Jakie są najważniejsze rysy świętości Prymasa Tysiąclecia? Które z przymiotów jego ducha i charakteru mogą być drogowskazem dla współcześnie żyjących?
Z o. prof. Zdzisławem J. Kijasem OFMConv, relatorem procesu beatyfikacyjnego kard. Stefana Wyszyńskiego, pracownikiem watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.
Jak to się stało, że otrzymał Ojciec zadanie w procesie beatyfikacyjnym Prymasa Tysiąclecia?
Zdecydował o tym splot wielu zdarzeń, chyba kierowanych ręką Boga, że - znając języki obce - znalazłem się w tym właśnie czasie w Rzymie, w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Nie ma w tym żadnej mojej zasługi. Wszystkim kierowała Boża Opatrzność.
Co należy do zadań relatora?
Relator jest kierownikiem prac. Kimś w rodzaju promotora rozprawy naukowej na uniwersytecie. Jego obowiązki to kierowanie działaniami osób zaangażowanych w powstawanie positio, czyli dokumentu, który ma udowodnić heroiczność życia sługi Bożego.
Na co podczas procesu beatyfikacyjnego zwraca się szczególną uwagę u kandydata na ołtarze?
W istocie proces beatyfikacyjny ma za zadanie dowieść, że kandydat na ołtarze praktykował cnoty chrześcijańskie w stopniu heroicznym. Co to oznacza? Że jego wiara, nadzieja czy miłość wyrastały ponad przeciętność. Ale nie tylko o cnoty teologalne chodzi. Zebrane dokumenty i zeznania świadków życia sługi Bożego, którzy robią to pod przysięgą, mają potwierdzić, iż również cnoty kardynalne czy moralne kandydat na ołtarze starał się przeżywać wyjątkowo, czyli heroicznie.
W listopadzie 2015 r. kard. Kazimierz Nycz złożył w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych „Positio super virtutibus”, czyli dokumentację o heroiczności cnót kard. S. Wyszyńskiego. Jakie cnoty Prymas Tysiąclecia praktykował heroicznie?
Jak już powiedziałem, zadaniem procesu jest dowieść - w oparciu o dokumenty obiektywne i zeznania świadków - że kard. Wyszyński zachowywał wszystkie cnoty, a wiele z nich w sposób heroiczny. Bez wątpienia wiarę przeżywał w sposób wyjątkowy! W ciemnych czasach swojej ziemskiej egzystencji ks. kard. Wyszyński wiary nie utracił, ale w niej nieprzerwanie wzrastał. Dlatego właśnie mógł być pasterzem Kościoła w Polsce. Kto bowiem nie wierzy, że znajdzie zielone pastwiska dla swoich owiec, że wilk ich nie pożre, że mimo zewnętrznych trudności doświadczać one będą pokoju i bezpieczeństwa, nie może być pasterzem.
Z wiary wypływała odwaga. Prymas był istotnie osobą odważną. Była to odwaga duchowa. Żywiła się ona wiarą w Boga, którego jedynie należy się obawiać, czuć przed Nim respekt i być Mu posłusznym. Prymas szanował każdego człowieka, ale bał się wyłącznie Boga. Respektował prawa stanowione przez ludzi, lecz ich ostatecznego zakorzenienia szukał w prawie Bożym. Myślę, że inną jeszcze cnotą Prymasa Tysiąclecia, przeżywaną z wielką mocą, była nadzieja. Nie tracił jej także wtedy, kiedy kraj i Europę spowiła ciemność nazizmu czy komunizmu. Powierzył wszystko Bogu, ufając, że odniesie On ostateczne zwycięstwo. Jestem przekonany, że kard. Wyszyński w sposób heroiczny praktykował również cnotę posłuszeństwa oraz ubóstwa. Ktoś może zapytać, w jaki sposób prymas, nazywany księciem Kościoła, Prymasem Tysiąclecia itd., żył w posłuszeństwie czy praktykował ubóstwo? Czy było to możliwe? Sądzę, że powyższe cnoty nie odnoszą się wyłącznie do osób zakonnych. W zasadzie wszyscy ludzie są zaproszeni do ich praktykowania. Dotyczy to także biskupów. Prymas był posłuszny Kościołowi, papieżowi, ale przede wszystkim swoim obowiązkom. Może to zabrzmieć nieco dziwnie, ale myślę, że trzeba mówić o posłuszeństwie temu, co wynika z mojego życiowego powołania. Wiąże się z tym postawa obowiązkowości, wiernego wypełniania powierzonych sobie zadań, gorliwego przestrzegania norm, jakie nakłada stan życia. Był on także ubogi materialnie.
Media wielokrotnie donosiły, że był to trudny proces. Czy to prawda?
Odpowiedź zależy od tego, jak rozumie się trudność. Jeżeli wiąże się ją z sytuacją skomplikowaną czy wręcz graniczącą z niemożliwością do rozwiązania, to tak procesu beatyfikacyjnego kard. Wyszyńskiego nie należy postrzegać. Owszem, był on trudny, ale w tym sensie, że dotyczył życia i dzieła jednej z najważniejszych osób w powojennej historii Polski. Zresztą sługa Boży nie tylko związany był z historiografią polską, ale także szerzej, z historią Kościoła katolickiego, który po zakończeniu II wojny światowej przechodził bardzo ważne mutacje, a kard. Wyszyński odegrał w tych przemianach niezwykle istotną rolę. Był to zatem proces czasowo i tematycznie obszerny, wymagający wnikliwej kwerendy w archiwach państwowych i kościelnych, zarówno polskich, jak i zagranicznych, a w szczególności watykańskich. 80 lat życia kard. Wyszyńskiego pokrywało się z wielkimi, jeżeli nie najważniejszymi wydarzeniami, jakie działy się w Europie i w Polsce na przestrzeni XX w.
Ze szczegółowym wyjaśnianiem tych zdarzeń, wnikliwą analizą „sposobu”, w jaki uczestniczył w nich sługa Boży, czyli jego słów i postaw itd., związana była określona trudność procesu. Pełne, czyli obiektywne wytłumaczenie wszystkich momentów, zachowań ludzi, w tym szczególnie kard. Wyszyńskiego, jego gestów i słów, wymagało zaangażowania w proces osób wysoko wykształconych, naukowo kompetentnych. Nie chodziło więc tyle o trudność związaną z osobą Prymasa Tysiąclecia, co z trudnymi czasami, w jakich dane było mu żyć.
Jakie, zdaniem Ojca, są najważniejsze rysy świętości prymasa Wyszyńskiego?
Bez wątpienia posiadał rysy i cechy, jakie są typowe dla osoby, która pełni rolę duchowego przewodnika. W języku codziennym nazwalibyśmy go liderem. Prymas posiadał wrażliwe serce zarówno na słowa pochodzące od Boga, jak również na losy i sytuacje ludzi, którzy go otaczali. Jednocześnie stawiał sobie jasne i dalekosiężne cele. Miał też silną, wręcz żelazną wolę, która pozwalała mu je realizować, doprowadzając do pomyślnego zwieńczenia tego, czego pragnął. Był ponadto osobą niezwykle uporządkowaną i systematyczną. Wszystko to sprawiało, że znając cele, wiedział także, jakich środków powinien użyć do ich realizacji. Silna wolna dopełniała reszty. Nie bał się problemów. W dodatku właśnie w tych trudniejszych momentach jego myśl celu stawała się jaśniejsza, a wola mocniejsza. Tak było w okresie uwięzienia, kiedy przygotowywał plan Wielkiej Nowenny Tysiąclecia.
Współcześni 20-30-latkowie raczej nie pamiętają kard. Wyszyńskiego i jego nauczania, nie wspominając o nastolatkach. Jak prymas może przemówić do dzisiejszej „smartfonowej” młodzieży?
Prymas ciągle przemawia, także do - jak pani pięknie ujęła - „smartfonowej młodzieży”. Problem czasami jest w tym, że zarówno starsi, jak również młodsi nie słyszą tego, co mówi. Albo słyszeć nie chcą. Święci są niczym prorocy, którzy przepowiadają w porę i nie w porę, ale nie zawsze ich głos chce być usłyszany lub nie zawsze i nie wszyscy dają wiarę temu, co mówią.
Jakie są te najbardziej uniwersalne przymioty ducha i charakteru prymasa, które mogłyby być drogowskazem i dziś?
Piękną cechą była jego gotowość do dialogu, chęć rozmowy nawet z tymi, którzy byli mu nieżyczliwi, którzy mu szkodzili. Prymas miał swoje ideały i bynajmniej nie zamierzał z nich rezygnować, ale umiał przy tym prowadzić dialog, rozmawiać i pytać, w jaki sposób najlepiej je realizować, jak zachęcić innych do wstąpienia na drogę dobra i prawdy, jak pomóc, aby się nie poddali zniechęceniu. Ponadto kochał swój kraj, jego historię, ludzi, którzy zamieszkiwali jego ziemię. Powiedziałbym, że był dobrym obywatelem Polski. Nigdy nie mówił źle o swoim kraju poza jego granicami, a wiemy, że czasy, w których żył, należały do trudnych i ówczesna władza pozostawiała wiele do życzenia. W Polsce nie bał się pod jej adresem używać mocnych słów, ale zagranicą tego nie czynił. Myślę, że jest jeszcze jeden bardzo charakterystyczny rys prymasa. To jego ogromna troska o jedność społeczną, o narodową zgodę, o przezwyciężanie istniejących podziałów lub unikanie nowych. Nie chciał rewolucji i wojny. Zresztą sam doświadczył jej okropnych konsekwencji, dlatego robił wszystko, by tamte wydarzenia już nigdy się nie powtórzyły. Wierzył mocno, że Polacy mogą i potrafią mądrze ze sobą rozmawiać. Miał nadzieję, że nawet ci, którzy wyznają przeciwne idee, są zdolni szukać i dochodzić do zgody. Jego przesłanie jest wciąż aktualne.
Co Ojca ujęło w osobie kard. Wyszyńskiego? Które wątki z jego spuścizny są najbardziej inspirujące i przydatne Ojcu?
Bardzo mocno ujęło mnie jego mocne poczucie odpowiedzialności. Bez dwóch zdań Prymas Tysiąclecia był człowiekiem odpowiedzialnym. To właśnie ze względu na tę cechę wielokrotnie musiał rezygnować ze swoich osobistych planów, spontaniczności swojego charakteru itd. Poczucie obowiązku względem tego, co zostało mu powierzone, stawiał nad wszystko inne.
Dziękuję za rozmowę.
opr. nc/nc