Ateizm urojony. Ewoluujące hipotezy o Jezusie, nieewoluujące uprzedzenia

Tragikomicznie jest wtedy, gdy Dawkins wkracza na teren teologii i snuje hipotezy jak mały Rysio na lekcji religii w gimnazjum

Ateizm urojony. Ewoluujące hipotezy o Jezusie, nieewoluujące uprzedzenia

Sławomir Zatwardnicki

Ateizm urojony

Chrześcijańska odpowiedź na negację Boga

Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-641-2



Wielu z naszych współczesnych nie dostrzega jednak zupełnie tego głębokiego i żywotnego połączenia z Bogiem albo jawnie je odrzuca, tak że ateizm należy zaliczyć do najpoważniejszych zjawisk naszych czasów i poddać dokładniejszemu badaniu.
(Gaudium et spes, nr 19)

Świętemu Maksymilianowi Marii Kolbemu powierzam tę książkę – z prośbą, aby objął ją swoim patronatem, a czytelników – wstawiennictwem.


fragment książki:

Bóg urojony?
Karykatura Dawkinsa

1. Ewolucja wszystkiego a nieewoluujące uprzedzenia

Ewoluujące hipotezy o Jezusie, nieewoluujące uprzedzenia

Tragikomicznie jest wtedy, gdy Dawkins wkracza na teren teologii i snuje hipotezy jak mały Rysio na lekcji religii w gimnazjum. Ślizganie się po powierzchni prawd objawionych może niektórych rozbawić, ale przy okazji ośmiesza Dawkinsa. Jak wtedy, gdy podaje on tezy – nie do udowodnienia – o ewolucji religii od pierwotnego animizmu, przez politeizm, po „monoteistyczny szowinizm” [58]. „Wychodząc z pluralizmu pierwotnych panteonów – wtóruje Rysiowi Krzysio – monoteiści zdołali skutecznie się targować, ograniczając się do tylko jednego bóstwa. Stopniowo zmierzają do liczby zgodnej z prawdą, o okrągłym konturze, pozbawionym jakichkolwiek kątów” [59]. Na tym tle ateiści jawią się awangardą: odrzucają po prostu o jednego boga więcej, za to katolicy zdają się pozostawać – trudno powiedzieć, czy Rysio raczy wciąż raczyć czytelnika swoim dowcipem, czy też pisze już poważnie – politeistami z ich panteonem bóstw (wierzą w Trójcę, czczą Maryję i świętych).

Sarkazm walczy o lepsze z nieprzekonującym jak na intelektualistę zdziwieniem, gdy zastanawia się on nad ponoć nikomu niepotrzebnymi sporami teologicznymi – jest to dla niego jedynie „dzielenie włosa na czworo”, bo przecież co to za różnica, „czy mamy jednego Boga w trzech częściach, czy trzech Bogów w jednym?” [60]. (Krzysio zresztą nie pozostaje w tyle: „Iluż świętych, ile cudów, ile synodów oraz konklawe jest potrzebnych po to, by dogmat okrzepł, a potem – po niezliczonych cierpieniach, nieszczęściach, absurdach i okrucieństwach – był na siłę propagowany w celu usunięcia innego dogmatu?” [61]). Czytelnik przeciera oczy ze zdumienia: on naprawdę to napisał? Trudno oprzeć się pokusie pod tytułem „oko za oko, ząb za ząb, sarkazm za sarkazm” – co by było, gdyby tak naukowe dociekania profesora Oksfordu (dziś już na emeryturze) zlekceważyć machnięciem ręki?

W każdym razie naukowiec ten pracuje według algorytmu: najpierw teza, potem dowody [62]. Ta zaiste naukowa metoda pozwala mu sięgać wybiórczo do wielu hipotez podważających wiarę w Jezusa, które już wielokrotnie zostały albo obalone, albo zastąpione kontrhipotezami; ot, na przykład ta, jakoby Jezus był jedną z wielu charyzmatycznych osobowości, na dodatek niewykraczającą poza mentalność żydowskiego środowiska, w którym żył; albo ta, według której Paweł z Tarsu miał ponoć otworzyć powstającą sektę chrześcijan na pogan. Oczywiście Dawkins nie musi znać wszystkich badań egzegetycznych, podobnie jak nie musi się wypowiadać na temat niektórych z nich. Gdyby jednak dysponował większą znajomością zagadnienia, zrozumiałby Benedykta XVI, który zauważa, że kolejne rekonstrukcje Jezusa stają się raczej „fotografi ami ich autorów i ich własnych ideałów niż ukazywaniem Ikony, która straciła wyrazistość” [63].

