Pośredniczka i Szafarka łask

O cudach za wstawiennictwem Maryi

Sanktuaria maryjne to miejsca, które świadczą o szczególnej obecności Maryi w życiu Kościoła. U źródeł powstania każdego z nich leży niezwykłość zjawisk: objawienia, cuda, łaski. Dlatego przyciągają ludzi, którzy ufają, że Pośredniczka i Szafarka łask niczego im nie odmówi.

Wiele jest miejsc zamieszkanych przez Maryję. Od poświęconego Jej kącika w domu czy maleńkiej kapliczki przydrożnej ozdobionej wizerunkiem Matki Bożej, po zbudowane na Jej cześć kaplice i kościoły. Są też miejsca, gdzie obecność Matki jest odczuwalna w szczególnie namacalny sposób. Czasem miejsca te promieniują daleko swym światłem i przyciągają ludzi z dalekich stron. Promieniowanie to może rozciągać się na diecezję, cały naród. Są to sanktuaria maryjne - słowa Jana Pawła II wypowiedziane podczas pierwszej pielgrzymki do Fatimy w 1982 r. wskazują na różnorodność miejsc, w których oddaje się cześć Maryi. Jednocześnie podkreślają cechę wspólną - doświadczenie obecności Matki. To ono decyduje o randze, liczbie pielgrzymów, którzy przekraczają progi maryjnych świątyń. Jednak - jak zauważył w 1950 r. kard. Stefan Wyszyński - sanktuaria nie powstają w miejscach wskazanych przez człowieka czy przypadkowych. Wybiera je sama Maryja, by objawić swą obecność, przyjść z pomocą ludziom, dać łaskę przemiany i życia. Tak właśnie od XVII w. dzieje się w Kodniu, gdzie przed obrazem Matki Bożej wciąż dzieją się cuda. Może nie tak spektakularne jak przed wiekami, ale nie mniej ważne z punktu widzenia człowieka, który ich doznaje. Świadczą o tym liczne wota i wpisy w księdze łask.

Czekaliśmy na to szczęście

„Chciałbym się z Wami podzielić radością, jaką odczuwam” - pisze Marek z Lubonia k. Poznania. Jego syn wraz z żoną utracili przedwcześnie dziecko. Mimo leczenia starania o potomstwo nie przynosiły tak bardzo wyczekiwanego efektu. „Po świętach Bożego Narodzenia 2011 r. przyjmowaliśmy księdza po kolędzie. Odwiedził nas kapłan z Kodnia. Podczas rozmowy z młodymi ofiarował im obrazek z Matką Bożą Kodeńską. Mówił, by modlili się o dziecko za Jej wstawiennictwem. W lutym 2012 r. usłyszeliśmy, że spodziewają się dziecka. Tak więc od 31 października 2012 r. moja żona jest szczęśliwą babcią, a ja dziadkiem. Od tego dnia mamy wspaniałego wnuka Adasia...” - czytamy w świadectwie.

Oo. oblaci przyznają, że ostatnio Matka Boża Kodeńska „specjalizuje się” w wypraszaniu potomstwa dla małżeństw, które bezskutecznie się o nie starały. „Czekaliśmy dziesięć lat na to szczęście. Pan Bóg przez wstawiennictwo MB wysłuchał naszych próśb. Mój wnuczek jest darem od Pana Boga i Matki Bożej Kodeńskiej” - twierdzi Teresa, która we wrześniu 2009 r. przybyła do nadbużańskiego sanktuarium z Rybna. Wkrótce na świat przyszedł Szymon.

Bałam się, że mi nie uwierzą

Maria z Opolszczyzny zawdzięcza Kodeńskiej Pani zdrowie. Zaczęło się niewinnie - od bólu zęba. Po jego usunięciu rana nie goiła się, pojawiła się narośl. Diagnoza zabrzmiała niczym wyrok: nowotwór. Lekarze zdecydowali, że konieczna jest operacja. Jednak nie przyniosła ona pożądanych rezultatów. W lutym 1974 r. choroba powróciła. Znowu wizyty u specjalistów, kolejne zabiegi. Tym razem skuteczne. Przez dziesięć lat kobieta nie odczuwała dolegliwości. Jak się wkrótce okazało - do czasu. Podczas kontrolnej wizyty u specjalisty usłyszała: nowotwór odnowiony. „Od pewnego oblata dowiedziałam się o Kodniu i zapragnęłam stanąć przed obrazem, by jak Sapieha prosić o zdrowie. Po przeczytaniu „Błogosławionej winy” wiedziałam, że muszę tam jechać. Poprosiłam proboszcza naszej parafii, żebyśmy udali się z pielgrzymką do Kodnia. Do sanktuarium przyjechaliśmy 2 lipca. Uczestniczyliśmy w Mszy św., modliłam się przed cudownym obrazem o zdrowie i uleczenie z choroby. Matka Boża Kodeńska patrzyła na mnie, a ja się modliłam. Następnego dnia przy myciu zębów zauważyłam, że nie ma narośli i guza. Nie mówiłam o tym nikomu, bo myślałam, że nie uwierzą” - opowiada w swoim świadectwie Maria. Po powrocie do Opola kobieta poszła do lekarza, który stwierdził, że po nowotworze nie ma śladu. „Mocno wierzę w to, że stał się cud za przyczyną MB Kodeńskiej: czekałam na kolejną operację, a po pielgrzymce do Kodnia okazało się, że jestem zdrowa” - dodaje. Wydarzenie to miało miejsce 2 lipca 1983 r.

Zatopiona w miłości

„Z napisaniem tego listu dość długo zwlekałam. Przyczyny były różne. Na początku myślałam, że to, co spotkało mnie i moją rodzinę, jest sprawą prywatną. Później wpadłam w zachwyt i pokonała mnie własna pycha, wrażenie, że miłość Pana jest skierowana tylko do mnie. A potem przyszło przeświadczenie, że wystarczy tylko modlić się i dziękować Panu za tak wielką łaskę, prosząc o dalszą opiekę. Gdzieś w głębi serca czułam niepokój, że nie dopełniłam jakiegoś obowiązku. W międzyczasie spotkałam na swojej drodze ludzi i powracające pytania: czy dałaś świadectwo? Obiecywałam Bogu i sobie: może jutro będę gotowa, zrobię to w następnym miesiącu itd. Przełomowy był maj, zaraz po rocznicy wypadku, w wigilię Zesłania Ducha Świętego” - rozpoczyna swoją historię Dorota.

Wszystko zaczęło się przed Wielkanocą 2012 r. Złe samopoczucie, nostalgia niewiadomo za czym, brak nadziei. Kobieta twierdzi, że był to okropny czas. „Czułam się martwa. Być może w moim życiu jest coś, co muszę zmienić. Ale od czego zacząć? Po wieczornej modlitwie zaczęłam analizować Dekalog, a potem sięgnęłam po książkę „Błogosławiona wina” o cudownym obrazie przywiezionym do Kodnia przez Mikołaja Sapiehę. Czytałam jednym tchem, czułam wielką moc i miłość, której doświadczył Sapieha w kaplicy papieskiej” - opowiada Dorota. Podczas spowiedzi uświadomiła sobie, jaki grzech popełniła, dodając, iż żal, który wówczas poczuła, był porównywalny ze stratą bliskiej osoby. Jednocześnie dotarło do niej, że to Bóg jest sensem życia. „Nadszedł dzień szczerego żalu, połączony z modlitwą i prośbą o przebaczenie. Przyszły też mądrość i siła, które skłoniły mnie, by przeprosić i wynagrodzić tym, których skrzywdziłam poprzez niedopełnienie swoich obowiązków. Pamiętam, jaką poczułam ulgę, kiedy w czasie rekolekcji przystąpiłam do sakramentu pokuty i pojednania. Miałam świadomość, że stało się coś niezwykłego” - wyznaje kobieta, zapewniając, że wydarzenie to okazało się wstępem, do tego, co nadeszło potem...

13 maja 2012 r. jej syn miał wypadek na motorze. Przeszedł skomplikowaną operację głowy. Zaczął mylić fakty, miejsca. Lekarze stwierdzili, iż nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje, nie potrafili również powiedzieć, jaka przyszłość czeka Łukasza.

„Coś zmusiło mnie, aby wejść na stronę internetową sanktuarium w Kodniu, gdzie zauważyłam tekst: nocne czuwanie dorosłych z prośbą o uzdrowienie. Jechałam z duszą na ramieniu. Gdy weszłam do sanktuarium i zobaczyłam obraz, poczułam spokój i siłę. Zaczęłam się modlić. Z czystym sercem, odartym z pychy i płaczącym prosiłam o życie i zdrowie dla syna. Myślałam też o sprawcy wypadku, którym był młody 18-letni chłopak. Nie żywiłam do niego urazu, tylko współczucie. Tak rozmyślając i modląc się, coraz bardziej zatapiałam się w modlitwie. Nie potrafię powiedzieć, w której części czuwania doświadczyłam tego cudownego uczucia. Był to koniec spotkania. Prowadził je misjonarz, odmawiając modlitwę i nakładając ręce na głowy. Ta modlitwa była jak magnes. Czułam przeogromną miłość. Tego uczucia nie mogę porównać do żadnego innego, którego doświadczałam podczas 47-letniego życia. Moje ciało zaczęło się kołysać. Im bliżej modlitwy i słów kapłana, tym silniejsze stały się doznania emocjonalne i fizyczne. Mąż trzymał mnie pod ramię, bał się, abym nie upadła. Nie przewróciłam się. Kiedy wróciłam do domu, próbowałam odpocząć, ale mój duch nie spał. Śpiewał: Hosanna na wysokości Bogu Najwyższemu, Jemu cześć i chwała” - wspomina. Kiedy w niedzielę rodzina pojechała do szpitala, by odwiedzić Łukasza, chłopak wstał z łóżka, a we wtorek był już w domu. Musiał jednak przejść kolejną operację. Za nim też żmudna rehabilitacja. 28 sierpnia 2013 r. Łukasz wrócił do pracy. Jego mama nie ma wątpliwości, czyjemu wstawiennictwu syn zawdzięcza zdrowie i życie.

