Coraz popularniejszą formą rekolekcji dla młodych są festiwale
Wieczorne uwielbienie na ubiegłorocznym festiwalu w Wołczynie, fot.: Weronika Gurdek
Znasz swój PIN? — pytają saletyni. Złap zasięg! — podpowiadają jezuici. A kapucyni wyjaśniają error i reset, to grzech i pojednanie; upgrade — stary i nowy człowiek, a user friendly — wspólnota Kościoła. Na festiwalach mówią do młodych ich językiem.
Na rozległej kalwarii w Dębowcu płonie krzyż. Kilkuset młodych zgromadzonych na saletyńskim czuwaniu ustawiło go z małych świeczuszek. Przed chwilą szli wolno wokół figury płaczącej Madonny i śpiewali: „Podaj mi swoją dłoń, Maryjo z La Salette”. Następnego dnia o świcie w potwornym upale tańczyli na trawie. — Nóżki do góry, raz, raz — wołał ze sceny uśmiechnięty ks. Maciej Kucharzyk. Czy szalejący na Saletyńskim Spotkaniu Młodych ludzie byli w stanie rozweselić płaczącą Madonnę?
Coraz popularniejszą formą rekolekcji dla młodych są festiwale. Między Odrą a Bugiem istnieje kilkadziesiąt takich spotkań. Właściwie każda prowincja zakonna chce mieć własną imprezę. Nie są konkurencją dla tradycyjnych oaz, raczej jej nowoczesnym uzupełnieniem. Z roku na rok przyjeżdża na nie coraz więcej ludzi. Na samym festiwalu w Dębowcu modliło się więcej młodych niż wszystkich wyjeżdżających na oazy z diecezji katowickiej. Jaki jest klucz ich sukcesu? Przyjrzyjmy się z bliska kilku najbardziej znanym imprezom.
Na skąpanej w słońcu scenie stoi ks. Piotr Pawlukiewicz. Słucha go dwutysięczny tłum. — Jak rodziło się księdza powołanie? — pyta ktoś. — Ze mną było tak jak z apostołami. Na początku Jezus nie opowiedział im o krzyżu, cierpieniu, tylko zabrał ich do Kany Galilejskiej i dał 400 litrów wina. I chłopaki powiedzieli — to jest Pan! Młodzi w Dębowcu wybuchają śmiechem. Uczestniczą w Eucharystii celebrowanej przez... 45 kapłanów, padają na kolana przed Najświętszym Sakramentem, bawią się przy wpadających momentalnie w ucho piosenkach Porozumienia, a wieczorem tańczą na prawdziwej dyskotece pod gwiazdami. Prowadzi ją DJ Frost z Krynicy. W tłumie szaleją siostry zakonne i księża. Dyskoteka kończy się... Apelem Jasnogórskim.
— Festiwale wyrastają nad Wisłą jak grzyby po deszczu. Skąd się wziął ich fenomen? — pytam ks. Macieja Kucharzyka, odpowiedzialnego za spotkanie w Dębowcu. — Słowo „fenomen” pasuje jak ulał. Rozmawiałem kiedyś z ks. Adamem Wodarczykiem, moderatorem generalnym Ruchu Światło—Życie i wspomniałem mu, że metody, którymi posługuje się od lat oaza, trzeba uwspółcześnić. Trzeba koniecznie dodać trochę mediów, prezentacji, koncertów. Taki festiwal jest, mówiąc w skrócie, podaniem młodemu człowiekowi doznań religijnych połączonych z dobrą rozrywką. Od trzech lat widzę, że bardzo ważne jest zaproszenie świadków, przede wszystkim świeckich. To dla młodych strzał w dziesiątkę.
