O logice tych 40 dni - czasu, który jest nam dany, ale i zadany - Tradycja Kościoła podsuwa nam wypróbowane sposoby ułatwiające powrót do Boga. Jakie konkretnie?
Jest taki dzień w roku, kiedy każdy bardzo dosłownie może dotknąć przemijania. Szczypta popiołu na głowę, słowa: „Pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Zaduma i jakby zawieszenie czasu. Smutek, ale też radość, że oto otwiera się kolejna szansa - na wewnętrzną odnowę, powrót do innego, lepszego życia, odbudowanie więzi przyjaźni z Bogiem i braćmi.
Gdyby prawda o ludzkim losie kończyła się na garści prochu, nie miałby on sensu. Kościoły byłyby puste, Bóg niezrozumiały i okrutny, świat - nielogiczny. Garść prochu, jako synonim ludzkiego losu, ma sens tylko wtedy, gdy idzie z nią kolejna prawda: jest to proch ukształtowany przez Boga z nieskończonej miłości. Ożywiony „tchnieniem życia”. Proch wypełniony wolnością i zdolnością miłowania, okupiony krwią krzyżowej drogi, obdarowany nieśmiertelnością w poranek zmartwychwstania. Tacy jesteśmy.
Bóg zakłada dochodzenie człowieka do dojrzałości. Choć sam jest poza czasem, oblókł weń nas. DAŁ nam czas i zarazem go ZADAŁ. W Starym Testamencie liczba 40 wyznaczała okres przygotowania do przeżycia ważnego wydarzenia. Stanowiła sumę lat wędrówki przez pustynię Żydów, którzy wyruszyli w drogę ku wolności po długiej niewoli egipskiej.
Wielki Post to szansa na powrót. Na umocnienie sił i pogłębienie swojej wiary. Odkrycie w sobie i w kształcie świata ładu oraz piękna. Odczytanie w nim obecności Tego, który go stworzył, uporządkował według zasad odwiecznej mądrości.
Tradycyjnie w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu słuchamy w kościołach opisu kuszenia Jezusa na pustyni. W grze, jaka się toczy, możemy dostrzec kolejną odsłonę szczególnej solidarności Syna Bożego z ludźmi - przecież kuszenie na pustyni to także nasze doświadczenie - różne, „szyte” na miarę każdego, choć w swojej konstrukcji identyczne. Każda pokusa ma bowiem podobną strukturę: zło przychodzi pod pozorem dobra. Przegrywamy, gdy wierząc zuchwale w swoje siły, zaczynamy dialogować ze złym duchem. Bywa, że szatan próbuje nas zastraszyć, innym razem ograć, proponując fałszywą „dobrą nowinę”, zakładającą, że można ocalić swoje życie bez wsparcia Bożej łaski. Nasze „próby pustyni” to także wewnętrzne walki - w jej przestrzeni, pustce słyszalne są różne „dzikie głosy” na co dzień przysypane pyłem pośpiechu, powierzchowności, okrywane całunem zgubnego „jakoś to będzie”. Trzeba się zmierzyć ze swoim sumieniem - wydobyć grzech, słabość na światło dzienne, nazwać je imieniu, a potem odrzucić od siebie.
Na tym polegają nasze wielkopostne zmagania. Wymagają odwagi stanięcia w prawdzie, ofiary czasu, odsunięcia na pewien okres innych rzeczy ważnych. Nie chodzi o powierzchowność, pozory. Jezus wychodzi z kuszenia wzmocniony, a zaraz potem odkrywa przed słuchaczami zasadniczą prawdę: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże!”. Dobre przeżycie Wielkiego Postu ku niej także poprowadzi.
Wielki Post jest tylko pozornie czasem smutnym. W jego pierwszą niedzielę kapłan w prefacji, w imieniu zgromadzonej na Eucharystii wspólnoty, wypowiada słowa dziękczynienia Bogu za to, że „co roku pozwala nam z radością oczekiwać świąt Wielkanocy”. Prosi, aby wierni „gorliwie oddając się modlitwie i dziełom miłosierdzia, przez uczestnictwo w sakramentach odrodzenia osiągnęli pełnię dziecięctwa Bożego”.
Zdanie bardzo trafnie oddaje istotę nadchodzących 40 dni.
