Refleksja nad Pasją, iluzją i rzeczywistością
Słowa mają to do siebie, że chcą wydostać się na zewnątrz. Dudnią w środku człowieka. Domagają się wyjścia przez mowę, lecz gdy wyjdą cichną i powoli umierają po spełnionej misji, albo... śpią. Może wynika to z ich natury. To dziwne... jedne ukrywamy choć, gdyby miały gardło wrzeszczałyby dość głośno. Tak głośno, by ci co maja usłyszeć, z pewnością łapaliby każde słowo niczym motyle do siatki. Inne siedzą cichutko, jak mysz pod miotłą, lub mała zatrwożona dziewczynka zerkająca zza rogu z ciekawą tajemnicą. Którymi chcę się posłużyć?
Może tymi drugimi, właściwie, gdybym mógł ich nie używać, to bym to zrobił, bo zależy mi na doskonałym odbiciu tego, co czuję. Jednak wszyscy jesteśmy na nie skazani na powietrze słów. Spróbuję więc użyć cichych liter, by opowiedzieć o moich uczuciach po projekcji filmu Pasja w reżyserii Mela Gibsona. Opowieść fabuły wydaje się być zbędna, ponieważ jest dobrze znana, powstała w oparciu o Ewangelie, a dokładnie dotyczy ostatnich godzin Jezusa. Szata filmu bardzo realistyczna i stworzona iście mistycznie i perfekcyjnie. Oryginalne języki czasów Chrystusa, którymi posługują się aktorzy, dekoracja, stylistyka, muzyka, wszystko - wspaniałe- tak jak powinno zadowolić widza. Lecz nie o tym chcę pisać, bo nie jestem krytykiem filmowym. Podzielę się po cichu, na ucho, tak, jak ktoś, kto przyszedł do kina, usiadł w kącie wielkiej sali filmowej, zdjął kurtkę i po prostu chciał zobaczyć Jego - Jezusa , o którym czytał, studiował, do Którego modlił się i tęsknił. Chciałem w tej ponad dwugodzinnej projekcji przeżyć misterium i... udało się. To, co mnie zatrzymało w tym filmie , to dziwne ubóstwo w słowa, w dialogi. Teraz myślę, że to dobrze. To, co oglądałem nie było przegadane, zaśmiecone pustymi dźwiękami- bełkotem, jak większość amerykańskich produkcji. Tu trwała ciągła mowa ciała , gesty, twarze, które same wypowiadały najistotniejsze. Jeszcze teraz czuję ciarki na sobie jak wracam do sceny spotkania Maryi z Synem podczas dramatycznej drogi na Golgotę, po kolejnym upadku. Widzę Jej silny wzrok, który podnosi ukochane Dziecko z kamienistej drogi i właśnie w tym spotkaniu jest tyle milczących liter, sylab, słów, zdań przelewanych w tunelu miłości idź Synu idź...
Inaczej patrzę na Judasza (trochę mi go szkoda) przez jego rozpacz zdradzonej przyjaźni i przerażającą pustkę, w którą wszedł tak, jakby wyjścia nie było. Taki trochę współczesny, przez swoje decyzje i samotność. Jeżeli ktoś zobaczył w nim siebie to znaczy, że odszukał swój problem. Mam nadzieję, że zostawi sznur i pomysł na jedyne pseudowyjście pod uschłym drzewem. Wierzę w to.
Gdy wypowiadam słowa credo: umęczon pod Ponckim Piłatem , brzmi to już wreszcie znajomo. Osoba Piłata była jak dotąd dla mnie niema, pusta, może pejoratywna. Nie wiem. Ale teraz widzę człowieka dylematu, poważnego dylematu. Ja czy On każdy ruch jest fiaskiem albo, albo. Choć mamy dobro w sercu to, co jest przeznaczone, spełnia się, nawet ratowane przez nas. Iluż ludzi dylematów? Ile przemyśleń nad wyborami, trafionych, nie trafionych, a rzecz zbawienia człowieka, czyż nie dzieje się przez jego wybór?