Badania naukowe, w jakich lubuje się współczesna egzegeza, i które jak widać Dawkins przyjmuje bez cienia krytycyzmu (wszak jest typowym dzieckiem swojej epoki, bezkrytycznym w stosunku do wszystkiego, co przypomina – choćby samą nazwą – naukę) nie są w stanie wychwycić tego, co trwałe i wieczne w Chrystusie, a stosowanie metody historyczno-krytycznej abstrahującej od wiary doprowadziło do pojawienia się wielu sprzecznych hipotez dotyczących Nazarejczyka (co czyni ich pozorną naukowość wątpliwą), z kolei w każdej z nich da się dostrzec rysy nie Jezusa, ale jedynie konstruktora „wynalezionej” rekonstrukcji [64]. Joseph Ratzinger podsumował to następująco: „Do konstrukcji postaci historycznej możemy odnieść słowa, które Faust wypowiada do wierzącego w naukę Wagnera: »Duch czasów czy Duch Dziejów, jak mówicie, to jest wasz własny duch, mój drogi! A czasy mają swoje w nim odbicie«” [65]. Dla poparcia faktami tego literackiego obrazu kardynał przedstawia swoiste spojrzenie „z lotu ptaka” na pojawiające się w czasie rekonstrukcje, a ujrzana w tej sposób panorama egzegetyczna ujawnia, jak obraz Jezusa malowany przez egzegetów uwarunkowany był czasami i aktualnymi prądami intelektualnymi, w których oni żyli [66].

Niezrażony swoją ignorancją, może Dawkins sugerować, że mimo iż „ciapowata persona” (tak odbiera on prezentowanie Jezusa w pobożności chrześcijańskiej) jest „mdłym przeciwieństwem” [67] Jahwe, „autentyczne świadectwa historyczne, iż Jezus Chrystus rzeczywiście przypisywał sobie boski status, są dość wątłe”, a w każdym razie trylemat podany przez znanego apologetę C.S. Lewisa (przypomnijmy: jeśli Jezus twierdził, że jest Bogiem, musiał być albo kłamcą, albo szaleńcem, albo naprawdę Bogiem [68]) należy uzupełnić o to, czego nikt (poza Dawkinsem, o skromności ludzka!) nie zauważył: mógł przecież „szczerze i uczciwie się mylić”[69]. A może jednak w ogóle nie istniał, jak twierdzono w radzieckich encyklopediach? Czemu nie pójść, panie „jaśniaku”, na całość? I rzeczywiście, w ferworze polemicznym tak się zagalopuje Rysio, że naprawdę to zasugeruje – może nie wprost, wszak nie warto robić z siebie aż takiego pośmiewiska, ale jednak: „niektórzy historycy wysuwają hipotezę – nie znajdującą szerszego poparcia – że Jezus Chrystus nigdy nie istniał”, jednak „najprawdopodobniej jest postacią historyczną” [70] (a według Krzysia istnienie Jezusa jest wysoce wątpliwe[71], „jest bardzo mało lub prawie zupełnie brakuje dowodów na egzystencję Jezusa” [72]).

Najprawdopodobniej nie znajdzie Dawkins szerszego poparcia wśród uczciwych i rozsądnych ateistów i zakładam, że żaden z nich nie odważy się wysunąć hipotezy, iż autor Boga urojonego mógł przecież „szczerze i uczciwie się mylić”. A jeśli myli się nieszczerze lub nieuczciwie, to znaczy, że najpierw pobłądzić musiał jego duch, co z kolei znajduje swój wyraz w wytworach tegoż ducha, w którego zresztą Dawkins nie wierzy, sprowadzając wszystko do materii (o tym w dalszej części książki)[73].


[58] R. Dawkins, op. cit., s. 59.

[59] Ch. Hitchens, op. cit., s. 91.

[60] R. Dawkins, op. cit., s. 61.

[61] Ch. Hitchens, op. cit., s. 15.

[62] Por. S. Zatwardnicki, Katolicki pomocnik towarzyski, czyli jak pojedynkować się z ateistą, Warszawa 2012, s. 40 (cały rozdział „O Bogu urojonym Dawkinsa” – s. 40−45).

[63] J. Ratzinger (Benedykt XVI), Jezus z Nazaretu, cz. 1: Od chrztu w Jordanie do Przemienienia, tłum. W. Szymona, Kraków 2007, s. 6.

[64] Por. J. Ratzinger, P. Seewald, Bóg i świat. Wiara i życie w dzisiejszych czasach. Z kardynałem Josephem Ratzingerem Benedyktem XVI rozmawia Peter Seewald, tłum. G. Sowinski, Kraków 2005, s. 187.

[65] J. Ratzinger, W drodze do Jezusa Chrystusa, tłum. J. Merecki, Kraków 2004, s. 63.

[66] Por.: ibidem, s. 63−65; J. Ratzinger (Benedykt XVI), Kościół. Wspólnota w drodze, tłum. D. Chodyniecki, Kielce 2009, s. 9−13.

[67] R. Dawkins, op. cit., s. 58.

[68] Por. C.S. Lewis, Chrześcijaństwo po prostu, tłum. P. Szymczak, Poznań 2002, s. 61.

[69] R. Dawkins, op. cit., s. 137.

[70] Ibidem, s. 143.

[71] Por. Ch. Hitchens, op. cit., s. 118.

[72] Ibidem, s. 132.

[73] Teksty niniejszy oraz następny powstały z rozwinięcia artykułu opublikowanego wcześniej – por. S. Zatwardnicki, Karykatura Dawkinsa. Bluźniercze urojenia naukowca, „Egzorcysta” (2013) nr 3, s. 48–53.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama