Kim jest chrześcijanin?
"Idziemy" nr 26/2011
Kim jest chrześcijanin? To ktoś, kto został ochrzczony – zgodnie z wiarą Kościoła – w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Choć oczywiście sam chrzest jest początkiem pewnej drogi. Wiara w Boga w Trójcy Jedynego, obok wiary we Wcielenie oraz w Łaskę, która nas uświęca, to fundamentalna prawda chrześcijaństwa. Uroczystość Trójcy Świętej, którą obchodzimy w pierwszą niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego, to moje ulubione święto. Nie może być inaczej, skoro przyszło mi wykładać na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie właśnie traktat o Trójcy. Nawiasem mówiąc, jestem w trakcie egzaminów ustnych dla ponad 130 studentów.
Mówi się, że dogmat o Trójcy to najtrudniejsza prawda, której nie da się zrozumieć. Jak może być jeden Bóg w trzech Osobach? Niektórzy zdają się myśleć tak jak niemiecki poeta Goethe, który stwierdził: „Wierzyłem w Boga, w naturę i w zwycięstwo dobra nad złem, ale to nie wystarczało pobożnym duszom; musiałem także uwierzyć, że trzy to jeden, a jeden to trzy, lecz to było sprzeczne z moim poczuciem prawdy; nie widziałem też w tym najmniejszego dla mnie pożytku”. Mam zupełnie inny pogląd niż Goethe. Przecież bez Trójcy Świętej trudno byłoby pojąć, że Bóg jest miłością, a to jest istota Dobrej Nowiny.
„Bóg jest miłością” – czytamy w Pierwszym Liście św. Jana. I jest to najbardziej zwięzła, a zarazem najgłębsza „definicja” Boga, którego objawił nam Jezus. Ale co to właściwie znaczy, że Bóg jest miłością? Niewątpliwie znaczy to, że Bóg kocha człowieka i chce każdego doprowadzić do wiecznej wspólnoty z sobą. Krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa są tego świadectwem. Ale Janowe określenie Boga oznacza przede wszystkim, że Bóg odwiecznie, sam w sobie, jest miłością. Nie potrzebował stwarzać człowieka, aby móc kochać, bo sam w swym wewnętrznym życiu jest wspólnotą miłości Trzech.
I tu dochodzimy do sedna prawdy o Trójcy Świętej. Bóg nie jest doskonałym, ale samotnym Absolutem, który przed stworzeniem świata byłby sam jeden. Bóg nigdy nie jest sam. W Bogu odwiecznie jest wzajemność, inność i jedność, jednym słowem – miłość. Bóg, tak jak jest rozumiany np. w islamie, nie może być sam w sobie miłością, i jako taki mnie nie pociąga. Co innego Trójca! Dlatego powtarzam moim studentom, że prawda o Trójcy Świętej nie jest jakąś abstrakcją utrudniającą życie adeptom teologii, ale jest czymś w pewnym sensie oczywistym (nie w sensie matematycznym), jeśli Bóg rzeczywiście jest miłością.
W maju na państwowym, rzymskim Uniwersytecie Tor Vergata, odbyło się trzydniowe megasympozjum właśnie na temat Trójcy Świętej. Od rana do wieczora w dwóch salach jednocześnie wygłoszono w sumie około 60 referatów. Swoją drogą to fascynujące, że na niezwiązanym z Kościołem uniwersytecie ktoś zorganizował tego rodzaju sympozjum. W znakomitej większości świeccy prelegenci pokazywali obecność i wpływ nauki o Trójcy na różne dziedziny wiedzy i sztuki. Duże wrażenie zrobił na mnie referat zatytułowany: „Akord doskonały. Trójca w muzyce, muzyka w Trójcy”. Choć brak mi wykształcenia muzycznego, bym mógł w pełni docenić tego rodzaju rozważania, po tym wykładzie znacznie lepiej rozumiem słynną wizję św. Ignacego Loyoli, który ujrzał Trójcę Świętą pod postacią trzech klawiszy. Chodzi oczywiście o trzy dźwięki, które dają jeden pięknie brzmiący akord.
Przypominam sobie wiersz ks. Stanisława Kobielusa, w którym trójjedyność ukazana jest w odniesieniu do zapachów: „ Ojciec Jahwe w zapachu pustynnych akacji / Syn Jeszua z wonią nardu / Duch Wiatr w wonności wylanej łaski / Trzech lecz aromat Jeden”. Wielką mistyczką Boga w trzech Osobach była bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej. Ta zmarła w wieku 26 lat francuska karmelitanka przeżywała szczególnie głęboko ewangeliczną prawdę o zamieszkaniu Trójcy w duszy człowieka. A w jednym ze swych poematów-modlitw zwraca się do Boga z miłością: „O moi Trzej!”.
opr. aś/aś