MD
Echo Katolickie 33/2014

3 PYTANIA

o. Paweł Gomulak OMI, misjonarz ludowy

Czym jest cud?

Cuda mają miejsce w Kościele od początku Jego istnienia. Towarzyszyły przepowiadaniu apostołów i nierozłącznie wiązały się z wiarą. Nawet nasz Pan, gdy dokonywał znaków i uzdrowień, powtarzał: „twoja wiara Cię uzdrowiła. Dlatego tak ważna jest osobista wiara człowieka. Wiele tęgich teologicznie głów chciało usystematyzować termin „cud”. Św. Augustyn mówił: „Nazywamy wielkim bądź cudownym coś, co Bóg czyni wbrew znanemu nam i zwyczajnemu biegowi natury”. Św. Tomasz Akwinata stworzył klasyfikację cudów. I tak są nimi sakramenty, bo dokonują się w nich rzeczy wykraczające poza naturę - jak bowiem wytłumaczyć, że chleb jest Ciałem, a wino Krwią. Cudem jest też modlitwa - bo jak wyjaśnić, że człowiek może usłyszeć głos Boga, poczuć Jego obecność. Pośród życia chrześcijańskiego zdarzają się też szczególne, bardzo spektakularne doświadczenia bliskości Boga objawiające się nagłą zmianą życia, uzdrowieniem, którego nie można wytłumaczyć naturalnym porządkiem rzeczy. Są to szczególne dotknięcia. Tak jakby Bóg dawał człowiekowi osobiste dowody swojej miłości.

Czy dzisiaj cuda wciąż się zdarzają?

Oczywiście. Każdego dnia. Człowiek będący w głębokiej relacji z Bogiem ma cudowne życie. W żadnej sytuacji nie czuje się samotny, bo odczuwa żywą obecność Pana. Taka postawa rodzi wewnętrzny pokój, za jakim tęskni świat i którego świat nie jest w stanie człowiekowi ofiarować. Jest to naprawdę cudowne życie. Zależy jednak, czego w „cudowności” szukamy. W życiu Matki Najświętszej Chrystus nie uczynił żadnego cudu tylko dla Niej. Nie oszczędził Jej trudów dnia codziennego, nie ocalił przed cierpieniem, jakiego doznawała od wrogów Jezusa, nie ustrzegł także przed nieuchronną starością. A jednak Maryja miała cudowne życie - wystarczy spojrzeć na niemal każdy Jej wizerunek. Widzimy na nich Kobietę pełną pokoju. Szczególne dotknięcia Pana Boga zdarzają się w miejscach świętych. Takim jest sanktuarium maryjne w Kodniu. Nazwałbym takie wydarzenie: cudem w cudzie.

Wierzący często zwracają się w modlitwach do Maryi ufni, że nie odmówi im niczego. Matka Boża nazywana jest pośredniczką i szafarką łask. Co to dokładnie oznacza?

Źródłem łask i cudów jest Bóg. Dlatego mówimy o wstawiennictwie Maryi - Matki, która troszczy się o nasze życie i wieczne zbawienie. Która matka nie martwi się o szczęście dziecka? Wstawiennictwo świętych nie sprawia jednak, że Pan Bóg czuje się bardziej zmuszony, aby nas wysłuchać. Niemniej modlitwa Matki Najświętszej w naszych intencjach jest wyrazem Jej szczególnej miłości do Boga i do nas - Jej dzieci. A my w sposób zupełnie naturalny uciekamy się do Matki, bo jest bliska naszemu sercu. Maryja ze względu na życie wiarą i miłość do Boga stanowi przykład najdoskonalszego człowieka. Bóg umiłował Matkę Najświętszą w sposób szczególny, dlatego Jej wstawiennictwo w naszych potrzebach jest Panu tak miłe.

NOT. MD
Echo Katolickie 33/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama