Czym jest grzech główny? Czy wiadomo, o co tu chodzi? Dlaczego należy przeanalizować grzechy główne? Dlaczego siedem grzechów głównych? Na te pytania odpowiada o. Emidio-Marie Ubaldi OFM.
Czym jest grzech główny? Czy wiadomo, o co tu chodzi? Paradoksalnie pojęcie to może być znane w świeckim świecie reklamy jako związane z obrazami mającymi rozniecać żądze prowadzące do dokonania zakupu (często niepotrzebnego). Ach, potęga pieniądza! I odwrotnie: wobec braku świadomości grzechu, charakteryzującego naszą epokę, jest możliwe, że pojęcie to w odczuciu wielu chrześcijan nie będzie się z niczym wiązało na płaszczyźnie duchowej.
Nawet praktykujący niewiele wiedzą na ten temat i ostatecznie grzech jest usuwany z codziennego języka duchowego. Najbardziej wtajemniczeni mylą grzech główny z grzechem śmiertelnym. W rzeczywistości pojęcie „główny” nie pozostaje w związku z ciężarem grzechu (na przykład morderstwo nie znajduje się na liście grzechów głównych, podobnie jak bluźnierstwo). Termin1 pochodzi bowiem z łacińskiego caput, czyli „głowa”: ponieważ głowa jest organem kierującym całym ciałem, grzechy te nazywa się głównymi – podaje Katechizm Kościoła katolickiego – gdyż sprzyjają innym grzechom i innym wadom”. Według tej definicji grzech główny jest grzechem pierworodnym, jako że od niego pochodzą wszystkie inne.
Niezliczoną ilość razy słyszałem stwierdzenie: „Ja mówię to, co myślę!” – tak, jakby wypowiadający tę opinię człowiek chciał sam siebie określić – nie bez pewnej dumy – jako osobę w pełni zrównoważoną, a wręcz cnotliwą. W rzeczywistości mądrzej byłoby przeanalizować swoje myśli przed utożsamieniem się z nimi, mówieniem o nich czy wprowadzaniem ich w czyn. Wyobraźcie sobie, że wszystkie myśli, które powstawały w waszych umysłach od pewnego czasu, można by przerzucić na widzialny ekran. Czy nie odczulibyście wstydu, że wasi przyjaciele, żona, mąż, dzieci widzą przesuwającą się przed ich oczami zawartość waszych myśli? Nawet bez dłuższego zastanowienia należy przyznać, że to jest pytanie w najwyższym stopniu kłopotliwe. Zanim rozwinę ten temat, opowiem wam historię zaczerpniętą z książki amerykańskiego pastora, Merlina Carothersa. W jednym ze swoich dzieł opowiedział on o wstrząsającym doświadczeniu, z którego się przed nim zwierzył inny pastor.
Pewnego dnia najpiękniejsza spośród kobiet z jego kościoła poprosiła go o spotkanie. Była tak piękna, że wszyscy mijający ją mężczyźni zatrzymywali się, by ją podziwiać. Bez wątpienia była świadoma swojego uroku i wrażenia, jakie robiła. Pastor wyznał, że kiedy ta kobieta weszła go jego gabinetu, odczuł fizyczną przyjemność. Należy zaznaczyć, że ów pastor żył szczęśliwie w swojej rodzinie z żoną i z dziećmi. Był to Boży człowiek i członkowie tamtego Kościoła uważali całą jego rodzinę za idealną. Lecz tego dnia przydarzyło mu się coś niezwykłego. Owa urocza kobieta wyznała, że w przeszłości miała relacje seksualne z wieloma mężczyznami. Swoją opowieść ubarwiła kilkoma szczegółami dotyczącymi tamtych przygód, które niestety nie mogły pozostawić pastora całkiem obojętnym. Kobieta ciągnęła swoją opowieść i stwierdziła, że nawet po swoim nawróceniu, po zerwaniu z rozpustnym życiem, cały czas musiała walczyć z niemoralnymi pragnieniami. Problem ujawnił się w całej ostrości, kiedy kobieta przyznała, że gorąco pragnie odbyć stosunek seksualny z nim, swoim pastorem, i opisała mu, jak jej zdaniem mógłby wyglądać ten stosunek.
