Braterstwo

Braterstwo nie czyni wierzących bardziej naiwnymi, przeciwnie - ono sprawia, że stajemy się bardziej przenikliwi i dalekowzroczni

„Braterstwo nie czyni wierzących bardziej naiwnymi, przeciwnie — ono sprawia, że stajemy się bardziej przenikliwi i dalekowzroczni”. Andrea Riccardi

 

Kościół ma wychodzić poza siebie. Ma wychodzić na peryferie, jakiekolwiek by one były, ale wychodzić” — te znane słowa papieża Franciszka przywołuję na początku nie bez powodu. Wcześniej Benedykt XVI napisał, że Kościół ze swej istoty jest obszarem otwartym. Tę myśl powtarza też metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz w tym numerze Niedzieli, mówiąc: „Kościół jest posłany do wszystkich”. Do wszystkich...

W tych wypowiedziach znajduję jeden wspólny mianownik: otwartość... Kościół jest otwarty na świat — tak jak onegdaj Apostołowie, którzy w dniu zesłania Ducha Świętego wyszli z Wieczernika z przesłaniem Dobrej Nowiny i ruszyli przed siebie, do wszystkich ludzi. Wiem, wiem — ktoś powie, że to prawda aż nazbyt oczywista. A jednak moim — i nie tylko moim — zdaniem, jesteśmy obecnie nazbyt często skupieni wyłącznie na utrzymaniu swojego prywatnego, wspólnotowego czy też parafialnego dobrostanu, co sprawia, że zaczyna nam brakować wrażliwości na potrzeby innych.

Przypominam sobie sytuację sprzed 10 lat, która mocno utkwiła mi w pamięci: pewna pani głośno wyraziła swoje oburzenie, kiedy usłyszała w kościele apel o pomoc dla Japonii zniszczonej na skutek trzęsienia ziemi i tsunami. Zginęło wtedy ponad 15 tys. ludzi. To była największa katastrofa naturalna w Japonii od 140 lat. Caritas uruchomiła, jak zawsze w takich sytuacjach, program wsparcia dla poszkodowanych Japończyków. „To przecież tak bogaty kraj, sami sobie poradzą! — wołała poirytowana. — Dlaczego my, biedni Polacy, mamy im pomagać?”. Zamurowało mnie. Jej reakcja tak mnie zaskoczyła, że nie byłem w stanie wypowiedzieć słowa. Mam nadzieję, że niewielu z czytających te słowa podziela rozumowanie tej kobiety. Mam nadzieję, bo taka postawa jest głęboko niechrześcijańska. Chrześcijanie mają pomagać tym, którzy tej pomocy naprawdę potrzebują. A nawet więcej — nie chodzi tylko o niesienie pomocy, liczą się jeszcze: braterstwo, solidarność, współczucie, wrażliwość na sytuację drugiego człowieka. A to są synonimy otwartości, o której mówią papież Franciszek, Benedykt XVI i kard. Nycz.

Braterstwo, lecz nie to deklaratywne, a realne, konkretne, jest wyraźnym znakiem wiary w Chrystusa. Jest jednym z najważniejszych obszarów, w którym powinno się rozgrywać chrześcijańskie życie. Tak pojmowane braterstwo wyraźnie wpłynęło na naszą cywilizację. Od wieków Pismo Święte i Tradycja pokazują nam, że Kościół uważał się za bratnią wspólnotę. Bratnią! W 170 r. biskup Koryntu Dionizy napisał do chrześcijan w Rzymie: „Macie piękny zwyczaj na różne sposoby czynić dobro braciom, przesyłając pomoc wielu kościołom we wszystkich miastach. W ten sposób przynosicie ulgę biedakom i przesyłaną pomocą wspieracie braci”.

Czy w naszych czasach postawa miłosiernego Samarytanina staje się przestarzała? Niepraktykowana w świecie zdominowanym przez skomplikowane prawa i wszechobecny indywidualizm? Czy powszechnie znane braterstwo chrześcijan obejmuje obecnie jedynie członków własnej wspólnoty, czy może dotyczy także innych ludzi? Nie tylko znajomych, sąsiadów i przyjaciół, ale i nieprzyjaciół, obcych — np. Japończyków, Syryjczyków i Afgańczyków? Zwłaszcza ci ostatni stają się dziś wołaniem do sumienia świata. Wyrzutem sumienia dla nas wszystkich, bezpiecznych w swoich zasobnych domach. Codziennie oglądamy przerażające sceny, dowiadujemy się o kolejnych ofiarach i coraz pewniejsza staje się obawa, że ten dramat szybko się nie skończy.

Dlatego niedziela 5 września jest dniem solidarności z Afgańczykami. Arcybiskup Stanisław Gądecki, przewodniczący KEP, zwrócił się do nas z apelem o modlitwę i pomoc materialną dla cierpiącego Afganistanu, „ufając, że kolejny raz Polacy pokażą swoje dobre i szlachetne serca”. A ja jestem ciekawy reakcji tej pani — o której już wspomniałem — gdy usłyszy w kościele kolejny apel. Być może zareaguje podobnie i powie: dlaczego mam pomagać muzułmanom!? Niech im pomogą bogaci szejkowie! Mogę mieć tylko nadzieję, że jej pojmowanie miłości bliźniego nie jest powszechne, że Polacy doskonale rozumieją, iż chrześcijanie nie odgradzają się murami od tych, którzy nie są chrześcijanami, bo słowa „brat”, „siostra” oznaczają, iż jesteśmy wielką rodziną dzieci Bożych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama