Rozmowa z dyrektorem Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin przy Konferencji Episkopatu Polski
Przedstawiono dokument podsumowujący synodalną dyskusję na temat rodziny - tzw. Relatio post disceptationem (łac. raport po dyskusji). Jako duszpasterz rodzin z pewnością śledzi Ksiądz informacje, które docierają z Watykanu. Jakie są zatem Księdza pierwsze refleksje?
Trzeba pamiętać, że jest to dokument roboczy. Trafi on jeszcze do Ojca Świętego, który może go przyjąć, odrzucić albo zaprosić do ponownej refleksji i dyskusji, a następnie zlecić zredagowanie nowego raportu. Obecna wersja budzi ogromne kontrowersje. Bez wątpienia zachęta papieża Franciszka, by mówić szczerze o tym, co dotyka lokalne Kościoły, została potraktowana przez kardynałów i biskupów uczestniczących w obradach bardzo poważnie. Najbardziej niepokoi, że w „Relatio” słowo „grzech” praktycznie nie występuje. Zamiast form wykluczających, jak np. „brak łaski” czy „życie w stanie grzechu ciężkiego”, zaproponowano pozytywne spojrzenie na trudne sytuacje i mówienie o „obiektywnych przeszkodach” w przystępowaniu do sakramentów.
Pojawiają się też sugestie, że obok może mieszkać dwóch homoseksualistów i nie powinno to być źródłem naszego zdziwienia czy zgorszenia, co jest nieprawdą, gdyż mamy troszczyć się o każdego człowieka, który żyje w stanie grzechu. Ponadto kardynałowie i biskupi dyskutują nad możliwością przystępowania do Komunii św. osób żyjących w związkach niesakramentalnych, niesformalizowanych czy cywilnych. Wielu duchownych przyznało, że z niedowierzaniem przyjęło dokument, twierdząc, iż promuje on poglądy, które w rzeczywistości popiera mała grupa. Zdecydowana większość ojców synodalnych, m.in.abp Stanisław Gądecki, amerykański kard. Raymond Burke, bp Stanislav Zvolenski z Bratysławy czy abp Zbigniew Stankiewicz z Łotwy, myśli zdrowo i nie zamierza poddać się naciskom. I coraz mocniej o tym słychać. Ich poglądy są wierne Kościołowi, dlatego nie może być mowy o rewolucyjnych zmianach.
W rozmowie z Radiem Watykańskim przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski nie zawahał się powiedzieć, że w raporcie odchodzi się od nauczania Jana Pawła II, a nawet, że widać w nim ślady antymałżeńskiej ideologii. Zdaniem abp. S. Gądeckiego tekst ten świadczy również o braku jasnej wizji celu samego zgromadzenia synodalnego. Przyzna Ksiądz, że słowa te brzmią poważnie i ostro.
Warto też dodać, że fakt, iż w dokumencie nie pojawia się słowo „grzech”, niektórzy mogą odebrać jako zachętę do trwania w konkubinatach czy związkach niesakramentalnych itd. Ponadto można odnieść wrażenie, że zapomniano, szukając wartości gdzie indziej, iż to rodzina jest misją Kościoła. Głosy zawarte w raporcie pokazują odejście od nauki Kościoła. Nie wiem, czemu to ma służyć, gdyż Kościół zawsze starał się docierać i troszczyć o tych, którzy w pewien sposób stanowią jego wspólnotę, ale żyją w grzechu, czyli osoby homoseksualne, trwające w związkach niesakramentalnych, konkubinatach. Nie są oni z Kościoła wykluczeni, bo nikt ich nie ekskomunikował, ale żyją w grzechu i trzeba o tym jasno mówić, ponieważ główną zasadą czynienia miłosierdzia jest prawda.
Jednak wielu nie rozumie, na czym polega ich grzech.
Życie w związku niesakramentalnym to egoizm. Drugą osobę traktuje się jak przedmiot, który ma służyć do zaspokojenia własnego dobra. Możemy to nazywać bardzo pięknie, np. miłością, otwarciem się na drugiego człowieka, niezależnością, wolnością, ale kiedy pytam tych, którzy trwają w konkubinatach, że skoro tak bardzo się kochają, dlaczego nie wezmą ślubu kościelnego czy cywilnego, odpowiadają lakonicznie, iż papierek nie jest im potrzebny. Jednak tak naprawdę boją się odpowiedzialności. Zatem czy ta miłość jest dojrzała? Nie, bo w miłości nie ma lęku. Oddajemy siebie w pełni, otrzymując w zamian drugiego człowieka. Mam wrażenie, że wciąż za mało się o tym mówi, gubiąc jednocześnie głębię i wartość życia małżeńskiego.
Z kolei osoby po rozwodach, żyjące w powtórnych związkach, nie pojmują, na czym polega ich grzech, gdyż nie rozumieją ustanowionej przez Chrystusa definicji małżeństwa - wierne, nierozerwalne, otwarte na życie, jest tylko jedno. W momencie, gdy ktoś zrywa ten sakrament, decydując się na inny związek, żyje w grzechu - w cudzołóstwie. Muszę jednak powiedzieć, że spotykam się z takimi ludźmi i często widzę ich ogromną tęsknotę za Komunią św. Bywa, że są bardziej gorliwymi katolikami niż ci, którzy mogą korzystać z sakramentów bez żadnych ograniczeń.
Czy są jednak jakieś szczególne okoliczności, w których osoby żyjące w związkach niesakramentalnych mogą przystąpić do Komunii św.?
