stwórcy. Jednak cud to nie tylko uzdrowienie ciała, cudem może być także narodzenie dziecka, odzyskanie wiary czy inna łaska. Trzeba też pamiętać, że największym cudem Jezusa jest zmartwychwstanie, cudem jest również każda Eucharystia: przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa.
Cud nie jest wytworem czyjejś fantazji, ludzkim wymysłem ani reliktem średniowiecza. To raczej owoc wiary i wyraz szczególnej miłości Boga. Do dziś pozostaje jednym z warunków beatyfikacji i kanonizacji.
Tam, gdzie kończy się rozum, zaczyna się wiara. Kiedy człowiek doświadcza bezradności i traci nadzieję, wtedy wkracza Bóg. Dla Niego nie ma nic niemożliwego. Warunkiem otrzymania łaski jest jednak silna ufność.
Kiedy czytamy fragmenty Ewangelii mówiące o cudach dokonanych przez Pana Jezusa, bardzo często słyszymy słowa: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17,19). Bez wiary nigdy nie dokonał się żaden cud. O Chrystusie przemierzającym swoje rodzinne strony ewangelista napisał: „niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa” (Mt 13,58). Liczne uzdrowienia, o których dowiadujemy się z kart Pisma Świętego, poprzedzone były pokorną prośbą i zaufaniem w moc Boga. Trzeba też pamiętać, że cud to uzdrowienie całego człowieka: jego ciała i ducha. Czasem nawet większym cudem jest uzdrowienie ducha - uświadomił to Jezus, uzdrawiając paralityka, a jednocześnie odpuszczając mu grzechy (zob. Mk 2, 1-12).
Dziś w dalszym ciągu możemy prosić Chrystusa o udzielenie potrzebnej nam łaski, gdyż On żyje i działa w Kościele. W naszych błaganiach nie jesteśmy sami. Modląc się, pamiętajmy o Matce Bożej i wstawiennictwie świętych, którzy, jeśli tylko ich poprosimy, będą za nami orędować.
Niepokalana, ukazując się św. Katarzynie Laboure, mówiła: „Promienie, które widzisz spływające z mych dłoni, są symbolem łask, jakie zlewam na tych, którzy mnie o nie proszą”. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus obiecywała, że po śmierci spuści na ziemię deszcz róż, że będzie wstawiać się za każdym, kto się do niej zwróci. Liczne świadectwa potwierdziły prawdziwość słów młodej zakonnicy.
Święci przebywający w niebie nie tylko wielbią Boga, oglądając Jego Oblicze, ale są łącznikiem pomiędzy ziemią i Królestwem Niebieskim. Nie zapominajmy, że wielu świętych i błogosławionych jeszcze podczas życia, na „dolinie łez”, mocą Boga czyniło znaki. Należeli do nich m.in. św. Ojciec Pio i św. Jan Maria Vianney.
Święci wypraszają nam różne łaski, ale nie wszystkie dary, które otrzymaliśmy za ich pośrednictwem, możemy nazwać cudem. Nie każdy powrót do zdrowia określimy tym mianem. Teologię cudu uzdrowienia („uzdrowienia przez wiarę”) opracował papież Benedykt XIV. Określił on siedem warunków, które muszą zostać spełnione, abyśmy mogli mówić o Bożej interwencji. Choroba, z której zostaje się uzdrowionym, musi być ciężka, a jej wyleczenie jest niemożliwe lub bardzo trudne. Nie może być ona w stadium zaniku (aby nie mogła cofnąć się samoistnie). Choremu nie mogą być aplikowane żadne lekarstwa, a w przypadku gdy zostały podane, musi być stwierdzona ich nieskuteczność. Uzdrowienie musi być natychmiastowe i całkowite. Przed uzdrowieniem nie może mieć miejsca żaden nagły kryzys na skutek podawania określonego środka; jeśli tak było, nie należy mówić o cudownym uzdrowieniu, gdyż można je częściowo lub też całkowicie wytłumaczyć w sposób naturalny. Po uzdrowieniu nie następuje nawrót choroby.
