Miłosierdzie nie oznacza zniesienia zasad sprawiedliwości. Bóg szanuje naszą wolną wolę i nasze życiowe wybory. Boże Miłosierdzie zakłada ludzkie stanięcie w prawdzie i nawrócenie, które prowadzi do przyjęcia łaski
Jeśli w orędziu o Bożym Miłosierdziu ktoś chciałby szukać pobłażania dla ludzkich występków, to się srodze zawiedzie. Orędzie to w swojej treści nie zawiera bowiem niczego, co usprawiedliwiałoby grzech, a tym bardziej tego, co zrównywałoby grzech z cnotą. Zdaje się, że wielu dzisiaj o tym zapomina.
W „Dzienniczku” św. Siostry Faustyny, który jest wielkim przesłaniem nadziei dla świata, nie brakuje fragmentów opisujących ohydę grzechu oraz sposób, w jaki dotyka on samego Boga. Chociaż trzeba przyznać, że nie to jest głównym tematem „Dzienniczka”. Niemniej czytamy w nim również o nadprzyrodzonych wizjach, które otrzymywała święta, przeczuwając np. bliskie niebezpieczeństwo grzechu, w którym znalazł się jakiś kapłan czy siostra zakonna. Faustyna w tej sytuacji nie wahała się ani chwili. Podejmowała modlitwę i surowe umartwienia, bo dane jej było poznać, czym jest grzech dla samego grzesznika i dla Chrystusa. Trzeba mieć świadomość, przed czym Boże Miłosierdzie nas chroni, aby je docenić. W jednym z objawień Faustyna miała wizję czyśćca i słyszała głos jakby usprawiedliwiającego się Chrystusa: „Miłosierdzie moje tego nie chce, ale sprawiedliwość każe” (por. Dz. 20).
Miłosierdzie nie oznacza bowiem zniesienia zasad sprawiedliwości. Bóg szanuje naszą wolną wolę i nasze życiowe wybory. Dlatego ponosimy skutki naszych grzechów i możemy je ponosić w wieczności, jeśli nie damy się ogarnąć Bożemu Miłosierdziu. Jego działanie można porównać do sytuacji, w której dziecko porysowało gwoździem samochód sąsiada. Ktoś musi za to zapłacić, bo tego domaga się sprawiedliwość. Nie będzie jednak złamaniem zasad sprawiedliwości, kiedy za szkodę zapłaci ojciec, a z dzieckiem policzy się zgodnie z miarą swojej do niego miłości. Podobnie jest wówczas, gdy Chrystus okazuje miłosierdzie nawracającym się grzesznikom. Nie narusza przez to zasad sprawiedliwości, ponieważ „zapłatą” za nasze grzechy jest Jego Krew wylana na krzyżu. A z grzesznikami, którzy się nie nawracają, Bóg rozlicza się w kluczu miłości. Nigdzie jednak nie ma mowy o powszechnej amnestii, która miałaby spaść na tych, którzy nawrócić się nie chcą. Tej prawdy też nie można przemilczeć.
Prawda jest warunkiem nawrócenia. Nawet Bóg nie może przebaczyć grzechów człowiekowi, który żyje w przekonaniu, że ich nie ma. Współczesna kultura dość skutecznie ludzi w tym przekonaniu utwierdza. Wszystko potrafi wytłumaczyć prawem do szczęścia — rozumianego jako czasowa przyjemność — ludzką słabością czy alternatywnym systemem etycznym. Także w kościołach coraz rzadziej przypomina się jasne wymagania Dekalogu, dotyczące nie tylko sfery seksualnej czy ekonomicznej, ale także pierwszego z Bożych przykazań. Za mało mówimy o życiu wiecznym i o sprawach ostatecznych — również teraz, w pandemii. Przez to Kościół zaczyna się wtapiać w cały szereg instytucji, chcących jeśli już nie urządzić po swojemu ten świat, to przynajmniej jakoś się w nim odnaleźć. Pojawiają się — także w Polsce — koncepcje, aby niektóre fragmenty Biblii wziąć w nawias jako nieaktualne. Bo rzekomo po co drażnić ludzi, wzbudzając w nich wyrzuty sumienia? Właśnie po to, aby się nawrócili. Po to, aby wzywali do nawrócenia i głosili Królestwo Boże, posłał Chrystus do świata apostołów. To otwiera przestrzeń działania Bożego Miłosierdzia w ludzkich duszach.
Na koniec a propos prawdy: Nie chcę dyskutować z komunikatem Nuncjatury Apostolskiej w Polsce w sprawie abp. Sławoja Leszka Głódzia, ogłoszonym w Wielkim Tygodniu. Jednak wobec nagonki na niego w mediach, jako przedstawiciel mediów, winien jestem kilka zdań prawdy. Irytujące jest ciągłe pokazywanie na zdjęciach Ośrodka Rehabilitacyjno-Opiekuńczego w Bobrówce, prowadzonego przez Caritas Archidiecezji Białostockiej, jako rzekomej rezydencji arcybiskupa. Dom, w którym zamieszkał, jest kilka kilometrów dalej. Trzeba tylko wiedzieć, jak trafić, a nie robić zdjęcia tego, co w środku wsi. Co najmniej dziwne są także żądania, aby po komunikacie nuncjatury odebrać abp. Głódziowi odznaczenia, stopień generalski, a nawet wojskową emeryturę. Nie słyszałem, aby ci sami ludzie żądali tego samego w odniesieniu do gen. Kiszczaka, Jaruzelskiego i innych architektów stanu wojennego. A do tego, jeśli mamy — bo mamy w Polsce — rozdział Kościoła od państwa, to jakim prawem państwo ma wykonywać decyzje kościelne, a nawet pójść dalej? To niebezpieczna droga. Nie chciałbym się obudzić w kraju, w którym policja wlepia mandaty np. za nieobecność w kościele.
opr. mg/mg