O Harrym Potterze i Narni
Nikt nie mógł wyjść żywy ze spotkania ze złem. Voldemort - uosobienie wszelkiego zła, którego nawet imienia nie wypowiadano używając synonimu Sam-Wiesz-Kto, nienawidził wszystkich i wszystkiego. Najbardziej Harrego Pottera. I tylko Harry Potter, chłopiec czarodziej, bohater książek J. K. Rowling był nieosiągalny dla Vodemorta. Był nieosiągalny dla Złego?
Przyczyna jego nieosiągalności dla zła była związana z miłością. Voldemort zabił rodziców Harrego, kiedy ten był jeszcze niemowlęciem. Ale matka Harrego oddała swe życie z miłości do synka. Jej miłość pozostawiła na Harrym trwały ślad, była jego osłoną. Voldemort nie mógł zrozumieć miłości, czuł do niej wstręt, nie mógł więc dotknąć chłopca. W spotkaniu z Harrym tracił swą moc, a dotknięcie skóry Harrego pociągało za sobą poparzenie.
Zastanawiające jest, że w społeczności czarodziejów, do której należał Harry i która była tak dumna ze swej zdolności do magii nigdy wcześniej się to prawdopodobnie nie zdarzyło. Tylko Harry Potter miał tę niezwykłą moc i ochronę, jaką daje miłość tak wielka, że aż gotowa życie oddać za drugiego. W świecie ludzi całkiem niemagicznych, o których książki J.K. Rowling mówią tak niechętnie zdarza się to częściej.
Baśnie zawsze wiedzą najlepiej. Cuda i czary są tam na porządku dziennym. Przeważają czary. W opowieściach o Harrym Potterze cudów prawie nie ma. Wszędzie pełno czarów: drzwi otwierają się po wypowiedzeniu zaklęcia, stoły zastawiają się jedzeniem na klaśnięcie dyrektora szkoły, a bójki uczniów polegają często na znajomości zaklęcia, dzięki któremu sznury same skrępują przeciwnika. Sens nauki polega na znajomości zaklęć. Znajomość zaklęć i różnych technik przemieniania rzeczywistości, aby było tak, jak chcą tego bohaterowie.
To cała znajomość świata. Świat zamknięty został w kilkudziesięciu, może w kilkuset tajemniczo brzmiących słowach. Kilka lat nauki w szkole i można je wszystkie poznać. Życie jest proste w świecie magii.
Ale są inne baśnie. "Opowieści z Narni" C.S. Lewisa pełne są cudów. Czary czyni w Narni tylko ten kto jest zły, a więc Biała Czarownica. To ona spowodowała, że Narnię pokrył wieczny lód i ona zniewoliła Edmunda zaczarowanym ptasim mleczkiem. Lew Aslan czyni cuda, tzn. uwalnia od czarów. Jest pewna przejmująca scena w opowieści pt. "Podróż Wędrowca do Świtu". Eustachy - zarozumiały, arogancki chłopiec, który myśli tylko o sobie, został przemieniony w smoka. Tak bardzo to przeżył, że dokonała się w nim pewna wewnętrzna przemiana. Jest teraz dobry, ale jest tylko smokiem. Aslan zaprasza go więc do wykąpania się w czystej wodzie ze źródła. Najpierw jednak każe się Eustachemu rozebrać. Eustachy zdrapuje łuski i usiłuje zrzucić z siebie skórę smoka tak jak węże czasem zrzucają swoją. Ale po zrzuceniu jednej skóry szybko odkrywa, że pod spodem ma jeszcze drugą równie okropną, a pod nią jeszcze jedną... W końcu zaczyna rozumieć, że sam nie da rady się rozebrać. Pozwala Aslanowi podejść i wbić pazury tak głęboko, że sięgają prawie samego serca Eustachego. Ból jest wielki, ale po chwili Eustachy staje się z powrotem chłopcem i może pływać w czystej wodzie ze źródła. Czar zniknął.
My, ludzie całkiem niemagiczni, to właśnie nazywamy cudem.
Są ludzie, którzy wierzą, że uratuje ich tylko cud, ale tak się modlą jakby prosili o czary. Może każdemu z nas choć raz w życiu to się zdarzyło. Wcale nie z miłości do magii, ale z niewiedzy, z niezrozumienia, ze zmęczenia.
Magia jest łatwiejsza niż cud. Łatwiej związać człowiekowi nogi magicznym zaklęciem (jak w książkach z Harrym Potterem), zahipnotyzować, użyć różnych technik manipulacji emocjami, zadziałać siłą (jak to się często dzieje w naszym rzeczywistym świecie) niż przemienić jego serce. Cud jest zawsze związany z przemianą serca, magia tego nie potrzebuje. Łatwiej też wymyślić jakieś nieprawdopodobne wyjaśnienie dla rzeczywistości niż poszukać prawdy.
Czasem zdarza się, że wpatrujemy się w jakiś problem w nas, w jakiś grzech w naszym życiu, jak zaczarowani. Nie umiemy go przezwyciężyć i nie jesteśmy w stanie robić niczego sensownego. Wpatrujemy się i już. Nasze życie staje wtedy w miejscu. Zachowujemy się jakby ktoś nałożył na nas pęta, wymierzył w nas magiczną różdżkę i wypowiedział zaklęcie. Bywa, że trwa to całymi latami. Zmieniają się pory roku, upadają imperia, obok przechodzą ludzie tak wolni, że zazdrość bierze, a my ich nawet nie widzimy trwając w czarodziejskim uścisku.
Całkiem inaczej działa łaska. Nasza wrażliwość pod jej wpływem wzrasta. Tak wiele się wtedy zdarza w naszym życiu, co dzień coś nowego. Widzimy tak dużo, a słabości, które nam dokuczają nie niszczą nas, idziemy do przodu coraz szybciej, biegniemy, jesteśmy wolni.
Bo grzech ma coś z magii, a łaska jest cudem.
ELA KONDERAK
opr. ab/ab