Prawdziwość cudu zazwyczaj bada komisja powołana przez miejscowego biskupa. Jest ona złożona z teologów i lekarzy. Specjaliści sprawdzają przede wszystkim, czy analizowane zjawisko jest pochodzenia nadprzyrodzonego i czy pochodzi od Pana Boga (może mieć ono charakter nadprzyrodzony, ale pochodzić od złego ducha - zob. np. 2 Tes 2,9-10 czy też Mt 24,24). W takich sytuacjach mamy do czynienia z tzw. mamieniem szatańskim. Przykładem takiego zjawiska są m.in. rzekome objawienia maryjne w Garabandal w Hiszpanii.
Osoby, które doświadczyły cudownego uzdrowienia, łączy jedno - bezradność lekarzy. Dla medyków były one tragicznymi przypadkami. Jedni mówili, że może pomóc tylko cud, inni kazali przygotować się na najgorsze i czekać na śmierć. Schemat dokonania się cudu jest zawsze taki sam. Grupa ludzi (im więcej, tym lepiej) szturmuje niebo swoimi modlitwami, wcześniej wybierając sobie pośrednika spośród wielu świętych. Msze św., modlitwy indywidualne i wspólnotowe, prośby wysyłane do sanktuariów, różaniec, nowenny... - lista środków jest długa. Potem następuje nieoczekiwany powrót do zdrowia, choroba i jej objawy znikają. Łzy radości, wdzięczność względem Boga i ludzi oraz zaskoczenie na twarzach lekarzy. Wobec wiary medycyna jest bezsilna...
O cudach świadczą liczne wota, którymi zapełnione są ściany wielu sanktuariów. Biżuteria, odlane w srebrze lub złocie uleczone części ciała, laski i kule to tylko niektóre dowody uzdrowień. Wielu dotkniętych łaską składa swoje świadectwa w specjalnych księgach.
Podczas wielu dyskusji o cudach zawsze można usłyszeć kilka standardowych stwierdzeń. Jedni rozmówcy uważają, że o cud nie powinniśmy prosić, bo takich łask mogą doświadczyć tylko wybrani. Drudzy mówią, że w czasach obecnych nie ma już cudów, jeszcze inni całkowicie negują tego typu zjawiska. Wielu pyta, co się stanie, jeśli nadzieja na cud nie spełni się... czy warto więc modlić się o niego?
Jeszcze raz popatrzmy na Jaira, kobietę cierpiąca na krwotok albo niewidomego Bartymeusza. Gdyby nie przyszli do Jezusa i nie prosili, dalej nieśliby krzyż choroby... Nawet jeśli nie dojdzie do fizycznego uzdrowienia, szybko okaże się, że nasza modlitwa nie odpłynęła w próżnię. Warto wszystko oddać w ręce Boga, powiedzieć „bądź wola Twoja” i czekać. Bóg zawsze znajdzie rozwiązanie, może nie zawsze wszystko pójdzie po naszej myśli, ale na pewno zajdzie pozytywna zmiana. Bo On ze wszystkiego potrafi wyprowadzić dobro... nawet z choroby i cierpienia.
W dobrych rękach
Nie da się wyliczyć cudów wyproszonych przez pośrednictwo świętych. Nie można opowiedzieć o wszystkich zjawiskach, które wykraczają poza rozum ludzki, a które dokonały się dzięki łaskawości Boga. Czytając te świadectwa, można tylko wielbić Stwórcę i dziękować za Jego świętych.
Jednym ze świętych pańskich, którzy wypraszali wiernym dar zdrowia, był św. Ojciec Pio. To dzięki jego modlitwom niewidoma ośmioletnia Gemma di Giori odzyskała wzrok.
Dziewczynka urodziła się bez źrenic, w takim przypadku medycyna nie może w żaden sposób pomóc. Babcia dziecka wysłała do tego świętego zakonnika list z prośbą o modlitwę w intencji wnuczki. Potem przyjechała z nią do San Giovanni Rotundo, gdzie Gemma przyjęła I Komunię św. z rąk kapucyna. Ojciec Pio uczynił także znak krzyża na jej oczach. Kiedy dziewczynka wracała do domu, nagle powiedziała: „Babciu, ja widzę cały świat”. Gemma widzi, pomimo iż nie ma źrenic. Potwierdziły to liczne badania lekarskie.
Patronką kobiet w stanie błogosławionym jest św. Joanna Berenta Molla. Do niej modliła się Elżbieta Comparinii Arcolino, prosząc o opiekę nad swoim nienarodzonym dzieckiem, które rozwijało się w środowisku całkowicie pozbawionym wód płodowych. Lekarze przewidywali, że poronienie jest tylko kwestią dni. Proponowano również aborcję, ponieważ ten stan zagrażał także zdrowiu matki. Elżbieta nie zgodziła się na zabieg. O zdrowie kobiety i jej maleństwa za przyczyną wtedy jeszcze bł. Joanny modliła się cała parafia i wszystkie karmelitanki w Brazylii. Dziecko przyszło na świat w 32 tygodniu ciąży. Nie miało żadnych poważnych dolegliwości. Matka po kilku dniach także odzyskała zdrowie. Dziewczynkę nazwano Joanna, ku czci świętej orędowniczki.
Dzięki wstawiennictwu św. Brata Alberta Chmielowskiego miesięczne niemowlę zostało uzdrowione z sepsy i mocznicy zatruwającej mózg. Choroba nie zostawiły żadnego śladu na zdrowiu chłopczyka. W jednym z najgorszych momentów choroby został on ochrzczony imieniem Albert. Potem rodzice chłopca wraz z siostrami albertynkami kołatały do nieba i przez pośrednictwo zakonnika prosiły o zdrowie dla dziecka. Od momentu chrztu stan niemowlęcia poprawiał się z godziny na godzinę. Uzdrowienie chłopca przyczyniło się do kanonizacji Brata Alberta.
Czy wobec takich cudów nie warto wyśpiewać maryjnego „Uwielbia dusza moja Pana (...), bo wielkie rzeczy uczynił (...) Wszechmocny, święte jest imię Jego...”?
ROZMOWA
Czym jest wstawiennictwo świętych?
Wstawiennictwo świętych wynika bezpośrednio ze świętych obcowania. Nauka Kościoła potwierdza, iż zbawieni, przebywający w niebie, mogą wypraszać nam potrzebne łaski. Poprzez wynoszenie niektórych z nich na ołtarze, Kościół pragnie ukazać, że każdy z nas, obierając odpowiednią drogę, może osiągnąć świętość. W tych zmaganiach potrzebujemy przykładów, które pomogą nam dobrze przeżyć swoje życie. Święci, którzy już przebywają w obecności Boga, wspierają nas swoimi modlitwami. Ich orędownictwo przyczynia się do otrzymania łaski cudu. Ludzie wierzący nie mogą zapominać, że w drodze do nieba i świętości nie są pozostawieni sami sobie. Warto uciekać się do tych, którzy już osiągnęli niebo i prosić ich o opiekę.
Dlaczego warto prosić Boga za wstawiennictwem świętych?
Wiemy, że jesteśmy ludźmi słabymi, często zastanawiamy się, czy nasze modlitwy podobają się Bogu, czy modlimy się we właściwy sposób. Prosząc świętych o ich wstawiennictwo, mamy większą pewność, że nasza modlitwa odniesie zamierzony skutek. Trudno jest ocenić, czy taka modlitwa jest lepsza, czy ma większą wartość. Dla nas jednak sama świadomość, iż nie jesteśmy osamotnieni w tych prośbach staje się czymś ważnym i cennym. Prosząc ze świętymi, współpracując z nimi, mamy jednocześnie lepszy kontakt z Bogiem.
Mówiąc o kulcie świętych, często słyszymy o cudownej wodzie, relikwiach czy np. ziemi z miejsca związanego z postacią świętego. Czym te znaki powinny być dla katolika? Do czego są mu potrzebne?
