Między miłosierdziem a sprawiedliwością

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 09 (713)


Agnieszka Warecka

Między miłosierdziem a sprawiedliwością

Co ja mu powiem i co on pomyśli o mnie? - analizujemy, zbliżając się do kratki. Za mało w nas świadomości: kogo spotkamy i czym zostaniemy obdarowani. Tak bardzo przejmujemy się grzechami, jakie przyjdzie nam wyznać, że zapominamy o miłością, którą Bóg zechce nam ofiarować.

 

Niełatwo stanąć przed drugim człowiekiem - nawet jeśli wiadomo, że występuje on w imieniu Boga, obowiązuje go absolutna tajemnica oraz jest po to, aby pomóc nam powstać - i bez lęku wyznać to, co najchętniej zakopalibyśmy głęboko, okrywając całunem zapomnienia. Młodzi proponują spowiedź przez Internet, który ma im zapewnić anonimowość i większą szczerość. Inni próbują uciekać w ogólniki będące jedynie muśnięciem prawdy o sobie. Im szybciej usłyszą pukanie w kratkę konfesjonału, tym lepiej. Z drugiej strony w człowieku istnieje głębokie pragnienie oczyszczenia, spotkania z Kimś, kto jest większy od naszego grzechu i może pomóc związać na nowo zerwane wcześniej nici, uzdalniając tym samym do tworzenia zniszczonych relacji. Nie można mówić o spowiedzi, jeśli pomiędzy spowiednikiem i penitentem nie zostanie nawiązana nić jedności - zawiązany wspólny front przeciwko złu. Kapłan nie jest postawiony po to, aby sądzić, karać, krzyczeć. On stoi po stronie grzesznika. Ma mu pomóc odkryć prawdę o sobie. - Jego obecność, rada, rozgrzeszenie - mówi o. Piotr Jordan Śliwiński, kapucyn, twórca szkoły dla spowiedników - są znakiem tego, że także Chrystus i Kościół stają po stronie penitenta, a przeciwko grzechowi. Wyznaniu grzechów wtórują nieraz ogromne emocje. Nie są potrzebne. Gdy towarzyszą szczeremu wyznaniu, są raczej specyficznym pięknem tego sakramentu - dodaje.

Znak nawrócenia

Pan Bóg jest miłosierny. Ten przymiot Stwórcy, szczególnie za przyczyną św. Siostry Faustyny, został nam przypomniany w XX w. Gdyby nie Boże miłosierdzie, przyszłość każdego z nas rysowałaby się w ciemnych barwach. Zapominamy jednak o czymś ważnym: Bóg jest także sprawiedliwy. Pojęcie zadośćuczynienia funkcjonuje w kodeksie cywilnym, jego warunki precyzuje prawo karne, a intuicyjnie rozumieją je już małe dzieci. Krzywda musi być wynagrodzona, zło naprawione, zbrodnia odpokutowana długoletnim więzieniem. - Czy jednak podobne zasady można przenieść na grunt sakramentu pokuty? Czy człowiek jest w stanie wyrównać do końca szkody wyrządzone grzechem, zasypać przepaść, jaką przez nie wykopał, niejako wypracować sobie przebaczenie? - pyta o. Śliwiński. - Takie rozumienie bywa błędne, ponieważ zadośćuczynieniem za nasze grzechy jest Jezus Chrystus i Jego ofiara na krzyżu. Zadośćuczynienie człowieka ma wtedy sens, jeżeli staje się dołączone do tej ofiary - wyjaśnia i dodaje, iż pięknie tę prawdę ujmuje w formie modlitwy jedna z formuł rozesłania na zakończenie celebracji sakramentu pokuty: „Męka Jezus Chrystusa, naszego Pana, wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny i wszystkich Świętych, dobro, które spełniasz i cierpienie, które zniesiesz, niech będą zadośćuczynieniem za twoje grzechy, wyjednają ci wzrost łaski i nagrodę życia wiecznego. Idź w pokoju”. Ale co istotne: ofiara Chrystusa nie może wyręczyć człowieka z jego wysiłków. Potrzebny jest ruch z jego strony - znak nawrócenia. Dlatego dokumenty Kościoła (Katechizm Kościoła Katolickiego, pkt 1460) mówią o potrzebie aktywności człowieka. Muszą to być konkrety, a nie tylko słowa. Zadośćuczynienie nie może być wyłącznie symboliczne. Nie jest ono matematyczną wypadkową winy i kary (za taki grzech taka a taka pokuta; tyle „zdrowasiek” za każdy opuszczony pacierz) ani wyrównaniem bilansu zła, choć podręczniki teologii moralnej mówią o konieczności zachowania relacji pomiędzy nimi. Nie oznacza też wyłącznie naprawienia wyrządzonej krzywdy. Ma ono charakter leczniczy wobec grzesznika.

Grzechobójcza pokuta

Stara zasada penitencjarna mówi, żeby działać na grzech przez jego przeciwieństwo. Dużo zależy tu od szczerości penitenta - jego woli zmiany życia oraz wyobraźni spowiednika. Ojciec Stanisław Płatek napisał, że zadośćuczynienie ma być grzechobójcze - tak ukierunkować człowieka, żeby wzmocniła się jego relacja z Bogiem, by zrozumiał, iż jego grzechy nie są wyłącznie jego sprawą ani abstrakcją, ale zadają realny ból Ojcu i innym ludziom - niszczą jedność w rodzinie czy zrywają więzy we wspólnocie. Z drugiej strony, doświadczając swojej bezradności, wewnętrznego rozbicia, człowiek ma umacniać się w przekonaniu, że jest Ktoś, kto chce go uratować i umocnić. O takim dramacie pisał św. Paweł: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię [...] łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek!” (Rz 7, 14n). Tylko Chrystus może zasypać ową przepaść.

Nawrócenie nie ma końca

Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Reconciliatio et paenitenzia” przypomina, że wysiłek nawracania nie może skończyć się wraz z rozgrzeszeniem. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że „rozgrzeszenie usuwa grzech, ale nie usuwa wszelkiego nieporządku, jaki wprowadził grzech Por. Sobór Trydencki: DS 1712.. Grzesznik podźwignięty z grzechu musi jeszcze odzyskać pełne zdrowie duchowe. Powinien zatem zrobić coś więcej, by naprawić swoje winy” (KKK 1459). Praktyka życia jest niestety często taka, iż brakuje nawet czasu na odprawienie symbolicznej pokuty. Czekając na następną spowiedź, z przerażeniem stwierdzamy, że jej nie było. Zaczyna się przepuszczanie osób w kolejce, żeby tylko formalnie zdążyć spełnić zadany obowiązek. Rutyna i (tylko) poprawność zabijają ducha. Jak tu mówić o przemianie życia?

Zapominamy też, że popełnione zło, które zostaje nam przebaczone w sakramencie pokuty, domaga się restytucji: naprawienia. Obowiązek ten pozostaje, nawet jeśli kapłan podczas spowiedzi wprost o tym nie przypomina. Penitent ma więc obowiązek oddać to, co ukradł, ewentualnie, gdy jest to niemożliwe, przekazać odpowiednią sumę pieniędzy na rzecz biednych. Naprawione muszą zostać także szkody moralne: oczernienie kogoś domaga się przywrócenia mu dobrego imienia, plagiat - przyznania się do kradzieży pomysłu, zdrada - powrotu, kłamstwo - życia w prawdzie. - Przeżycie sakramentu pokuty musi mieć skutki społeczne. Ma być zwróceniem się ku komuś: ku Bogu i człowiekowi - konkluduje o. Śliwiński. Bezsensem staje się działanie człowieka, które nie wyzwala go od niego samego.

Proces nawrócenia posiada swój początek - spowiedź. Ale nie ma końca... Zbyt słabi, aby powiedzieć: jestem dobry i osiągnąłem cel, pamiętajmy, że nie zostajemy sami. Chrystus pomoże, pod warunkiem, iż poważnie potraktujemy sakrament pokuty. Że stanie się on doświadczeniem głębokiego misterium spotkania.

 

 

ROZMOWA

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI

 

Rachunek sumienia - buchalteria czy rodzaj modlitwy?

Pan Bóg nie jest matematykiem. Człowiek także nie zdoła ogarnąć pamięcią wszystkich swoich grzechów, podać precyzyjnie ilości nawet tych najdrobniejszych. Im dalej od ostatniej spowiedzi, tym staje się to trudniejsze. Oczywiście - ma być ona szczera i możliwie jak najdokładniejsza. Konieczna jest odpowiednia perspektywa: jestem dzieckiem Bożym. On nie chce mnie potępić, stoi zawsze po mojej stronie, razem tworzymy front przeciwko grzechowi. Chce mnie uratować! W tym kontekście rachunek sumienia jest modlitwą - jej szczególnym aktem. Jego owocem będzie większe zaufanie Panu Bogu.

Jak dobrze przeżyć ów kwadrans szczerości, aby w miejsce myślenia księgowego - patrzenia nań jako bilans zysków i strat - stał się początkiem procesu nawrócenia?

To nie musi być kwadrans. Znam osoby, które planując spowiedź, chodzą z rachunkiem sumienia w głowie już wiele dni wcześniej. Przewijają swoje życie jak film - klatka po klatce. Owocuje to czasem skrupulanctwem, które jest właśnie jedną z tych niedobrych odmian: myślenia księgowego w podejściu do sakramentu pokuty. Częściej jednak konsekwencją takiego przygotowania staje się głęboka spowiedź, która przeradza się w piękne duchowe spotkanie. Bardzo pomocne mogą być gotowe rachunki sumienia, które mamy zwykle w naszych książeczkach do nabożeństwa.

Tylko że zwykle są to dziecięce modlitewniki otrzymane z okazji I Komunii św.

Owszem, tak się zdarza. Widać to potem w trakcie samej spowiedzi, kiedy czterdziestolatek wyznaje, że nie słuchał mamusi i nie modlił się wieczorem do Bozi. Pomijam tu kwestię ignorancji, która, jeśli jest zawiniona, staje się grzechem. Nawet jeżeli książeczkowy rachunek sumienia zawiera sto pytań, a mój czyn nie został nazwany w nim po imieniu, nie oznacza to, że nie jest on grzechem. Życie bywa bogatsze od wszelkich reguł. Nie ma gotowców i szablonów, w które każdego można by wcisnąć.

A czy nie jest przypadkiem tak, że wybieramy dziecięce rachunki sumienia, ponieważ czujemy się z nimi bezpieczniejsi?

Coś w tym jest. Ponoć człowiekowi nic tak dobrze nie wychodzi jak usprawiedliwianie siebie. Przyznanie się do winy, nazwanie grzechu po imieniu, wymaga odwagi. A my często - wstyd się przyznać - tchórzymy. Uciekamy się do różnych sztuczek, byle tylko wypaść - nawet u kratek konfesjonału - jak najlepiej. Analogicznie: największą popularnością cieszą się tzw. Msze dziecięce. Homilia czy kazanie podczas nich wygłoszone zwykle są „bezpieczne”. Wychodzimy spokojni, bo ksiądz nie poruszył bolącej struny sumienia. Ale czy o to tak naprawdę chodzi? Kogo chcemy oszukać?

A jeśli ktoś zapomniał książeczki do nabożeństwa - co Ksiądz poradziłby takiej osobie? Jak się najlepiej zabrać do rachunku sumienia?

Przede wszystkim nie spieszyć się. Jeśli ktoś klęka przy konfesjonale zziajany, bo przed chwilą wpadł do kościoła i zobaczył, że akurat nikogo nie ma przy kratkach konfesjonału, więc od razu skwapliwie korzysta z okazji, prawie w każdym przypadku będzie to karykatura sakramentu pokuty. Potrzebny jest czas i uświadomienie sobie, co się za chwilę stanie, kogo się spotka. Pomocny bywa też pewien porządek w procesie analizy sumienia. Jedni starają się przypomnieć grzechy wedle kolejności: popełnione wobec Pana Boga - bliźniego - samego siebie. Inni: według przykazań, jeszcze inni kierują się hierarchią próśb zawartych w formule tzw. spowiedzi powszechnej: grzechy myśli, mowy, uczynku, zaniedbania. Wszystkie sposoby są na swój sposób dobre.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama