Dzieje ludzkości są rozdarte między buntem przeciwko realnemu światu a jego afirmacją. Żadne ziemskie państwo nie jest doskonałe, co nie oznacza jednak, że nie powinniśmy dążyć do możliwie najlepszych rozwiązań społecznych i politycznych
W uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata wracamy do Jego deklaracji przed Piłatem, jako przedstawicielem ziemskiej władzy: „Królestwo moje nie jest z tego świata...” (por. J 18, 36). Deklaracja ta uspokoiła rzymskiego namiestnika, że ani on sam, ani tym bardziej cesarz Imperium Rzymskiego nie mają w Jezusie Chrystusie realnego konkurenta. Dlatego na różne sposoby próbował Go uwolnić i nie mieszać się w religijne spory, do których rozstrzygania nie czuł się ani powołany, ani kompetentny. Aby doprowadzić do skazania Chrystusa na śmierć, Jego oskarżyciele odwołali się do kłamliwego argumentu, jakoby stawanie po stronie Chrystusa było w sprzeczności z lojalnością wobec Cezara. To śmiertelna pułapka, w którą również dzisiaj wielu daje się złapać.
W sensie teologicznym deklaracja Chrystusa ma dla nas podwójne znaczenie. W pierwszym chodzi o źródło królewskiej godności Chrystusa. Nie jest nim demokratyczne głosowanie, dziedziczenie czy polityczne knowanie. Królewska godność Chrystusa, chociaż był On prapotomkiem Dawida, pochodzi bezpośrednio od Ojca. Zatem nie z tego świata. W drugim znaczeniu chodzi o czas, metody i przestrzeń Chrystusowego królowania. Ma to być królowanie wieczne, nieprzemijające. Metodą sprawowania władzy ma być służba, a nie przemoc i ucisk. Królestwo to ma być niezwiązane z żadnym terytorium, narodem czy ustrojem. Jest ono nie do odtworzenia na ziemi, która nie jest i nie będzie rajem. Twierdzenie przeciwne jest niezgodne z Bożym objawieniem i niebezpieczne dla ludzkości. Historia uczy, że ci, którzy mimo wszystko próbowali realizować utopijny „raj na ziemi”, zawsze fundowali ludziom realne piekło. Trzeba jednak przyznać, że wizja komunistycznej utopii czy tzw. społeczeństwa otwartego jest diabelsko kusząca dla tych, którzy nie doświadczyli tej rzeczywistości. Nieprzypadkowo używam słowa „diabelsko”.
Dzieje ludzkości są rozdarte między buntem przeciwko realnemu światu i jego afirmacją, jak to charakteryzuje Bronisław Wildstein w książce „Bunt i afirmacja: esej o naszych czasach”. Afirmacja nie oznacza zamykania oczu na zło, ale uznanie rzeczywistości taką, jaka jest, i przyjęcie Chrystusowej metody zbawienia człowieka i świata. W tę metodę wpisany jest krzyż, który stał się znakiem nie tylko cierpienia, ale i największej miłości. Pan Jezus powiedział, że ubogich zawsze mieć będziemy (por. J 12, 8). Trzeba się z tym pogodzić, że w świecie nie zlikwidujemy całkowicie cierpienia, chorób, ubóstwa czy przemocy, ale mamy im ewangelicznie przeciwdziałać i łagodzić ich skutki. Duszpasterze mają głosić całą prawdę Bożą bez względu na okoliczności. Politycy mają dążyć do uchwalania sprawiedliwego prawa i urządzać świat zgodnie z ewangelicznie uformowanym sumieniem. Wszyscy mamy nie szczędzić starań, aby coraz bardziej przybliżało się do nas Królestwo Boże. Nie ma potrzeby, aby władza świecka pilnowała postu w piątki ani żeby biskupi wskazywali władzy świeckiej konkretne rozwiązania ekonomiczne czy polityczne sojusze. Niech każdy robi swoje!
Jak w świetle tego mamy odnosić się do sprawy imigrantów na granicy Białorusi z Polską? Najpierw przypomnijmy fakty. Migranci na Białorusi znaleźli się legalnie jako zaproszeni turyści. Ich celem nie jest Polska, tylko bogate i znacznie zislamizowane Niemcy. Zatem apelowanie do polskich władz o korytarze humanitarne jest dotąd bezprzedmiotowe, dokąd Niemcy nie kwapią się, aby imigrantów przyjąć. Obowiązkiem Straży Granicznej, armii i policji jest ochrona polskich granic. Społeczeństwo winne jest im za to szacunek. Szczególnie teraz, gdy mamy do czynienia z hybrydowym atakiem ze wschodu. Migrantom zaś trzeba pomagać, ale na terenie kraju ich aktualnego pobytu. — A co, jeśli do mojego domu zapukają migranci, którym jakimś sposobem udało się przedostać na polską stronę? — pytała mnie ostatnio mieszkanka jednej z przygranicznych wiosek. Głodnych trzeba nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać. Do tego zobowiązuje nas nasza wiara i człowieczeństwo. A potem trzeba zgodnie z prawem zgłosić sprawę Straży Granicznej lub policji, według zasady: „Bogu, co boskie — cesarzowi, co cesarskie”. Porównywanie obecnej sytuacji do ukrywania Żydów podczas hitlerowskiej okupacji jest nie tylko nieuprawnione i uderza w pamięć ofiar Zagłady, ale jest również diabelsko podstępne. Mylenie dwóch różnych światów czy to w porządku historycznym, czy religijnym zawsze prowadzi tylko do złego.
opr. mg/mg