Aby móc je dobrze przeżyć, niezbędna jest cisza. To bardzo deficytowy „towar” dzisiaj. Tym bardziej potrzebny, im go mniej. Dlatego na początku Wielkiego Postu liturgia prowadzi nas, razem z Jezusem, na pustynię. Tu ma się dokonać nawrócenie - przemiana, pozbieranie porozbijanej duszy, przebudzenie, uporządkowanie świata wartości, „odkurzenie” sumienia. Może właśnie to potrzebne jest obecnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej? Wielki pisarz i myśliciel katolicki Antoine de Saint-Exupery pisał: „Jeżeli pomieszasz litery, zatrzesz obecność poety. A jeśli ogród będzie tylko pewnym zbiorem elementów, zatrzesz obecność ogrodnika. Ironia to właśnie próba pomieszania tych elementów. […] Ironia niszczy wszystkie bogactwa”.
Nasza rzeczywistość jest nią po brzegi wypełniona. Ponoć „każdy ma swoją prawdę” - a ta Jedyna, Ukrzyżowana jest godna co najwyżej litości. Czy może dziwić coraz większy chaos, jaki się panoszy w naszej codzienności?
Tradycja Kościoła podsuwa nam wypróbowane, skuteczne sposoby, ułatwiające realizację planu wewnętrznego powrotu. Są nimi: post, modlitwa, jałmużna. Zdumiewająco proste, a zarazem niezwykle skuteczne w walce z grzechem i bezczelnością zła. Myli się bardzo ten, kto uważa, że porzucenie czy zmarginalizowanie modlitwy w życiu, nie będzie miało nań żadnego wpływu. Będzie miało - i to ogromny. Człowiek bez Boga usycha jak trawa skoszona na łące. Jeszcze pachnie, jeszcze gra kolorami, ale powolne obumieranie jest nieuchronne. Podobnie jest z duszą człowieka, który odciął się od Źródła.
Cennym sposobem wielkopostnego oczyszczenia pozostaje jałmużna. Poprzez okruchy dobra, które czynimy, Bóg uśmiecha się do ludzi. Nic bardziej nie pomaga w zwalczaniu grzechu, który w swojej istocie jest egoizmem, koncentracją na sobie, jak właśnie miłość, czyli otwarcie na drugiego człowieka. Nie wystarczy tylko „urzędowe” wrzucenie paru złotych do skarbonki z okazji dorocznych zbiórek. Przyczyną wielu chorób ducha, jakie noszą dziś w sobie ludzie, jest nadmierne skupienie się na swoich problemach, zabiegach - aby mieć odpowiednio pękate konto, być jak najdłużej młodym, silnym, niezależnym… Czasem wystarczyłaby tylko odrobina rezygnacji z cząstki swojego „ja”, aby zupełnie inaczej spojrzeć na wszystko.
Jak najprościej wytłumaczyć potrzebę postu i pokuty? Post to solidarność z Jezusem Chrystusem w Jego cierpieniu - tym największym, krzyżowym. Jest to solidarność w miłości. Szkoła miłości. W niej ważne jest to, aby umieć ze sobą być - być dla siebie w różnych sytuacjach. Staje się wtedy towarzyszeniem. Post - a co za tym idzie - pewna duchowa asceza, powstrzymanie się od hałaśliwości, zabawy, narzucenie sobie dobrowolnego ograniczenia, pozwalają kształtować hart ducha, zrozumieć, że to ma swoją cenę, co kosztuje. Kościół to nie jest ucieczka od świata - do świata należy iść z Kościołem. Aby tak się jednak stało, trzeba być silnym, nie lękać się trudów. Bo Kościół i „święty spokój” to pojęcia sprzeczne. Zawsze, kiedy zaczynał się rodzić ów „spokój” - Kościół przegrywał. Post przygotowuje do duchowej walki. Sam Chrystus powiedział, że pewne ludzkie demony opuszczają człowieka nie inaczej jak tylko przez post i modlitwę (por. Mt 17,21).
Papież Leon Wielki prosił, by wszyscy „spotkali się w jedności miłości”. Pisał: „nie tyle uszczuplajmy nasze pożywienie, ale przede wszystkim powstrzymujmy się od grzechu”. Jan Chryzostom wyrażał obawę, że można pościć, nie poszcząc. Dokonuje się to wówczas, kiedy poszcząc, nie wstrzymujemy się od grzechu. Prawdziwy bowiem post - to „post” od obrażania Boga. Może więc warto by było, właśnie w tych warunkach, w których przyszło nam żyć, w gonitwie za wieloma sprawami, w trosce o niepewny byt, w niepewności oczekiwania podjąć jeszcze inny post - post od nieżyczliwych słów, kąśliwych uwag, robaczywego egoizmu. To takie ważne i takie potrzebne dziś. Nie zmarnujmy tego świętego czasu. Niech to będą dni ciszy, refleksji, ale też umartwienia i radości. Czas nadziei i zwyciężania.
KS.
PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo
Katolickie 10/2019
opr. ab/ab