Wybór, którego dokonali biskupi, wiele mówi także o nich samych
"Idziemy" nr 11/2014
Wybór, którego dokonali biskupi, wiele mówi także o nich samych
Wybór nowego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski ma w praktyce dla Kościoła w Polsce i dla Polski większe znaczenie niżby to wynikało z samej litery prawa. Formalnie bowiem przewodniczący jedynie zwołuje obrady biskupów i im przewodniczy. Stoi także na czele Prezydium KEP, które współtworzy wraz ze swoim zastępcą i Sekretarzem Generalnym. W sytuacjach określonych statutem przewodniczący zwołuje Radę Stałą, która nie tylko przygotowuje obrady konferencji episkopatu, lecz także – podobnie jak prezydium KEP – jest upoważniona do zajmowania stanowiska w sprawach publicznych, ilekroć wymaga tego dobro Kościoła. Przewodniczący koordynuje prace Konferencji Episkopatu i faktycznie reprezentuje to gremium na zewnątrz zarówno wobec Stolicy Apostolskiej, jak i wobec władz państwowych i społeczeństwa.
Przewodniczący Konferencji Episkopatu nie jest jednak głową Kościoła w Polsce. Poza własną diecezją nie ma faktycznej władzy nad żadnym biskupem, kapłanem ani nawet wiernym świeckim. Nie jest również „pierwszym wśród równych”, bo honorowe pierwszeństwo wśród biskupów przysługuje dalej Prymasowi Polski. Nie jest najwyższym w godności kościelnej, bo jak pokazuje przykład ostatnich lat, nie musi być nawet kardynałem. Jego funkcja ma obecnie w Konferencji Episkopatu Polski charakter czysto służebny. Każdy biskup diecezjalny jest bowiem niepodzielnym rządcą swojej diecezji, odpowiadającym w sprawach kościelnych jedynie przed papieżem. Nawet postanowienia doktrynalne Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski mają dla poszczególnych biskupów moc wiążącą jedynie wtedy, gdy zostały podjęte jednogłośnie, albo w przypadkach przewidzianych prawem zostały przyjęte większością dwóch trzecich głosów i zatwierdzone przez Stolicę Apostolską.
Stąd oczekiwania, że przewodniczący coś zarządzi czy nakaże innym biskupom lub księżom, nie mają uzasadnienia w prawie kościelnym. A i poszczególni biskupi w czasach wolnych od śmiertelnych zagrożeń nie są skłonni rezygnować ze swojej autonomii w wielu sprawach. Bo u nas „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. Prowadzi to czasem do sytuacji co najmniej groteskowych, żeby nie powiedzieć gorszących, kiedy jeden biskup w swojej diecezji udziela dyspensy od postu w Święto Niepodległości, a drugi nie – dodajmy: w tym samym mieście! Czy jakikolwiek przewodniczący będzie w stanie takim „kwiatkom” zaradzić? Ale na szczęście to nie one są najważniejsze dla jedności Kościoła, w którym właśnie dla zachowania jedności musi być miejsce na pluralizm.
Tęsknota za silnym przywództwem w Kościele w Polsce, choć uzasadniona historycznie i mentalnie, nie ma w najbliższych latach większych szans, aby się ziścić. Przynajmniej nie w tym wymiarze, w jakim to przywództwo realizował kard. Stefan Wyszyński. Dzisiaj czasy są inne. Wyjątkowa pozycja kard. Wyszyńskiego w Kościele wynikała po części ze skupienia w jego rękach władzy i godności, które obecnie rozdzielono między kilku hierarchów. Dzisiaj Nuncjusz Apostolski w Polsce, Legat Papieski, Prymas Polski, metropolita gnieźnieński, metropolita warszawski i wreszcie przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski to urzędy niepowiązane ze sobą. Atutem nowego przewodniczącego może być tylko to, co było również jednym z atututów Prymasa Tysiąclecia, zwłaszcza po doświadczeniu więzienia – osobisty autorytet i wola podporządkowania się mu przez wszystkich biskupów i księży.
Coś z tego jest chyba dzisiaj możliwe, bo w episkopacie nie brakuje ludzi głęboko wierzących, mądrych i wewnętrznie spójnych, co daje im przesłanki do bycia moralnym autorytetem. A biskupi, wybierając swojego przewodniczącego, mieli świadomość, że jest to wybór na czas, który jest dla Kościoła czasem próby. Oczywiście, będzie to również czas świętowania, choćby podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Ale głównie będzie to czas szukania sposobów wychodzenia do współczesnego człowieka z radością Ewangelii, aby nie poprzestać jedynie na obronie Kościoła przed laicyzacją i naporem wrogich mu ideologii. Nowy przewodniczący będzie nie tylko organizatorem prac episkopatu, ale również jego twarzą i mózgiem – na dobre i na złe. Stąd wybór, którego dokonali biskupi, wiele mówi także o nich samych: do kogo mają największe zaufanie i kogo ze swoich szeregów uznali za najbardziej reprezentatywnego dla całego episkopatu.
opr. aś/aś