W tym roku zaprosiliśmy też kapłanów: Piotra Pawlukiewicza i Rafała Szymkowiaka. Daliśmy im mikrofon i urządziliśmy „strzelnicę” (śmiech). Wcześniej nie znali pytań, które zadadzą młodzi i byli wystawieni na obstrzał. Dali sobie świetnie radę... A młodzi zobaczyli ludzi Kościoła, którzy nie boją się mówić o sprawach wiary na żywo i odpowiadać na bardzo trudne pytania. Dbamy też o różnorodną muzykę, zawsze z „wysokiej półki”. W tym roku zaprosiliśmy znakomity chór TGD i Porozumienie. Przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Zdarzają się osoby, które dotąd omijały kościoły szerokim łukiem. Są spowiedzi po wielu latach, choć skali zjawiska nie można porównać np. do Przystanku Jezus. Przyjeżdżają też młodzi przeżywający kryzys wiary. Piszą: „Od jakiegoś czasu mam problem z Eucharystią, przestałem się spowiadać. Czy mogę przyjechać? Czy to w ogóle jest dla mnie?”. Odpowiadam: „Przede wszystkim dla ciebie! Musisz przyjechać i zobaczyć nowe oblicze Kościoła”. I przyjeżdżają. Mamy niesamowite świadectwa wiary. Dwa lata temu po córkę przyjechał ojciec. Trafił akurat na koncert Tymoteusza. Przecierał oczy ze zdumienia — nie znał takiego oblicza Kościoła. Walczył jeszcze z pół roku, a potem, ku ogromnej radości córki, powrócił do Kościoła. Tegoroczne hasło spotkania brzmiało: „Znasz swój PIN?”. Chodziło o odkrywanie tożsamości chrześcijanina, zakorzenienie w sercu Jezusa. Skąd te nośne hasła? To proste: słuchamy młodych. Sami je podpowiadają. Oni za wszelką cenę unikają „pobożnościowej gadki”.
Zza kolorowego miasteczka namiotowego słychać ożywione krzyki. Jeeeest! W Pliszczynie kilkudziesięciu chłopaków biega za piłką. Starają się jak mogą, bo są dopingowani przez kilkadziesiąt koleżanek. To część bogatego programu Sercańskich Dni Młodych. Do wioski pod Lublinem zjechał z całej Polski tłum młodych. Obok Mszy świętej czy kręgów biblijnych zorganizowano warsztaty, turniej piłkarski i koncerty. Wieczorem zrywa się silny wiatr i solidna wiata, pod którą siedzą młodzi, zaczyna trzeszczeć. Dym spowija monstrancję. Kilkaset osób ustawia się pod rozgwieżdżonym niebem, czekając na spowiedź. Sercanie znaleźli znakomity sposób na rekolekcje. Zorganizowali spotkanie do tańca i do różańca.
— Nagle, w jednej chwili lunął deszcz. Ogromna ulewa — wspomina zeszłoroczne kapucyńskie Spotkanie Młodych w Wołczynie Jan Grochocki z Poznania. — Wszyscy, którzy stali gdzieś na obrzeżach, pod murami, w momencie znaleźli się pod dachem. Bliżej Najświętszego Sakramentu. Zapadła cisza i zrobiło się zupełnie ciemno. Słychać było tylko deszcz, deszcz łask Bożych. Nawet organizatorzy nie przewidzieli takich efektów specjalnych.
Tu również dzień kończy rockowy koncert. Gdy dwa lata temu grupa 2Tm2,3 wyśpiewywała imię Boga „El Shaddai”, niebo przeciął potężny piorun. Kolejne efekty specjalne kapucynów? Największa zabawa jest jednak zawsze, gdy na scenie instaluje się brodaty zespół KapBand. To grupa złożona z braci św. Franciszka. Grają własne wersje przebojów Deep Purple, Nirwany i Mieczysława Fogga. W zeszłym roku hitem był „Jożin z Wołczin”. — Hasło Wołczyna jest jednoznaczne: „Zalogowani w Jezusie”. Pozostałe słowa klucze też niczego sobie — uśmiecha się Jan Grochocki. — Login i password, czyli imię; system, czyli wiara; error i reset, czyli grzech i pojednanie; upgrade, czyli stary i nowy człowiek; user friendly, czyli wspólnota Kościoła i na koniec forever, czyli rozesłanie. Brzmi nieźle. „Zalogowanie w Jezusie” okazało się nie tylko sloganem — na spotkaniu odbył się prawdziwy chrzest. Przyjmowała go dorosła osoba.
Na scenie uwija się o. Rafał Szymkowiak. — Nie boi się ojciec młodych? — zaczepiam kapucyna — Nie (śmiech). A dlaczego miałbym się ich bać? — Bo młodzież jest podobno coraz gorsza... — Boimy się wtedy, gdy kogoś nie znamy. Reagujemy lękiem na nieznane środowisko. Prowadzę szkolenia dla nauczycieli i pytam: czy my, dorośli, znamy świat, w którym żyją młodzi ludzie? Często nie mamy pojęcia o tym, co przeżywają, czego słuchają, co oglądają i nie znamy ich języka. Ważne jest, abyśmy umieli nawiązać do obrazów z ich świata, przemówić językiem, który zrozumieją. Możemy mówić, że Kościół nie „biegnie”, nie „idzie” tylko „kroczy”, ale przecież młodzi ludzie szybko wyczuwają, że to nie ich świat. Młodzi, zanim zaczną słuchać, muszą zobaczyć w tobie człowieka. Ojciec Andrzej Madej powiedział nam kilkanaście lat temu w Jarocinie: idźcie do młodych i mówicie im o Bogu, nie wypowiadając słowa „Bóg”. Genialne!
Na ubiegłorocznych Ignacjańskich Dniach Młodzieży w Starej Wsi jezuici zorganizowali dla młodych... ponad trzydzieści warsztatów. Tematyka? Filozofia, modlitwa, siatkówka, tańce z Bollywood. — Gdy chcesz skoczyć z dużej wysokości, czujesz strach — opowiada „parkourowiec” Kamil Radzik (parkour to pokonywanie przeszkód stojących na drodze w jak najefektywniejszy i najprostszy sposób). — Jednak kiedy się na to odważysz, czujesz radość. Na tej samej zasadzie funkcjonuje zaufanie do Jezusa.
— Jakie to rekolekcje... To jedynie wygłup — zarzuci ktoś postronny. Nic podobnego. Przed IDM-em odbywają się dziewięciodniowe dni skupienia oparte na duchowości św. Ignacego Loyoli. Niebawem jezuici znów zaproszą młodych do Starej Wsi. Tegoroczne hasło? „Złap zasięg”. Podobne spotkania organizują w Świętej Lipce na granicy Warmii i Mazur.
— Turniej siatkówki. Żar leje się z nieba, ale chłodny wiatr bałtycki robi swoje — wspomina ubiegłoroczną Górę Tabor we Władysławowie Kasia Cudzich z Krakowa. — Piasek wiruje, morze huczy i mieni się kolorami, a dwadzieścia drużyn zaciekle walczy o główną nagrodę. Chociaż z góry wiadomo, kto wygra. „Niebieska” siostra Gracjana, ksiądz Zbyszek i Marek oraz dwóch kleryków to ostrzy zawodnicy. Kilka dni wcześniej, w trakcie rozgrzewki, dookoła grających mnożą się spacerowicze i obserwatorzy zachodu słońca. — Patrz! Siostra zakonna! — dziwią się. Kamera idzie w ruch, bo jest co filmować. Siostrzyczka idzie jak burza. Górę Tabor organizują chrystusowcy. — Oprócz namiotów uczestników stoi także ogromny biały Namiot Spotkania — opowiada Kasia Cudzich. — Przez cały czas trwa adoracja Najświętszego Sakramentu. W każdej chwili można skorzystać też z sakramentu pokuty. Tu odbywają się Eucharystie. Z wyjątkiem jednej: Msza na brzegu morza, poprzedzona „Drogą Światła” przez ulice Władysławowa i plażę, z pochodniami i śpiewem na ustach, to niecodzienne doświadczenie.
Oferta spotkań dla młodych jest przeogromna. Na wzgórzu św. Wojciecha w Strzelnie na Norbertańskich Dniach Młodych można było zobaczyć spektakularne pokazy walk rycerskich. Na Wakacyjnej Ewangelizacji Bieszczadów (w komputerowym skrócie WEB) zagra hiphopowy Full Power Spirit i ostra Katolika Front, a w Kodniu na oblackim Festiwalu Życia młodzi posłuchają m.in. Wioli Brzezińskiej. Ruszający 12 sierpnia XIII Międzynarodowy Festiwal Muzyki Gospel w Osieku kusi jedynym w Polsce konkursem chórów i zespołów gospel. Co roku trwające do późnych godzin wieczornych koncerty gromadzą w Amfiteatrze Łąkowym blisko 30-tysięczną widownię, która w sposób bardzo żywiołowy reaguje na „czarną muzykę”. Tym razem przyjedzie świetna amerykańska grupa Destiny Praise. Swój udział zapowiedzieli też: Alicja Majewska, Włodzimierz Korcz, Zbigniew Wodecki, Jacek Wójcicki, Deus Meus i popularny PIN.
By wypromować festiwal, nie wystarczy już plakat. Większość spotkań reklamuje się na serwisie YouTube przez barwne, rozpędzone teledyski. Każda impreza ma swoją stronę internetową.
Schemat spotkań jest podobny: modlitwa, warsztaty, Msza, spotkania w grupach. A wieczorem szaleństwo na koncercie. A między nimi pantomima, siatkówka i parkour. To pomaga młodym jeszcze lepiej „zalogować się w Jezusie”. Odkryć nowe oblicze wspólnoty Kościoła, która okazuje się „user friendly”.
opr. aw/aw