W objęciach pandemii czujemy się jak ludzie Starego Przymierza, od których nad rzekami Babilonu oczekiwano radosnych pieśni. Nie możemy jednak pogrążyć się w nostalgii, ale musimy na nowo odkrywać istotę naszej wiary
Nie w głowie nam dzisiaj kolorowe palemki. Wszystko wskazuje na to, że uroczyste procesje w plenerze i towarzyszące im festyny nie odbędą się w tym roku nawet w Łowiczu i na Kurpiach. Będzie oczywiście tego dnia obrzęd błogosławienia palm na początku każdej Mszy Świętej. Ma się on jednak odbywać w najprostszej formie. Zgodnie z zaleceniami Stolicy Apostolskiej i polskich biskupów należy się ograniczyć do odmówienia modlitwy, pokropienia ludu oraz palm świeżą wodą święconą, odczytania stosownego fragmentu Ewangelii i przejścia kapłana z asystą liturgiczną wśród wiernych. Na tym koniec triumfalnych obchodów. Szybko przechodzimy do przeżywania dramatu Męki Pańskiej. W tym roku jest to nawet jakoś naturalne i odpowiada sytuacji, w której się znajdujemy.
W objęciach pandemii czujemy się trochę podobnie jak ludzie Starego Przymierza, od których nad rzekami Babilonu oczekiwano radosnych pieśni. Im zaś na wspomnienie Syjonu i dawnych uroczystości zbierało się na płacz. Tak i nam na wspomnienie tego, co było przed laty, a czego nieraz nie potrafiliśmy docenić, robi się żal. Najbardziej chyba żal dzieci, które pozbawione są podniosłego nastroju świętowania, zasmakowania piękna religijnych zwyczajów, i którym ten czas pandemii dłuży się o wiele bardziej niż dorosłym — choćby ze względu na ich inny zegar biologiczny i psychiczny. Dla niektórych z nich ta pandemia ciągnie się już przez połowę ich świadomego życia. Stąd wielkie zadanie, szczególnie dla rodziców i dziadków, aby przechować w najmłodszym pokoleniu tęsknotę za normalnością — która niekoniecznie może się okazać powrotem do tego, co było dawniej. Trzeba odróżnić folklor, choćby najpiękniejszy, ale czasem niemożliwy do zastosowania, od samej istoty chrześcijaństwa.
To zaś, co istotne, możemy w tym roku przeżywać bez większych przeszkód. Mimo wszystko jest nam łatwiej niż przed rokiem, kiedy to w Wielkim Tygodniu i w Wielkanoc liczba uczestników liturgii została ograniczona do pięciu osób, bez względu na wielkość świątyni. Po ubiegłorocznych apelach episkopatu rządzący zmienili podejście do praktyk religijnych, pozycjonując je na poziomie porównywalnym z robieniem zakupów spożywczych, a nie — jak to wcześniej bywało — jako coś niekoniecznego do życia. Przez ten rok oswoiliśmy się już trochę z zarazą. Przestała ona wywoływać w nas paniczny lęk. Ci, którzy naprawdę wierzą w Boga, pokonali już opory przed udziałem w Mszach Świętych, przystępowaniem do sakramentu pokuty i do Komunii — oczywiście z zachowaniem rygorów sanitarnych. Trzeba za to Bogu dziękować i robić, co się da, żeby do dawnych ograniczeń nie wracać.
Episkopat nie wydał jeszcze — do czasu składu tego numeru — precyzyjnych wytycznych w sprawie celebracji Wielkiego Tygodnia. Wiadomo jedynie, że zalecać się będzie opuszczenie tradycyjnego obrzędu obmycia nóg wiernym w Wielki Czwartek, odstąpienie od ucałowania krzyża w Wielki Piątek i być może wyjście z błogosławieństwem pokarmów w Wielką Sobotę na zewnątrz świątyń. Wiem, że w niektórych świątyniach udział w liturgii Wielkiego Tygodnia ma być możliwy tylko na imienne zaproszenie, ale wątpię, czy jest to właściwe rozwiązanie. Może wobec obowiązujących limitów sensowne byłoby także w innych świątyniach filialnych, jeśli takie w parafii są, celebrowanie liturgii Wielkiego Tygodnia, aby dać możliwość udziału w nich większej liczbie wiernych? Ostatecznością pozostają transmisje w mediach.
Z pewnością warto jednak przypominać o tym, co jest możliwe poza oficjalnymi nabożeństwami. Choćby o tym, że odpust zupełny związany z adoracją Chrystusowego krzyża można uzyskać nie tylko podczas wieczornej liturgii Wielkiego Piątku, ale także przez całą dobę, aż do liturgii Wigilii Paschalnej. Adoracja Chrystusa w tzw. Ciemnicy i w Grobie Pańskim możliwa jest przez całe Triduum. A wzbudzenie w sobie szczerego głodu Eucharystii i duchowe zjednoczenie z cierpiącym Chrystusem w tych dniach Jego zbawczej Męki może wydać w naszym życiu wielkie owoce, czego doświadczyło wielu świętych. Nade wszystko zaś powinniśmy pamiętać, że najważniejsze w tych dniach jest przygotowanie się do świąt paschalnych przez nawrócenie i pokutę. To ważniejsze od poświęconych palemek, wielkanocnej święconki, a może nawet od osobistego udziału w Świętym Triduum. Najważniejsze jest pojednanie z Bogiem i wielkanocna Komunia Święta. Do tego prowadzi nas przeżywanie dni zbawczej Męki i Zmartwychwstania Chrystusa.
opr. mg/mg