Przede wszystkim należy zauważyć, że nasz biedny pastor pozwolił jej posunąć się zbyt daleko. Już dużo wcześniej powinien był przerwać dwuznaczną wypowiedź swojej rozmówczyni. Bowiem na skutek tych wydarzeń przez kolejne długie tygodnie zajmował się wyłącznie myśleniem o tej ładnej kobiecie. Powtarzał sobie, że gdyby między nimi doszło do następnego spotkania, zrobi wszystko, by jego żona również była przy tym obecna. Lecz ta niezwykle pociągająca kobieta pojawiła się u niego, nie umawiając się wcześniej na spotkanie, i nasz pechowy pastor natknął się na nią w swoim gabinecie, a ona w rozmowie ponownie oświadczyła, że pragnie mieć z nim stosunek seksualny. Wówczas pastor popełnił drugi poważny błąd: zamiast natychmiast kazać jej wyjść, zaczął wyjaśniać, że jej pragnienie jest złe, że powinna wyjść za mąż, by zaspokoić swoje potrzeby. Pomimo dobrych intencji biedny pastor w rzeczywistości igrał z pokusą, coraz bardziej pogrążając się w ryzykowną sytuację. Wobec jego odmowy kobieta użyła broni, która poza nielicznymi wyjątkami okazuje się bardzo skuteczna w odniesieniu do większości mężczyzn: zaczęła szlochać. Pastor niestety podszedł do niej, by ją pocieszyć; ona szybko wstała, rzuciła mu się na szyję i pocałowała go, co zdecydowanie przyspieszyło bieg wypadków. Nastąpiło to, do czego nie powinno było dojść. Kobieta zaszła w ciążę i bez żadnych skrupułów zażądała od pastora, by rozwiódł się z żoną, a poślubił ją. Sytuacja przedstawiała się dramatycznie!
Jak łatwo możecie się domyślić, było to straszne! Ta kobieta zagroziła, że jeśli pastor nie przystanie na warunki jej szantażu, ona o wszystkim opowie członkom Kościoła i jego rodziny. Cóż było robić? I w jaki sposób wyjaśnić to, co się stało? Jak on mógł tak tragicznie się potknąć? A przecież ten człowiek, wzorowy mąż i ojciec, był bardzo szczery w swojej miłości do Boga i gorliwie wypełniał swoje duszpasterskie obowiązki. Od jego przybycia tamtejsza wspólnota kościelna, wcześniej licząca pięćdziesięcioro wiernych, rozrosła się do liczby dwustu osób, spośród których wiele prawdziwie odnalazło drogę do Boga, właśnie dzięki radom pastora i jego sztuce kaznodziejskiej. Dzięki pensji wypłacanej przez jego Kościół rodzina pastora mieszkała w pięknym domu, dzieci chodziły do chrześcijańskiej szkoły, reprezentującej wyjątkowy poziom. I nagle wszystko to miało runąć. Temu człowiekowi groziło, że straci żonę i rodzinę, dobrą opinię we wspólnocie, posadę pastora, uposażenie. Ostatecznie postanowił, że sam przyzna się do wszystkiego żonie i wiernym. Możecie sobie wyobrazić, jakie to wywołało reakcje. Pomimo zrozumiałego wstrząsu żona mu wybaczyła. Po jego dymisji cała rodzina przeniosła się do innego miasta. Głęboko zraniony świadomością, że spowodował wielkie cierpienie swoich bliskich, że musiał zrezygnować z posługi pastora, człowiek ten znalazł ostatecznie inną posadę, toteż mógł sprostać potrzebom swojej rodziny, jak również tamtej uroczej kobiety i jej dziecka, którego był ojcem.
A teraz wracam do pytania postawionego na początku: w jaki sposób ów pastor mógł doprowadzić do upadku o tak tragicznych konsekwencjach? Jak to wyjaśnić? Pytany przez pastora Carothersa, do którego się zwrócił, zapewnił, że po raz pierwszy w swojej posłudze zrobił coś, czego musiał się wstydzić: „Wcześniej żywiłem tylko normalne myśli na temat innych kobiet”. Przez pogłębianie tej kwestii udało się dotrzeć do źródła problemu, do pierwotnej przyczyny tego, co się wydarzyło: ów pastor, Boży człowiek, wzorowy mąż i ojciec od ponad trzydziestu lat, „myślał” o innych kobietach, nie zastanawiając się jednak nad moralną stroną swoich myśli. Przez długi czas nic się nie działo, lecz demon, który dyskretnie nad nim pracował, przydybał go nareszcie i stworzył jego myślom sprzyjającą okazję, wskutek czego udało mu się go popchnąć do fatalnego upadku. Jezus powiedział: „Z serca bowiem pochodzą złe myśli [zamiary – przyp. aut.], zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym” (Mt 15, 19–20).