Nie chcę zapomnieć o Apostołach. Jest ich niewielu, ale to nie znaczy, że są poboczni. Nie, chyba właśnie o to chodziło. Trwają w trwodze bezsilności, osamotnienia, chaosu. Odseparowani od Niego, od Mistrza rękami szalonego tłumu - a to zapowiedź świata, który będzie nienawidził tych, którzy są z Prawdy.
Próbuję sobie przypomnieć twarz Piotra, lecz w pamięci pozostają mi jedynie jego łzy. Nie. To raczej szloch, z którym przybiega do Maryi, po zdradzie jak dziecko, tak właśnie tak , jak dziecko przeprasza matkę, że już więcej nie będzie taki zły i ..... i płacze.
Jan ma twarz niezmienną, taki sam. Zawsze kocha. Idzie za Tą, która pokazuje mu prawdziwe kochanie, nie opuszcza ją, nie zostawia nawet na krok, jakby bał się, że zostając sam, może przestać oddychać tylko sercem, a to nieprawda. Janie nie możesz nie miłować, stworzony jesteś do miłości. Jedynej. Inaczej nie było by ciebie. Widzu w ciemnej sali kinowej nie możesz... nie było by ciebie!
Ta kobieca sylwetka przy Matce to Maria Magdalena. Pozostanie obok niej , do końca. Nie wiem, czy po to aby ją wspierać, czy żeby być wspierana. Dotyka stóp Chrystusa, delikatnie zmywa krew z posadzki kaźni, zatapia tam samą siebie w Jego krwi. I staje się nowa. Urodzona już od teraz dla piękniejszego życia, dla Niego. To dalszy etap ucznia, który poznał wieczność. Nowy człowiek każdy chciały być nowy, bo nowy znaczy lepszy dzięki Niemu.
Galeria osób zamyka się. Gasną światła. Nie chcę szukać dalej twarzy, kolejnej twarzy. Zamykam oczy i słyszę muzykę, która pomaga mi wypełnić przestrzeń świadomości. Boję się moich poszukiwań osób. Może dlatego, że natrafię na nieczytelną twarz a to, będę ja. Przecieram zmęczone oczy. Trochę głębszy oddech. Świadomie nie opisuje Bohatera, nie chcę nic popsuć. Nie da się opowiedzieć Jezusa. Jest za trudny, za ludzki, za Boski. Tak myślę. Może błąd? Czułby się pewnie raczej w modlitwie, niż w pisaniu. Słowa też mogą coś oszpecić, okłamać. Mogą na przykład pełnić rolę dekoracji, doskonałego kamuflażu lub tła. A ja, chciałem znaleźć pomost między tym, co było a tym, co jest. Wychodzę z kina. Jest jasno. Przecież to nie noc, to dzień dziwny dzień... Idę do domu i nie chcę rozmawiać, chciałbym pomilczeć, pomyśleć. Jest zielone, przechodzę przez ulicę. Mijam ludzi, domy, mijam dwudziesty pierwszy wiek. Czy coś się zmieniło? We mnie? W innych? Chciałbym. Strefa myśli to za mało. Iluzja, która denerwuje rzeczywistość. Nie można tak kłamać. To za dużo kosztuje i kradnie szczęście. Może jutro podejmę decyzję przemiany tego, co w mojej głowie szlachetne, dobre co Prawdą w egzystencję (poza głową ). Boję się jednak, że wszystko skończy się na słowie kiedyś . Choć starałem się być naprawdę widzem, to takie trudne: wyjść, zabrać kurtkę i zacząć jak dotąd żyć w ulicach miasta, pracując, ucząc się, chodząc na spacery i robiąc zakupy. W końcu, oglądałem Ewangelię! A teraz tęsknię, bo jakże prościej by było znając Go osobiście wierzyć i słuchać dokonać wyboru.
Oglądałem film, ale tu nie chodzi o film...
opr. mg/mg