Od 13 maja 1981 r. Prymas prosił, aby wszystkie modlitwy zanoszone były w intencji papieża przebywającego w szpitalu po zamachu na jego życie. W ostatniej rozmowie telefonicznej z Janem Pawłem II mówił spokojnie, że jest słaby i że odchodzi.
Od 13 maja 1981 r. Prymas prosił, aby wszystkie modlitwy zanoszone były w intencji papieża przebywającego w szpitalu po zamachu na jego życie. W ostatniej rozmowie telefonicznej z Janem Pawłem II mówił spokojnie, że jest słaby i że odchodzi.
Kult mojego Prymasa zaczął się od dnia jego ziemskiej śmierci. Dnia jakże symbolicznego – 28 maja 1981r. przypadała Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Z jakiegoś powodu mieliśmy w tym czasie w seminarium duchownym dni rektorskie i rozjechaliśmy się do domów. O śmierci Księdza Prymasa dowiedziałem się dopiero w południe. Nie była jednak zaskoczeniem. Wiedziałem, jak wszyscy, o ciężkim stanie Prymasa i o jego heroicznym poświęceniu własnego życia w intencji ocalenia Jana Pawła II. Od 13 maja 1981 r. Prymas prosił, aby wszystkie modlitwy zanoszone były w intencji papieża przebywającego w szpitalu po zamachu na jego życie. W ostatniej rozmowie telefonicznej z Janem Pawłem II mówił spokojnie, że jest słaby i że odchodzi. To wszystko sprawiało ów brak zaskoczenia. Bo jakiż dzień byłby właściwszy na przejście takiego człowieka do nieba niż dzień Chrystusowego Wniebowstąpienia?
Szybko wróciłem do seminarium. Musiałem być przy moim Prymasie. Byłem przecież wraz z kilku kolegami w jego pontyfikalnej asyście. Towarzyszyliśmy Prymasowi podczas największych uroczystości kościelnych. Dawało to wyjątkową okazję do jeszcze bliższego poznania tego niezwykłego człowieka. Znałem go od dzieciństwa, o czym pisałem już na tych łamach, miałem z nim kontakt dzięki Ruchowi Pomocników Matki Kościoła oraz paniom z Instytutu Prymasowskiego. Ale te spotkania w katedralnej zakrystii były niezwykłe, kiedy Ksiądz Prymas przychodził wcześniej i zagadywał nas jakimś żartem czy życzliwym słowem. Większość z nich pamiętam do dzisiaj.
Na wieczorne przeniesienie trumny z ciałem Prymasa z rezydencji na Miodowej do kościoła seminaryjnego wyszła prawie cała Warszawa. Był to czas pierwszej „Solidarności”. Tłum rzucał kwiaty na trumnę. Potem w kościele seminaryjnym rozpoczęło się trzydniowe czuwanie przy ciele Prymasa. Tysiące ludzi dzień i noc stały w długiej kolejce, by przyklęknąć przez nim na chwilę modlitwy. Nie było okrzyków: Santo subito, ale były postawy i gesty, które wyrażały to samo. Powszechne było podawanie nam – czuwającym przy ciele Prymasa – różańców i innych dewocjonaliów z prośbą, aby nimi dotknąć jego trumny. Bo ludzie od początku wierzyli w jego świętość! Dlatego chcieli mieć choć takie relikwie.
Potem był królewski pogrzeb w niedzielę, 31 maja na jakże symbolicznym placu Zwycięstwa w Warszawie. W tym samym miejscu, w którym niespełna dwa lata wcześniej Jan Paweł II odprawiał Eucharystię i wzywał Ducha Świętego nad Polską. Nad trumną Prymasa stanął ten sam papieski krzyż z 2 czerwca 1979 r. Przebywającego ciągle w szpitalu Jana Pawła II reprezentował drugi w watykańskiej hierarchii kard. Agostino Casaroli. Specjalny list Ojca Świętego odczytał kard. Franciszek Macharski. Ludzi na placu i w otaczających go ulicach było nie mniej niż podczas spotkania z papieżem. Droga między placem i archikatedrą warszawską, gdzie spoczęło ciało Prymasa, znów cała była usłana kwiatami. Na trasie procesji pojawiły się jakże wymowne transparenty: „Niekoronowanemu królowi Polski – rodacy” oraz: „Takiego Ojca, pasterza i Prymasa Bóg daje raz na tysiąc lat”.
Jan Paweł II, klękając w 1983 r. przy sarkofagu Prymasa, powiedział, że „Opatrzność Boża oszczędziła mu bolesnych wydarzeń, które łączą się z datą 13 grudnia 1981 r.”. Ale nie dane mu było także doczekać wolnej Polski i wolności Kościoła w ojczyźnie. W tym znaczeniu jakże podobny był Prymas do Jana Chrzciciela, którego głowę na misie Prymas umieścił w swoim herbie. A prymasowskie Soli Deo czyż nie współbrzmiało z Janowym „Trzeba, aby On wzrastał, a ja żebym się umniejszał”? Prymas też był więziony za obronę prawa Bożego i za sławne Non possumus. To on nad Wisłą przygotował drogę dla zastępcy Chrystusa na ziemi. Potwierdził to Jan Paweł II, mówiąc do Prymasa nazajutrz po inauguracji pontyfikatu: „Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka (…), gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem”.
Być może ta analogia idzie dalej? Chrystus, mimo iż nazwał Chrzciciela „największym spośród narodzonych z niewiasty”, nie ogłosił go świętym. Przeciwnie, zapewnił, że „najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on”. Ale nie ogłosił również świętą swojej Matki, choć słyszał wolanie z tłumu: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, któreś ssał”. Oficjalne wyniesienie na ołtarze Matki Bożej i Jana Chrzciciela nie było potrzebne. Kościół hierarchiczny uznał ich świętość na mocy powszechnej wiary ludu. Może taka jest również droga mojego Prymasa? W każdym razie, wraz z całą redakcją „Idziemy”, czuję się szczególnie zobowiązany by krzewić wiarę w świętość Prymasa rozpoznaną już w dniu jego pogrzebu.
opr. ac/ac