Kiedy umierają nasi bliscy, zostają po nich fotografie i przedmioty codziennego użytku. Jeśli ich kochaliśmy, wtedy bardziej szanujemy te rzeczy, bo przypominają nam o nich. Relikwie czy inne znaki związane z którymś ze świętych mają nam uzmysłowić, że ta osoba żyła i działała w konkretnym miejscu oraz czasie. W miejscach związanych ze świętymi bardziej doświadczamy ich opieki i uczymy się od nich wiary. W sanktuariach możemy zagłębić się w ich duchowość i jeszcze lepiej poznać ich sposób życia. Mamy okazję, by postawę świętych patronów skonfrontować z naszą. Woda czy inne znaki same w sobie nie są cudowne, ich „skuteczność” zależy od naszej wiary. Podczas dotknięcia tej rzeczywistości sprawdza się nasza wiara. Kontakt z tymi przedmiotami, medytowanie nad życiem tych świętych mają umocnić naszą wiarę.
Dlaczego współcześnie wielu ludzi nie wierzy w cuda?
Ten problem rodzi się ze słabości naszej wiary. Jeżeli człowiek ma silną wiarę, umacnia ją, pracuje nad sobą, rozwija życie duchowe i żyje słowami Ewangelii. Wiadomo, że uwierzy on także w obcowanie świętych, a w konsekwencji w cuda. Człowiek słabej wiary podobny jest do człowieka niewidomego od urodzenia. Trudno jest mu opowiadać o wielu rzeczach i trzeba go przekonywać do wielu spraw. On chce wszystkiego dotknąć i wszystko sprawdzić. Podobnie jest w przypadku człowieka o słabej wierze. Wielką łaską są wiara i głębokie życie duchowe. Dla takich ludzi czyjeś świadectwo czy jakieś wydarzenie pomagają otworzyć się na Boga. Współczesny człowiek nie chce współpracować z Bogiem. Stwórca jest mu potrzebny wyłącznie do spełniania jego żądań i zachcianek. Bóg ma według niego zagwarantować m.in. zdrowie, pieniądze czy szczęście. Przyjęcie Pana Boga to wielka łaska, dar i radość, jednak muszą one łączyć się z konkretną postawą. Powinniśmy codziennie oddawać Bogu swoje życie, żyć nie według własnego planu, ale według tego, co On chce.
W czerwcu 2001 r. s. Marie-Simon Pierre dowiedziała się, że cierpi na chorobę Parkinsona. Zaatakowana została lewa strona jej ciała. Objawy stawały się coraz bardziej dokuczliwe i uniemożliwiały normalne funkcjonowanie. Kiedy Benedykt XVI ogłosił rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego swojego poprzednika, siostry zaczęły modlić się przez wstawiennictwo Jana Pawła II o łaskę zdrowia dla s. Marie-Simon. Chora prosiła swoją przełożoną o zwolnienie z pracy. Ta jednak powiedziała: „Jan Paweł II nie powiedział jeszcze ostatniego słowa”. Na drugi dzień zakonnica obudziła się wypoczęta, nie czuła żadnych dolegliwości. Po porannej adoracji udała się na Mszę św. Wtedy uświadomiła sobie, że może normalnie chodzić, że jej lewe ramię przestało być nieruchome. „To, co Pan pozwolił mi przeżyć - uzdrowienie za wstawiennictwem Jana Pawła II - jest wielką tajemnicą. Nie ma rzeczy niemożliwych dla Boga i to jest żywa prawda. Jeśli uwierzysz, doświadczysz Jego wszechmocy” - podsumowuje siostra.
61-letni ks. Antoni Łatko został napadnięty i zmasakrowany na plebanii w nocy z 20 na 21 czerwca 1991 r. O 5.00 rano proboszcza znalazł wikariusz. W szpitalu w Jastrzębiu Zdroju ranny przeszedł operację czaszki (po zadanych 13 ciosach). Jednocześnie jego parafianie i przyjaciele prosili Boga o dar życia i powrót do zdrowia za wstawiennictwem Sługi Bożego ks. Ignacego Kłopotowskiego, którego czcicielem był ks. Antoni. Kapłan w krótkim czasie powrócił do zdrowia i 19 lipca 1991 r. opuścił szpital. Od razu udał się do Loretto na grób ks. Kłopotowskiego, aby podziękować mu za dar życia, a ss. loretankom za modlitwę. Ostatnie orzeczenie kongresu kardynałów dotyczące cudownej interwencji Boga za wstawiennictwem ks. Kłopotowskiego wydano 3 maja 2005 r.
opr. aw/aw