Artykuł z tygodnika Echo katolickie 32 (736)
Żyjemy w świecie, w którym obowiązuje określona kultura ubioru. Wiemy, co założyć na siebie, kiedy idziemy na wesele, do teatru czy staramy się o pracę. Tej wiedzy zdaje się nam jednak często brakować, gdy wybieramy się do kościoła.
Strój jest wyrazem szacunku do drugiej osoby. Dlatego, kiedy idziemy do kogoś z wizytą, spędzamy przed lustrem wiele czasu. Wybierając się na egzamin bądź rozmowę w sprawie pracy, również zakładamy odpowiednie ubranie. Zresztą, w regulaminach wewnętrznych szanujących się firm możemy znaleźć wytyczne dotyczące stroju pracownika. Precyzują one nie tylko długość spódnicy, jakość obuwia czy kolorystykę, ale zwracają także uwagę na zbyt jaskrawy lakier na paznokciach. Zasady te są przestrzegane i nie budzą kontrowersji, mimo że na dworze słupek rtęci przekracza trzydzieści stopni, a w biurze nie ma klimatyzacji. W końcu, co powiedziałby szef, kiedy przyszlibyśmy do pracy w koszulce odsłaniającej pępek?
Co ciekawe podobnych dylematów nie mamy, kiedy wybieramy się do kościoła. Dlatego patrząc na stroje zgromadzonych na niedzielnej Mszy św., często można odnieść wrażenie, że wielu z nich znalazło się w świątyni przypadkowo. Przyszli prosto z zakupów, dyskoteki czy siłowni. A przecież wyrzucając ze świątyni kupców, Pan Jezus powiedział: „Mój dom ma być domem modlitwy...”. Czy nasz ubiór sprzyja skupieniu? Czy świadczy o tym, że właśnie przyszliśmy się modlić?
Ks. kan. Krzysztof Czyrka, proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Wisznicach, każdego roku, zwłaszcza latem, zwraca uwagę wiernym, że do kościoła powinni ubierać się godnie. - To nie jest nakaz, ale delikatne przypomnienie. Odwołuję się do aktu woli i wyczucia taktu oraz gustu moich parafian Zazwyczaj w ogłoszeniach wspominam, jak powinien wyglądać niedzielny strój - tłumaczy kapłan.
Podkreśla jednak, że godny ubiór nie oznacza konieczności zakładania garnituru, gdy na dworze panuje upał, ale spodenki powyżej kolan u panów czy koszulka na ramiączka i krótka spódnica u pań nie są raczej odpowiednim ubraniem do kościoła. - Zdarza się, że nie tylko na Mszę św., ale też do kancelarii parafialnej przyjdzie mężczyzna czy kobieta, których strój nadaje się na spacer lub trening sportowy. W takich przypadkach staram się delikatnie przypomnieć ludziom, by mieli poczucie sacrum, tak jak to jest na Zachodzie - mówi proboszcz. - Tłumaczę, że wybierając się np. do urzędu gminy, ja też zakładam odpowiednie ubranie. Tak jak sutannę i komżę do konfesjonału czy ornat, kiedy odprawiam Mszę św. I nie skarżę się, że jest mi gorąco. Kościół to dom Boga, dlatego odwiedzając Go, powinniśmy ubrać się uroczyście, ale skromnie i przyzwoicie - dodaje ks. Czyrka. Niestety, nie dla wszystkich jest to oczywiste.
Problem niestosownego stroju w świątyni najbardziej dotyczy parafii miejskich. Podczas niedzielnego nabożeństwa można spotkać kobiety ubrane w krótkie spódnice, wydekoltowane bluzki czy sukienki na ramiączkach. I choć wiele z tych pań nie ma złych zamiarów - ubierają się tak, bo chcą być „na czasie” - jednak diabeł potrafi kusić także w kościele.
O ile w polskich kościołach wymagania co do stroju nie są tak restrykcyjne, to za granicą na drzwiach każdej bazyliki czy świątyni znajdują się tabliczki, które bez słów wyjaśniają, że „krótkie spodnie i gołe ramiona nie wchodzą”.
- Podczas zwiedzania Sofii nie zostałam wpuszczona do cerkwi, gdyż miałam na sobie krótkie spodenki. Kościół to miejsce święte i należy je uszanować. Ja to rozumiem i popieram - mówi Ewa Raczkowska z Siedlec. Kobieta była też świadkiem, jak do bazyliki św. Piotra w Rzymie nie wpuszczono grupki młodzieży, bo byli nieodpowiednio ubrani. Na nic zdało się tłumaczenie opiekunki, że to ludzie młodzi i niedoświadczeni, a w „wiecznym mieście” są pierwszy i być może ostatni raz. Strażnicy odpowiedzieli grzecznie aczkolwiek stanowczo, że, owszem, młodzież ma prawo pewnych rzeczy nie wiedzieć, ale wychowawcy powinni je przewidzieć.
Bez stosownego stroju nie mamy także co marzyć o zwiedzaniu bazyliki Notre-Dame w Marsylii czy miejsc świętych w Jerozolimie, Indiach. W krótkich spodenkach nie zostaniemy również wpuszczeniu do prawosławnej cerkwi w podmrągowskiej wsi, meczetu na tatarskim szlaku pod Białymstokiem czy synagogi na krakowskim Kazimierzu.
Co ciekawe, zagraniczne standardy zwykle akceptujemy bez mrugnięcia okiem. Wiemy, jak należy się ubrać nie tylko na zwiedzanie świątyni, ale też do hotelowego baru. Szkoda, że o ubraniowym savoir-vivre zapominamy, kiedy wybieramy się do polskiego kościoła. I choć na problem nieodpowiedniego stroju księża próbują uwrażliwiać wiernych z ambony czy przez powieszenie plakatu w przykościelnej gablocie, to jednak coraz więcej osób zwraca uwagę na konieczność postawienia jasnych wymagań w tym zakresie.
O stroju pisał m.in. w Pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł Apostoł. „Każdy mężczyzna, modląc się lub prorokując z nakrytą głową, hańbi swoją głowę. Każda zaś kobieta, modląc się lub prorokując z odkrytą głową, hańbi swoją głowę; wygląda bowiem tak, jakby była ogolona. Jeżeli więc jakaś kobieta nie nakrywa głowy, niechże ostrzyże swe włosy! Jeśli natomiast hańbi kobietę to, że jest ostrzyżona lub ogolona, niechże nakrywa głowę!”.
Gdyby św. Paweł pisał ten sam list dzisiaj, to na pewno nie mówiłby o nakrywaniu głowy, ale nakrywaniu ciała. Natomiast o zachowaniu się kobiet i mężczyzn podczas modlitwy możemy przeczytać w Pierwszym Liście do Tymoteusza: „Chcę więc, żeby mężczyźni modlili się na każdym miejscu, podnosząc ręce czyste, bez gniewów i sporów. Podobnie kobiety - skromnie przyodziane, niech się przyozdabiają ze wstydliwością i umiarem, nie przesadnie zaplatanymi włosami, nie złotem czy perłami, czy kosztownym strojem, lecz dobrymi uczynkami, co przystoi kobietom, które się przyznają do pobożności”.
I choć współcześnie nie da się ani kulturowo, ani biblijnie określić długości spódnicy, głębokości dekoltu, to każdy z nas powinien wyczuwać granicę, która jest naturalna dla określonych okoliczności i miejsca.
opr. aw/aw