Większość chrześcijan zapomina, że na początku Eucharystii prosi się o przebaczenie grzechów popełnionych „myślą”, a dopiero potem „mową, uczynkiem i zaniedbaniem”.
Nawet jeśli przedstawiona powyżej opowieść może zaskakiwać, podobne wydarzenia zdarzają się w rzeczywistości na każdym kroku i we wszystkich rodzajach powołań. Przede wszystkim jednak należy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ów pastor doszedł do takiego etapu. Człowiek przez długie lata rozwija w sobie niemoralne myśli, a z pozoru nic się nie dzieje; następnie dochodzi do upadku o straszliwych konsekwencjach: cudzołóstwo, rozbite rodziny, rozwody, porzucone dzieci, podziały, nienawiść, niechęć, zazdrości, wojny… Opowiedziałem o doświadczeniu dotyczącym szóstego przykazania, lecz nasze myśli nie ograniczają się do tylko jednej dziedziny. Niezależnie od naszej świadomości czy nieświadomości tego faktu, drogi bracie i droga siostro, czytający te słowa, mówię ci z pełnym przekonaniem: jakiejkolwiek dziedziny dotyczyłyby nasze myśli, brak czujności wobec nich jest bardzo niebezpieczny. Święty Kasjan (mnich żyjący na przełomie IV i V wieku) mówił o konieczności „straży serca”. Bowiem igranie, aż po rozwijanie myśli niemoralnych równa się twierdzeniu, że można bezpiecznie spać ze żmiją w jednym łóżku. Prędzej czy później ta żmija śmiertelnie cię ukąsi. Oto kolejne etapy: po myśli negatywnej (pokusie) następuje przyzwolenie na grzech. Następnie dochodzi do grzesznego czynu. Powtarzając dany grzech, popada się w nałóg. Ten zaś prowadzi do namiętności, która nas pęta i zniewala. Bez szczególnego udziału łaski nie sposób się z tego wyplątać.
Drogi bracie, droga siostro, musimy pamiętać, że diabeł istnieje! Jest siłą mroczną i o wiele inteligentniejszą niż przeciętny chrześcijanin sobie wyobraża. Nienawidzi człowieka i jest straszliwie zazdrosny o szczęście, które Bóg przygotował dla człowieka. Osobiste doświadczenie, a nie tylko wiedza teoretyczna, nauczyło mnie, że demon zastawia przeróżne pułapki, by osłabić i zniszczyć działanie „soli”, jaką stali się ewangeliści poprzez głoszenie słowa Bożego. Czyni to nie tylko poprzez pokusy oczywiste, lecz także poprzez pokusy subtelne i ukryte, by wyżłobić szczelinę w ludzkim sercu, a następnie wykorzystać powstałe w nim luki. Może więc posuwać się naprzód stopniowo, zgodnie z logiką drobnych kroczków. Zadowala się dyskretnym wywieraniem wpływu na myśli chrześcijan. W taki sposób rodzi się w człowieku pragnienie, które Szatan podsyca tak długo, aż przewyższy ono chęć bycia posłusznym Bogu.
Oczywiście, jeśli jesteśmy mocno zakorzenieni w Chrystusie, demon nie ma nad nami aż tak silnej władzy: Bóg jest nieskończenie silniejszy niż zły duch, lecz jeśli otworzymy przed demonem drzwi, jego działanie może się dla nas okazać tragiczne w skutkach. Warto zapamiętać też inną prawdę: nasze „ja” jest naszym największym nieprzyjacielem w walce duchowej, do której prowadzenia zostaliśmy wezwani – ono jest w naszym wnętrzu, niczym koń trojański z mitologii greckiej: to żołnierze ateńscy, ukryci w tym sławnym koniu, otworzyli bramy miasta nieprzyjaciołom mieszkańców Troi. Tak! Nasze straszliwe „ja” często okazuje się wspólnikiem demona. Bez jego współudziału zły duch nic nie mógłby uczynić. Dlatego św. Piotr przestrzega: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu” (1 P 5, 8–9). Gdyż chodzi o to, „ażeby nie uwiódł nas szatan, którego knowania dobrze są nam znane” (2 Kor 2, 11) – jak napisał z kolei św. Paweł.
Pokusy rodzą się w naszych sercach: należy więc czuwać nad naszymi myślami, gdyż to na tym etapie rozpoczyna się walka duchowa. Nie jest to jednak temat nowy. Problem analizowania własnych myśli sięga czasu ojców pustyni.
Ojcowie pustyni, a szczególnie Ewagriusz z Pontu, wyróżnili określoną liczbę uczuć, które nazwali myślami namiętnymi5. Ewagriusz (urodzony w Iborze w 345 roku, zmarły w Egipcie w roku 399), kiedy już, dzięki towarzyszeniu duchowemu, osiągnął głęboką znajomość natury ludzkiej, jako pierwszy ujął w system doktrynę ośmiu złych myśli (po grecku logismoi), będących źródłem każdego grzechu.
Dlaczego akurat ośmiu? Liczba ta pochodzi z tekstu biblijnego: Pwt 7, 1, podającego listę ludów, którym Izrael musiał stawić czoło, zanim wszedł do Ziemi Obiecanej; byli to: Chittyci, Girgaszyci, Amoryci, Kananejczycy, Peryzzyci, Chiwwici i Jebusyci. Siedem ludów, do tego należy dodać Egipt, opuszczony przez Izraelitów, gdy wyruszyli na pustynię. W sumie osiem wrogich ludów, z którymi Izrael musiał walczyć, zanim wszedł do Ziemi Obiecanej. W perspektywie Tradycji duchowej życie chrześcijańskie również jest marszem przez pustynię. Opuszczając Egipt (sytuacja grzeszna) i przechodząc przez Morze Czerwone (przez wiarę i chrzest), rozpoczęliśmy drogę nawrócenia, będącą prawdziwą pielgrzymką przez pustynię, trwającą przez całe nasze życie. Aby móc wejść do Ziemi Obiecanej (to znaczy do życia wiecznego), musimy zwyciężyć określonych nieprzyjaciół. Tych osiem ludów symbolizuje osiem myśli wrogich duszy, które musimy zwalczyć przed rozpoczęciem życia w ostatecznej jedności z Bogiem. Należy uściślić, że Ewagriusz mówi o duchach, gdyż jego zdaniem te osiem myśli jest inspirowanych przez osiem demonów lub „duchów zła”: łakomstwa (i pijaństwa), nieczystości (i wszelkich dewiacji seksualnych), chciwości (umiłowania pieniądza), smutku, acedii (lenistwa duchowego, znużenia duchowego), gniewu, próżności i pychy.
Ponadto Ewagriusz podzielił duszę na trzy części: na część pożądliwą (albo siłę pragnącą), część popędliwą (albo siłę popędliwą) i na intelekt (albo siłę rozumną). Te trzy składniki mogą się stać siłami prowadzącymi do uświęcenia, a więc spełnienia się osoby aż po wieczną chwałę, albo siłami przewrotnymi i niszczącymi, wiodącymi do wiecznego zatracenia. Osłabiony przez grzech pierworodny, człowiek zmaga się z różnymi siłami na wszystkich płaszczyznach swojej istoty: z pożądaniem przyjemności na płaszczyźnie ciała; następnie z egoistyczną miłością własną na płaszczyźnie duszy, wreszcie z pychą i z próżnością na płaszczyźnie intelektu. Jest więc bardzo istotne, by człowiek analizował i kanalizował swoje myśli, starając się uniknąć pewnych skłonności, mogących go pociągnąć do upadku.
W niniejszej pracy będę się odwoływał do wykazu grzechów zawartego w Katechizmie Kościoła katolickiego. Zajmę się więc: obżarstwem, nieczystością, chciwością, gniewem, zazdrością, acedią i pychą.
Informacje o książce można znaleźć tutaj!
opr. ac/ac