Wyjątkową sytuacją jest niebezpieczeństwo śmierci. W takiej chwili zawsze otrzymują rozgrzeszenie, mogą przyjąć sakrament namaszczenia chorych i Komunię św. Inną możliwością jest zdecydowanie się na tzw. białe małżeństwo. Kobieta i mężczyzna składają wówczas przed proboszczem formalne zobowiązanie, że będą żyli jak brat i siostra. Niektórzy próbują szukać przy różnych okazjach, np. Pierwszej Komunii św. dziecka, rozwiązań połowicznych. Kobieta i mężczyzna zobowiązują się, że do tego czasu będą żyli w czystości, jednak potem znowu grzeszą. Ci ludzie nie mają intencji do poprawy swojego życia na dłużej. Powyższy przykład jest próbą szukania porozumienia, zrozumienia sytuacji ze strony niektórych duchownych. Ja tego nie pochwalam.
Kościół ma jednak obowiązek szukania wsparcia dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Papież Jan Paweł II w adhortacji „Familiaris consortio” cały jej ostatni rozdział poświęcił duszpasterstwu ludzi rozwiedzionych. Stawiał pytania, co Kościół powinien dać tym, którzy mają zamkniętą drogę do sakramentów, aby nie czuli się odtrąceni. Jak Kościół wywiązuje się z tego zadania?
W większości diecezji funkcjonują duszpasterstwa ludzi rozwiedzionych. Skupiają one coraz więcej osób. Tyle że nie wolno ich okłamywać: nie mogą przyjmować Komunii św. Mogą jednak się modlić, być w Kościele, szukać wsparcia, kierownictwa duchowego. Niestety, jak twierdzą duszpasterze, odsetek osób, które żyją w takich związkach i korzystają z takich wspólnot, jest znikomy. Nie wiem, z czego to wynika. Może z braku rozpropagowania takiej formy pomocy, wstydu, poczucia wykluczania?
Wróćmy jednak do kontrowersji wokół synodu, a konkretnie do związków jednopłciowych. W dokumencie czytamy, że: „Osoby homoseksualne mają przymioty i dary do zaoferowania wspólnocie chrześcijańskiej; czy jesteśmy w stanie przyjąć te osoby gwarantując im braterską przestrzeń w naszych wspólnotach? Często pragną one spotkać Kościół, który będzie dla nich gościnnym domem. Czy nasze wspólnoty są w stanie im to zapewnić, akceptując i ceniąc ich orientację seksualną, bez narażania [na szwank] doktryny katolickiej w sprawie rodziny i małżeństwa?”. Nie tylko osoby duchowne, ale i świeckie patrzą na to, co dzieje się w Watykanie, z pewnym niepokojem.
Trzeba pamiętać, że Kościół nigdy nie potępia człowieka, ale grzech. I to, co powiedział wiedeński kard. Christoph Schönborn, że zna homoseksualistów, którzy żyją ze sobą przez całe życie w wierności i nawzajem o siebie dbają, jest możliwe. Tylko czy taki przykład możemy uznać za podstawę do tego, by rewindykować prawa przynależne wyłącznie małżeństwu i rodzinie? Poza tym sama natura podpowiada, że mężczyzna i kobieta są wobec siebie komplementarni pod względem fizycznym, psychicznym i duchowym.
Tymczasem można odnieść wrażenie, że niektórzy ojcowie synodalni o tym zapominają. Zamiast pokazywać światu piękno i siłę chrześcijańskich rodzin na siłę doszukują się wartości w związkach homoseksualnych i konkubinatach, zapominając np. o pomocy dla małżeństw, które przeżywają kryzys.
W czasach, gdy na całym świecie niszczy się rodzinę, ukazując ją m.in. jako źródło patologii, potrzebne jest mocne stanowisko hierarchów kościelnych, którzy jasno powiedzą: rodzina jest podstawową komórką społeczną, ekonomiczną, w niej uczymy się wiary, życia, odkrywamy Chrystusa. Po rozmowach z wieloma osobami, zarówno duchownymi, jak i świeckimi, wiem, że bardzo na ten głos czekają.
A jeśli chodzi o pomoc małżonkom, rzeczywiście, trochę o nich zapomnieliśmy, skupiając się na przygotowaniu przedślubnym. Jednak pojawia się coraz więcej przedsięwzięć skierowanych do małżeństw: rekolekcje, duszpasterstwa, spotkania, konferencje, warsztaty. Wzrasta liczba młodych małżonków systematycznie korzystających z kierownictwa duchowego. Przybywa także angażujących się w różne katolickie ruchy. To cieszy. Mimo to uważam ten obszar za wciąż niezagospodarowany. Brakuje stałych inicjatyw skierowanych do sakramentalnych małżeństw.
Jakie nadzieje wiąże Ksiądz z synodem biskupów?
Chciałbym, żeby jeszcze mocniej zaakcentowano fakt, iż rodzina, która pozna Jezusa Chrystusa, ma Go przeżyć, lepiej odkryć i dać świadectwo na zewnątrz. Synodalny dokument do tego nawiązuje, liczę jednak na głębsze treści. Mam nadzieję również, iż ojcowie synodalni podkreślą potrzebę formacji rodzin. Jednak jestem przekonany, że Duch Święty zadziała i w rezultacie otrzymamy jasny przekaz: rodzina jest dobra i pochodzi od Pana Boga, a ewangelia o życiu i rodzinie to coś niesamowitego, wykorzystajmy to!
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 43/2014
opr. ab/ab