Każdy jest powołany do świętości

Z o. Gabrielem Bartoszewskim OFMCap, postulatorem, promotorem sprawiedliwości w wielu procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka


Każdy jest powołany do świętości

Z o. Gabrielem Bartoszewskim OFMCap, postulatorem, promotorem sprawiedliwości w wielu procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

Proszę Ojca, kto może zostać świętym?

Świętym może zostać chrześcijanin, który prowadzi życie szlachetne, zgodne z Bożymi przykazaniami i nauką moralną Kościoła. Poza tym wiedzie je w sposób wyjątkowy, wyróżniający się, a więc heroiczny. Z taką osobą chce się przebywać, a jej dobroć, która promieniuje na otoczenie, wyczuwa się intuicyjnie. Zdarza się, że ludzie polecają się jej modlitwom i wstawiennictwu. Tak było za życia Ojca Pio czy papieża Jana Pawła II. Świętość wypływająca z heroizmu cnót ujawnia się i szczególnie rozkwita w chwili śmierci, w czasie pogrzebu i po nim: wierni odczuwają wewnętrzną potrzebę nawiedzania grobu tego chrześcijanina, żyją w przekonaniu, że jest on w chwale Błogosławionych i dzięki swojemu świątobliwemu życiu może wyjednywać łaski u Boga.

Świętość jest jedną z podstawowych cech, na które papież Benedykt XIV zwraca szczególną uwagę. Sława świętości i kult prywatny muszą być autentyczne i prawdziwe, a nie sztucznie inspirowane. Znamy przypadki wielkich tego świata - nagłośnione, pełne sensacji życie i pogrzeby, o których ludzie szybko zapominają. Natomiast opinia świętości wypływająca z heroicznie praktykowanych cnót chrześcijańskich jest trwała.

Zatem świątobliwa śmierć i trwająca opinia świętości to podstawy do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Jak on przebiega?

Można go rozpocząć pięć lat od śmierci świątobliwego chrześcijanina, jeżeli nie ustaje kult zmarłego, wierni odwiedzają grób, modlą się i doświadczają łask za jego przyczyną. To zadanie należy do biskupa diecezji, w której zmarła dana osoba. Powołuje on postulatora, osobę kompetentną i upoważnioną do prowadzenia procesu. On przygotowuje niezbędną dokumentację. Jeżeli zmarły miał jakieś publikacje, biskup powołuje dwóch cenzorów do ich oceny teologicznej. Wyznacza też komisję historyczną, która wspólnie z postulatorem gromadzi wszystkie dokumenty dotyczące życia i działalności, od metryki chrztu do metryki śmierci, włącznie z rękopisami niepublikowanymi. Komisja opracowuje opinię o zawartości i autentyczności dokumentów należących do kandydata na ołtarze. Jeżeli po ich zebraniu biskup przekonany jest o świętości kandydata, zwraca się do Konferencji Episkopatu z prośbą o wyrażenie opinii, czy z punktu widzenia kościelnego i duszpasterskiego stosowne jest rozpoczęcie procesu. Po otrzymaniu pozytywnej opinii Przewodniczący Konferencji Episkopatu wydaje pismo polecające. Zainteresowany biskup diecezjalny zwraca się do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych z prośbą o wydanie dokumentu, tzw. nihil obstat, oznaczającego, że ze strony Stolicy Apostolskiej nic nie stoi na przeszkodzie, by mógł rozpocząć się proces beatyfikacyjny. Po otrzymaniu tego dokumentu biskup mianuje trybunał. Tworzą go: delegat do przewodniczenia wszystkim sesjom w imieniu biskupa, przesłuchania świadków i prowadzenia procesu zgodnie z przepisami prawa kanonizacyjnego, promotor sprawiedliwości, który układa pytania dla świadków i czuwa nad procedurą, dwóch notariuszy do spisywania zeznań oraz kursora, który doręcza pisma.

Proces beatyfikacyjny kandydata na ołtarze rozpoczyna się podczas publicznej sesji, której przewodniczy biskup i zaprzysięga członków trybunału. Od tej chwili kandydatowi na ołtarze przysługuje tytuł Sługa Boży.

Czy proces jest jawny?

Wierni i bliscy kandydata na ołtarze mogą uczestniczyć tylko w pierwszej sesji. Potem proces jest poufny, prowadzony pod przysięgą, zobowiązującą członków trybunału i świadka do zachowania tajemnicy. Następnie przesłuchiwani są wszyscy zgłoszeni przez postulatora świadkowie, a po nich - członkowie komisji historycznej. Delegat dokonuje wizytacji grobu, mieszkania czy innych pomieszczeń, gdzie żył, przebywał i pracował zmarły. Trzeba bowiem sprawdzić, czy nie odbiera on niedozwolonego kultu publicznego, który może być oddawany dopiero po beatyfikacji.

Zatem za wstawiennictwem potencjalnego kandydata na ołtarze możemy modlić się dopiero po jego beatyfikacji?

Kult publiczny dozwolony jest dopiero po wyniesieniu na ołtarze i zatwierdzeniu przez Kongregację Kultu Bożego w Rzymie odpowiednich tekstów modlitw. W trakcie procesu możemy modlić się do Boga o beatyfikację, wzywając jedynie pośrednictwa osoby świątobliwej. Dozwolona jest popularyzacja tej osoby i jej świętości poprzez opublikowane artykuły, książki i inne nośniki informacji.

Jak przebiega dalsza część procesu?

Zgromadzony materiał stanowi oryginalne akta. Cały proces przepisuje się na komputerze. Po sprawdzeniu przygotowanej kopii notariusze sprawdzają wierność odpisu z oryginałem, po czym delegat przekazuje akta zaprzysiężonemu tłumaczowi, który dokonuje przekładu na język przyjęty w Kongregacji, najczęściej - włoski. Następnie odbywa się sesja końcowa, która podobnie jak pierwsza - jest jawna. Podczas niej członkowie trybunału składają przysięgę, że proces przeprowadzili sumiennie. Całą dokumentację przesyła się do Rzymu, gdzie proces toczy się dalej w Kongregacji Spaw Kanonizacyjnych na szczeblu apostolskim.

Zatem aby chrześcijanin dostał się do nieba, wystarczy, by w sposób heroiczny praktykował chrześcijańskie cnoty. Natomiast aby świątobliwy chrześcijanin mógł odbierać cześć na ołtarzach, winien przejść szczegółowe dochodzenie, podczas którego zostanie udowodniona heroiczność cnót lub męczeństwo.

Aby człowiek został uznany za świętego, jego doczesne życie oraz okoliczności śmierci nie mogą budzić zastrzeżeń. A co z wadami i grzechami świętych?

W czasie trwania procesu bardzo rzetelnie bada się życie i okoliczności śmierci kandydata do chwały ołtarzy. Nie może być jakikolwiek sytuacji niejasnych. Życie musi być ukazane jako kryształowe. W sposób szczególny w procesie bada się ostatnie dziesięć lat życia, które muszą być kompletnie czyste pod względem wiary i moralności. U kandydata na ołtarze nie może być mowy o jakichś wadach, tym bardziej grzechach, zwłaszcza w ostatnim okresie życia. Wymaga się od niego życia świątobliwego i zjednoczonego z Bogiem, stałego życia w łasce. Bez niej nie ma mowy, by mógł praktykować cnoty w stopniu heroicznym.

Czy kryteria świętości są takie same w przypadku kapłanów, zakonników i świeckich?

W procesie beatyfikacyjnym zawsze trzeba uwzględnić stan, w którym człowiek żyje. Kiedy mówimy np. o czystości małżeńskiej czy konsekrowanej, cnota jest jedna, ale rozpatrujemy ją w zupełnie innym wymiarze.

Inaczej ocenia się wychowujących dzieci ojca, matkę, inaczej człowieka samotnego czy kapłana. Chodzi tu o pełne życie chrześcijańskie praktykowane bez skazy w kontekście stanu, w jakim postawiła go Opatrzność Boża.

Dlaczego mamy tak mało beatyfikacji osób świeckich?

Głównym powodem jest brak wystarczającej dokumentacji ich życia i działalności. Podczas procesu beatyfikacyjnego 108 męczenników II wojny światowej sam szukałem świeckich. Zdołano zebrać tylko dziewięć osób. Wprawdzie ludzie zgłaszali innych kandydatów, ale brakowało dokumentacji dla udowodnienia męczeństwa. To nie jedyna przyczyna. Wierni, hierarchowie kościelni i duchowieństwo powinni interesować się osobami świeckimi i tę świętość promować. Niestety, różnie z tym bywa.

Był Ojciec zaangażowany jako postulator w wiele procesów kanonizacyjnych i beatyfikacyjnych. Który z nich był najtrudniejszy?

Jednym z trudniejszych, m.in. ze względu na czasy, w których się odbywał, był proces o. Honorata Koźmińskiego, syna ziemi podlaskiej. Ciągnął się latami również ze względu na ilość pism, które trzeba było odpisywać na maszynie. Były też inne komplikacje. Po dowiedzeniu heroiczności cnót należy udowodnić nadzwyczajne zjawisko, które może być uznane za cud. W procesie beatyfikacyjnym o. Koźmińskiego badałem różne zjawiska, o jakich mi donoszono, ale nie byłem w stanie udowodnić cudownego uzdrowienia. Niektórzy twierdzili, że jako założyciel licznych zgromadzeń zakonnych może zostać z tego wymogu zwolniony. Niestety Kościół wymaga fizycznego znaku nadzwyczajnego, który jest wyrazem wstawiennictwa Sługi Bożego i dowodem, że Bóg chce posługiwać się nim w rozdawnictwie łask. Wtedy zwróciłem uwagę, że 2 lipca 1926 r. na Jasnej Górze została uzdrowiona z raka trzustki s. Dominika Muraszewska ze zgromadzenia Sióstr Honoratek. Zrobiłem kwerendę historyczną, odnalazłem dokumenty i je przedłożyłem. Ten przypadek został uznany za cudowny. Ojciec Honorat został uroczyście beatyfikowany 16 października 1988 r., w dziesiątą rocznicę pontyfikatu papieża Jana Pawła II. Dla mnie to szczególny znak Opatrzności Bożej. Pan Bóg ma swój czas dla każdej beatyfikacji czy kanonizacji.

Czytając biografie świętych można zauważyć, że niektórzy z nich od początku mieli w sobie pragnienie dążenia do świętości. Czy powołanie do świętości jest zjawiskiem naturalnym?

Zgodnie z nauczaniem Soboru Watykańskiego II każdy ochrzczony powołany jest do świętości. Dążenie to jest zjawiskiem naturalnym. Ale niektórym osobom Pan Bóg daje specjalną łaskę. Ks. Jerzy Popiełuszko, w którego procesie byłem promotorem sprawiedliwości, otrzymał on specjalną łaskę męczeństwa. Honorat Koźmiński postanowił: „Chcę być świętym”. Inni rzucali wszystko na jedną szalę i mimo różnych przeciwności dążyli do świętości, która w odpowiednim czasie została zwieńczona beatyfikacją.

Dziękuję za rozmowę.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama