Zjazd gnieźnieński to dobra okazja, aby zapytać o stan polskiego chrześcijaństwa. Czy deklaracje pokrywają się z rzeczywistością?
Uczestnicy zjazdu gnieźnieńskiego „będą pragnęli przeżyć rachunek sumienia polskiego chrześcijaństwa”. Sporządziłem zestawienie „rozrachunkowych” tematów, które wydają mi się ważne.
Zjazd gnieźnieński, międzynarodowy kongres, będący unikalnym w naszych realiach połączeniem refleksji intelektualnej, modlitwy i dyskusji wyznawców różnych wyznań i religii, za każdym razem przynosi zarówno prelegentom, jak i słuchaczom moc wrażeń, myśli, inspiracji. Tegoroczny temat: „Europa nowych początków. Wyzwalająca moc chrześcijaństwa” zachęca jednak do tego, by — zanim jeszcze poznamy wnioski ze zjazdowych debat i treść końcowego przesłania — przyjrzeć się sytuacji Kościoła w Polsce i Europie. Okoliczność jest bowiem szczególna: tegoroczne spotkanie można potraktować jako uwerturę do głównych obchodów 1050. rocznicy chrztu Polski.
Zbigniew Nosowski, jeden z głównych „programatorów” zjazdu, pisał niedawno w „Przewodniku Katolickim”, że uczestnicy tego zgromadzenia „będą pragnęli przeżyć rachunek sumienia polskiego chrześcijaństwa, powrócić do źródeł chrztu i doświadczyć wyzwalającej mocy Ewangelii”. Sporządziłem więc, na swój własny użytek, zestawienie „rozrachunkowych” tematów, wątków, wyzwań, które wydają mi się ważne.
Przede wszystkim: niezbędny jest w Polsce rachunek sumienia z Soboru Watykańskiego II. Jak powtarzał setki razy jego jedyny audytor zza żelaznej kurtyny prof. Stefan Swieżawski, Kościół Soboru to Kościół wspólnotowy, służebny, otwarty. Nie jest on wspólnotą sukcesu w ziemskim znaczeniu. Pełne świątynie, seminaria i tłumy na uroczystościach nie mogą być kryteriami jego jakości. Jedynym kryterium musi pozostawać autentyczna wierność Ewangelii i praktykowanie jej stylu na co dzień. Tak jak czynił to Karol Wojtyła, który pozostawał dla otoczenia wiarygodnym świadkiem Chrystusa. Był „stuprocentowym” chrześcijaninem, a jednocześnie — jako świecki, ksiądz, biskup, kardynał i papież — człowiekiem otwartym na spotkania z myślącymi inaczej. Ufał świeckim i słuchał ich.
Podejście duchowieństwa do ludzi świeckich wymaga bardziej partnerskich relacji. Tymczasem wielu księży, przyzwyczajonych do „zarządzania” Kościołem w czasach komunistycznych, obawia się dopuszczenia do głosu laikatu. Ale wina za nadmierne „sklerykalizowanie” polskiego Kościoła leży także po stronie świeckich, którzy z niepotrzebną nadgorliwością przerzucają na duchownych odpowiedzialność za wszystko, co dzieje się w parafii. W ilu z nich działają rady parafialne z prawdziwego zdarzenia?
Statystyki są bezwzględne: ponad 74 proc. Polaków akceptuje współżycie seksualne przed ślubem, 77 proc. za dopuszczalne uznaje stosowanie środków antykoncepcyjnych.
Może przerażać liczba małżeństw niesakramentalnych i związków bez żadnego kształtu formalnego (ale za to, nierzadko, z dziećmi). Niepokoi także kwestionowanie zasad etycznych dotyczących moralności seksualnej i wyraźna tendencja społeczeństwa do kierowania się w tym względzie przede wszystkim własną oceną, a nie nauką Kościoła. Co np. zrobić z faktem, że już na początku „dekady wolności”, a więc we wczesnych latach 90. jedynie 15 proc. maturzystów akceptowało nauczanie Kościoła na temat środków antykoncepcyjnych? Wybitny socjolog religii ks. prof. Janusz Mariański z KUL mówi jasno: „Odchylenia od tradycyjnej moralności seksualnej są tak znaczne, że można mówić o swoistej rewolucji obyczajowej, a nawet moralnej”. Udzielanie (właściwym językiem) konkretnych odpowiedzi na pytania młodzieży o miłość, małżeństwo, prokreację, rodzinę; gruntowna zmiana w programach i realizacji kursów przedmałżeńskich; towarzyszenie małżeństwom na różnych etapach ich życia — oto kolejne wielkie wyzwanie stojące przed całą wspólnotą wiernych w naszym kraju.
W soborowej konstytucji Lumen gentium napisano, że Kościół ma być niejako sakramentem jedności rodzaju ludzkiego. Głos kościelnych autorytetów, ale i zwykłych księży winien być głosem ponad wszelkimi podziałami partyjnymi. Konieczny jest spokojny, szczery namysł nad tymi wszystkimi słowami czy zrachowaniami, które mogły wskazywać na polityczne „ciążenie” Kościoła w kierunku konkretnych partii, na pokusy politycznych afiliacji, na bardziej czy mniej zawoalowane próby wspierania konkretnych partii, osób, środowisk. To oczywiste, że ryzyko, jakie ponosi tu Kościół, jest bardzo wysokie: utrata wizerunku depozytariusza wartości wiecznych. To zadanie spoczywa na Kościele od zawsze, ale dziś w dobie wypłukiwania przez ten świat wartości duchowych, jest ważniejsze może niż kiedykolwiek dotąd. Autorytet Kościoła jest wielkim skarbem. Nie wolno poświęcać go dla doraźnych celów, szczytnie nawet wyglądających.
Groźna dla przyszłości chrześcijaństwa może być niechęć i agresja, które pojawiają się we wzajemnych relacjach katolików. Czy to normalne, że w wolnej Polsce nie zdarzyło się, by do wspólnej debaty usiedli przedstawiciele wszystkich środowisk katolickich — od „Tygodnika Powszechnego” po Radio Maryja? Jak uleczyć tę chorobę?
Usypiająca jest wizja Polaków jako „najbardziej wierzącego narodu w Europie”. Omawiając niedawne badania Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, jeden z socjologów wskazywał, że w Polsce nie mamy „odchrześcijanienia”, ale można mówić o zjawisku „odkościelnienia”. Obecny proces transformacji religijnej i kościelnej charakteryzuje postawa: „Wierzę, ale nie przynależę”, a więc wiara, ale często bez konsekwencji. Warto pytać: czy i na ile jest to spowodowane wzmagającym się w Europie klimatem laicyzowania kultury, na ile zaś niedomaganiem Kościoła w naszym kraju, który nie potrafi znaleźć na tę chorobę ducha właściwego remedium?
Świat przemieniali święci, a nie mentorzy. Kościół winien „rodzić” i wychowywać żywych świadków postaw ewangelicznych: troski o ubogich, odrzuconych, cierpiących i wykluczonych — w każdej parafii i wspólnocie. A także poza wspólnotami, pamiętając o wszystkich religijnie „bezdomnych”. Bo do wszystkich posyła Pan swoich apostołów. Ten ewangeliczny program pomocy bliźniemu w jego potrzebach cielesnych i duchowych doskonale realizuje na co dzień Caritas Polska i jej diecezjalne i parafialne „oddziały”. Chcąc pozostać wiarygodnym głosicielem Ewangelii, Kościół musi ze szczególną żarliwością dbać o najuboższych tego świata. Ale Kościół to wszyscy wierni, a więc i każdy z nich.
Ważne jest pytanie o język. Nie może być — a bywa w ustach niektórych przedstawicieli Kościoła w Polsce — nazbyt hermetyczny, sztywny, „zakodowany”, emocjonalny. To nie jest język rozmowy z człowiekiem, który szuka, stawia pytania, ma wątpliwości, może też nie bywa w kościele zbyt często. O tym, jak ważna to kwestia, pokazała debata nad in vitro, która, na szczęście, przeszła wyraźną metamorfozę. Ostatecznie dowiodła, iż przypomnienie twardych pryncypiów moralnych można połączyć z taktem, empatią a nawet serdecznością.
Istotna jest kwestia obecności Kościoła w kulturze: jako uczestnika i promotora artystycznych zdarzeń, ale też wnikliwego obserwatora kultury w szerszym sensie. — Istnieje wyraźna dysproporcja pomiędzy dużym bogactwem duchowym a bezradnością jego wyrażenia w sztuce — wskazywał przed laty ks. prof. Michał Janocha, historyk sztuki z UKSW, dziś biskup. Problemem jest też wszechobecny kicz religijnej sztuki plastycznej, poziom nowej architektury sakralnej i wystrój świątyń, muzyka towarzysząca liturgii, poziom wielu publikacji książkowych.
Dla przyszłości chrześcijaństwa w Polsce wielkie znaczenie będzie mieć praktyczny wymiar dialogu ekumenicznego, a więc wspólne — tam, gdzie tylko to możliwe — stanowisko wobec głównych bolączek współczesności.
I wreszcie: konieczny wydaje mi się szczery namysł nad tym, skąd właściwie wzięło się w naszym kraju zakłopotanie papieżem Franciszkiem. Konieczny, bo to i głowa Kościoła i osoba, którą niedługo witać będziemy w Polsce. Tymczasem przez znaczącą część katolickiej opinii jest nierozumiany, odbierany z nieufnością, a bywa, że i otwarcie kontestowany. A więc: czy to Franciszek błądzi, czy też my mamy kłopot ze zrozumieniem litery i ducha Ewangelii?
Polska dysponuje wielkim potencjałem chrześcijańskiej duchowości. To oczywiste: widać to na co dzień, w różnych dziedzinach. Nie wolno jednak przymykać oczu na problemy i wyzwania. Trzeba głośno o nich mówić, spróbować znaleźć rozwiązanie i starać się wcielić w życie, nie ulegając przy tym pokusie przesadnej wiary we własne, jedynie ludzkie siły. Trzeba to zrobić w imię odpowiedzialności za Kościół w Polsce. Ale nie tylko. Jeśli bowiem tutejsi chrześcijanie będą prawdziwymi świadkami Ewangelii, ich nadzieje na nastanie nowej ery Starego Kontynentu staną się jak najbardziej uzasadnione. Ale, jak na razie, zacznijmy od siebie.
opr. mg/mg