Ksiądz Manuel Nunes Formigão był tym, kto rozpropagował fatimskie orędzie i bronił widzących dzieci przed atakami krytyków
„Bez niego Fatima nie byłaby tym, czym jest” - powiedział o ks. Manuelo Formigão, opiekunie duchowym trojga pastuszków z Fatimy, kard. Antonio Ribeioro. Natomiast ojciec bł. Hiacynty i bł. Franciszka Manuel Marto stwierdził, że „ks. Formigão był kluczem tego wszystkiego”. Tymczasem on sam na początku nastawiony sceptycznie do wydarzeń, jakie w 1917 r. miały miejsce w tej małej portugalskiej wsi, pragnął ukazać ich niedorzeczność. Zmienił jednak zdanie, stając się nie tylko apostołem Fatimy, ale i „czwartym widzącym”, bo tak właśnie zaczęto go nazywać.
Każdy, kto był w portugalskim sanktuarium Matki Bożej Różańcowej, na pewno zetknął się z zakonnicami w niebieskich habitach, zwanych też błękitnymi siostrami, które dniem i nocą adorują Najświętszy Sakrament. Należą do Zgromadzenia Sióstr Wynagrodzicielek Najświętszej Maryi Panny, które 90 lat temu założył ks. dr Manuel Nunes Formigão. Była to odpowiedź na skierowane wprost do niego wezwanie Maryi, które przekazała mu Hiacynta. Zanim jednak stał się tak wielkim orędownikiem Fatimy - mimo jego wielkiego, osobistego kultu do Maryi - był do objawień nastawiony dość sceptycznie. Tymczasem zmieniły one jego życie. Już w 1921 r. opublikował pod pseudonimem literackim Visconde de Montelo pierwszą książkę o tym, co w 1917 r. wydarzyło się w Portugalii. Publikacja nosiła tytuł „Cudowne wydarzenia w Fatimie”. Po niej przyszedł czas na gazetę i inne pisma, w których tłumaczył sens przesłania, jakie Łucji, Franciszkowi i Hiacyncie pozostawiła Matka Boża, stając się apostołem Fatimy.
Urodził się 1 stycznia 1883 r. w Tomar, a zmarł 30 stycznia 1958 r. W miejscu, gdzie kiedyś stał jego mały domek, znajduje się obecnie zbudowany przez błękitne siostry dom opieki dla starszych kobiet. Ks. Formigão przybył do Fatimy dopiero 13 września 1917 r. „Powodowany uczuciem niepohamowanej ciekawości wywołanej niezwykłymi wydarzeniami, nie przezwyciężywszy jednak do końca niechęci, którą odczuwałem na myśl, że nadaję zbyt duże znaczenie zjawisku będącemu jedynie śmiesznym zabobonem, postanowiłem wyruszyć wraz kilkorgiem przyjaciół do Fatimy” - wspominał w 1919 r. na łamach „A Guarda”. Z pewnością o przyjeździe zdecydowały też doniesienia lizbońskich dziennikarzy, którzy pisali nie tylko o objawieniach, ale też uwięzieniu trojga pastuszków przez burmistrza Ourém. W Fatimie kapłan nie zbliżył się do miejsca objawień, obserwując wszystko z pewnej odległości. Napisał potem: „Zauważyłem zmniejszenie się światła słonecznego, które wydawało mi się jednak elementem bez znaczenia, wynikającym być może z wysokości górskiej. Zachowałem więc ostrożność i pozostawałem w życzliwym oczekiwaniu, tak jak w przypadku ostatnich wydarzeń z sierpnia. Wcześniej bowiem, słuchając wiadomości o fatimskich objawieniach, przyjmowałem je niezmiennie z uśmiechem zupełnego powątpiewania. (...) Powróciłem z Fatimy nastawiony jeszcze bardziej sceptycznie niż poprzednio, mimo że byłem głęboko poruszony widokiem gorącej wiary i szczerej pobożności pielgrzymów” - napisał dwa lata później w „Al Guarda”.
Jednak to, co ks. Formigão zobaczył 13 września, musiało na nim zrobić głębokie wrażenie. Postanowił bowiem wrócić do Fatimy, by spotkać się z widzącymi i spisać ich słowa. Miało to miejsce 27 września. Rozmawiał najpierw z Franciszkiem, potem z Hiacyntą, a na koniec z Łucją. Mimo że był teologiem, nie doszedł wtedy do żadnej konkluzji o nadprzyrodzoności zjawiska, lecz osoby małych wizjonerów i odpowiedzi, jakich udzielili, bez wątpienia go zaintrygowały. „(...) Przyznaję, że ton ich wypowiedzi zrobił na mnie głębokie wrażenie, podobnie jak szczerość, z jaką opisywały zjawiska, które jakoby miały zobaczyć” - opowiadał w 1922 r. czytelnikom „Al Guarda”.
Choć kapłan uwierzył w szczerość i uczciwość dzieci, istniała jeszcze możliwość, iż na skutek działania szatana uległy sugestiom i halucynacjom. W swoim dzienniku 29 września 1917 r. ks. Formigão zapisał: „Pozostaje tylko jedna jeszcze alternatywa. Czy wydarzenia w Fatimie to działanie Boga? Ale jest za wcześnie, aby na to pytanie dać jednoznaczną odpowiedź. Zbliżający się dzień 13 października ma rozstrzygnąć, że albo wszystko, o czym dzieci mówią, zostanie odrzucone jako czary, albo stanowić będzie nowe spojrzenie na fatimskie wydarzenia i stanie się potwierdzeniem, że objawienia są rzeczywistością, w której ukazuje się Błogosławiona Dziewica”.
Podczas trzeciego pobytu w Fatimie kapłan nabrał już całkowitego przeświadczenia, że Cova da Iria to miejsce wybrane przez Maryję: „13 października 1917 r. zebrało się około 60 tys. ludzi z różnych klas społecznych, którzy przybyli tu zwabieni informacjami o mającym się wydarzyć cudzie. I to, co działo się na oczach zdziwionych tłumów, było najbardziej przerażającym i jednocześnie nadludzko pięknym spektaklem. Przez cały ranek padał deszcz. Niebo było pokryte czarnymi, ciężkimi, ołowianymi chmurami. Nagle, w samo południe, słońce przebiło się przez te chmury i zadziwiająco ogniste przez około dziesięć minut obracało się wokół własnej osi, rozsiewając naokoło najfantastyczniejsze, kolorowe fajerwerki” - relacjonował tzw. cud słońca.
Entuzjazm kapłana i innych wykształconych osób ostudził jednak fakt, iż nie spełniły się słowa Łucji, że wojna skończy się w tym dniu, bo tak się nie stało. Wieczorem ks. Formigão udał się do domu państwa Marto, by przeprowadzić kolejny wywiad z dziećmi. Choć zdawał sobie sprawę, że są zmęczone, nie chciał utracić szansy na rozmowę w kilka godzin po objawieniu. Owocem tego spotkania była pierwsza charakterystyka dzieci fatimskich, którą poznał świat.
„Malutka Hiacynta nie chciała przyjść bez swojej kuzynki, aby ze mną rozmawiać. Stały się one po prostu nierozłączne. Hiacynta jest bardzo mała, bardzo wstydliwa i nieśmiała. W końcu jednak przyszła. Siedziałem i żeby lepiej małą widzieć, postawiłem ją na skrzyni. Proboszcz powiedział mi wcześniej, że malutka jest istnym aniołem. Sam to chciałem zobaczyć. Teraz już jestem przekonany, że jest to anioł napełniony miłością. Na głowie miała dużą kwiecistą chustkę, starą i zniszczoną. Drugą, nieco przybrudzoną, miała przewiązaną na ramionach. Spódnica dziewczynki, zgodnie z ówczesną modą, była dosyć szeroka - oto jak dziewczynka była ubrana. Chciałbym teraz opisać jej twarzyczkę, choć nie wiem, czy potrafię to uczynić. Na pewno nie będzie to proste. Chustka, jaką miała na głowie, podkreślała rysy twarzy, uwydatniając jej żywe czarne oczy i anielski wygląd. Była bardzo nieśmiała. Odpowiadała na pytania tak cichutko, że miałem trudności ze zrozumieniem tego, co mówiła. Przyszedł Franciszek. Czapkę miał nasuniętą na uszy, a na sobie kurteczkę, spod której ukazywała się koszula. Spodnie nosił obcisłe, dopasowane. Wyglądał jak mały mężczyzna. Miał żywe oczy i ładną twarz o figlarnym wyrazie. Kiedy odpowiadał na pytania, brał głęboki oddech. Nieco później pojawiła się Łucja. Nie potraficie sobie nawet wyobrazić, jak jej przybycie uszczęśliwiło Hiacyntę, która z promiennym uśmiechem podbiegła do kuzynki i już ani na chwilę jej nie odstąpiła. To był śliczny obrazek: Łucja w środku, a po obu jej stronach - Franciszek i Hiacynta. Powierzchowność Łucji nie robiła większego wrażenia. Jej wygląd był typowy dla urody miejscowej ludności. Najpierw odnosiła się do mnie z rezerwą, ale po jakimś czasie stała się bardziej otwarta. Mimo swej niezbyt pociągającej powierzchowności ujęła mnie, choć naprawdę nie potrafię nawet powiedzieć czym”.
13 października 1917 r. był dla kapłana wyjątkowy. Uwierzył, że objawienia w Fatimie mogą być prawdziwe. „Obserwując «cud słońca», zdałem sobie sprawę z niezwykłych wydarzeń zachodzących w Fatimie. Zdecydowałem się wówczas z własnej inicjatywy, a także dla osobistej satysfakcji intelektualnej kontynuować ten głęboki dialog, wypełniając tym samym moje obowiązki duszpasterskie” - opowiadał w kwietniu 1922 r. we wspomnianej gazecie.
Dzięki częstym i bliskim kontaktom z dziećmi ks. Formigão zdobył ich zaufanie i mógł je lepiej poznać. Tak wspomina to s. Łucja: „Wypytywał mnie bardzo poważnie i z wielką uwagą. Bardzo go lubiłam, ponieważ mówił wiele o praktykowaniu cnót, ucząc mnie właściwych metod. Pokazał obrazek z wizerunkiem św. Agnieszki i opowiedział o jej męczeństwie, zachęcając do jej naśladowania. Czcigodny ksiądz przychodził do nas co miesiąc i zadawał pytania. Na koniec zawsze dawał mi jakąś dobrą radę, wyświadczając mi tym samym dobry uczynek. Pewnego dnia powiedział do mnie: «Dziecko, musisz bardzo kochać Pana Jezusa za tyle łask i dobra, których ci udziela!». Te słowa tak głęboko zapisały się w mojej duszy, że od tego momentu zaczęłam bez przerwy zwracać się do Pana Jezusa tymi słowami: «Mój Boże, kocham Cię i jestem ogromnie wdzięczna za wszystkie otrzymane łaski». Powiedziałam o tym akcie strzelistym Hiacyncie i jej bratu, a ona tak bardzo wzięła go sobie do serca, że podczas wspólnej zabawy pytała nagle: «Czy nie zapomnieliście powiedzieć Panu Jezusowi jak bardzo Go kochacie za tyle łask, którymi was obdarza?»”.
Wkrótce po spotkaniu z dziećmi zaczął ich bronić, bowiem wciąż narażone były na kpiny i szyderstwa ze strony sąsiadów, ludzi, którzy przybywali do Fatimy. Również media prowadziły wobec trojga pastuszków kampanię nienawiści. Wszystko po to, by zdyskredytować objawienia. Liczne rozmowy kapłana z Łucją, Hiacyntą i Franciszkiem, własne zapiski, a także udział w komisji kanonicznej miały decydujące znaczenie dla decyzji Kościoła w sprawie uznania nadprzyrodzoności wydarzeń w Fatimie, co ogłoszono 13 października 1930 r. 16 listopada 2000 r. Konferencja Episkopatu Portugalii udzieliła jednogłośnie zgody na zgłoszenie do procesu beatyfikacji i kanonizacji ks. Formigão. 16 kwietnia 2005 r. zakończył się etap diecezjalny. Prace nad dokumentem Positio zakończyły się 13 lutego 2013 r. 28 stycznia 2017 r. miało miejsce przeniesienie doczesnych szczątków kapłana do kaplicy Matki Bożej Bolesnej w Faitimie.
MD
opr. ab/ab