Suzdal - perła architektury sakralnej
Teofil Gautier, XIX-wieczny pisarz, doradzał wyjazd do Hiszpanii w środku upalnego lata, bo miało to pomóc zrozumieć istotę tego kraju. Z tego samego powodu radził wybierać się do Rosji podczas najsroższej zimy.
Tę intrygującą radę zachowałem w pamięci, kiedy znalazłem się w Rosji w ostatniej dekadzie stycznia. Były to czasy dawne, kiedy nikt jeszcze nie przypuszczał, że zbudowane na fałszywej ideologii imperium ulegnie procesowi rozpadu w sposób tak nagły i spektakularny. Przebywałem wtedy w Suzdalu, 200 kilometrów na wschód od Moskwy. Zimowe dni były krótkie. Pamiętam dzień, kiedy ani jedna chmurka nie pojawiła się na błękicie nieba. Trzaskający mróz skuł na kość hałdy śniegu na wysokość człowieka. Sam jeden spacerowałem w śnieżnych wąwozach przetorowanych konnym zaprzęgiem. W zagrodach nawet psy nie obszczekiwały obcego, skulone w budach. Z kominów drewnianych domów o koronkowych obramieniach okien i drzwi ciężko sunęły pióropusze dymu. Wszędzie czuło się swąd palonego drewna brzozowego. Jakaś starowina czerpała drewnianym kubłem wodę z przerębli na rzece Kamience. I nagle zaskoczył mnie zachód słońca. Stałem oniemiały na wysokiej skarpie przy ceglanym murze monasteru Spaso-Jewfimijewskiego, mając przed sobą rozpalone do czerwoności kopuły cerkwi, które jeszcze przed chwilą mieniły się złotem.
To niewielkie miasto, położone na bezkresnej równinie, ma kilkadziesiąt cerkwi i monasterów, co plasuje je w rzędzie miejscowości najbardziej nasyconych zabytkami na świecie. A każda cerkiew zwieńczona jest kopułami w kształcie cebuli, rycerskich hełmów lub elektrycznych płomyków, w różnej liczbie: dwiema, trzema, a najchętniej pięcioma. Różnej wielkości kopuły, jedne malowane na zielono, inne na niebiesko ze złotymi gwiazdami, jeszcze inne całe wyzłocone, osadzono na bębnach, cienkich i wysokich niczym gęsie szyje. Każdy klasztor ma wieżę na dzwony, niekiedy nawet dwie, a narożniki ich murów obronnych wzmocniono bastionami zadaszonymi w stożek. A ponieważ każdą kopułę zdobi złoty krzyż, Suzdal jawi się jako miasto tysiąca krzyży. Niestety, kiedy tak spacerowałem owej zimy przed laty, tylko jedną cerkiew znalazłem otwartą dla kultu. W środku modliło się kilkanaście osób, a były to wiejskie kobiety, aż do ziemi okutane narzutami w barwne kwiaty.
Najcenniejsze pod względem architektury kościoły zamieniono na muzea - korzyść z tego przynajmniej ta, że uratowano od zniszczenia ich bezcenne freski. Inne dalej bezpańsko niszczały. Dziś szczęśliwie jest już inaczej. Suzdal otrzymał status perły architektury sakralnej. Jego piękne kościoły, wprawdzie nie wszystkie, znów otwarto dla kultu. Religię próbowano zniszczyć przez dziesięciolecia metodycznej ateizacji, ale wiary z serca człowieka nie da się wydrzeć do końca.
Wiara ludu ruskiego i rosyjskiego. To już ponad tysiąc lat! Suzdal posiada sakralną ciągłość od wczesnego średniowiecza. Najstarsze obiekty zgrupowane są na miejscu dawnego kremla, czyli w osadzie książęcej wzniesionej na lekkim wzgórzu w zakolu Kamienki, bo ta toczy swe wody po równinie meandrami. W XI wieku, czyli krótko po przyjęciu chrześcijaństwa, stanął przy książęcym palatium pierwszy kościół, jeszcze drewniany, który w następnym stuleciu Włodzimierz Monomach zastąpił soborem z kamienia, poświęconym Zaśnięciu Matki Boskiej. A i ten poddano w późniejszych wiekach licznym przeróbkom, zmieniając nie tylko jego bryłę, ale i dedykację na sobór Narodzenia Matki Boskiej - Rożdżestwieński. I stoi on do dziś, dostojny, piękny, harmonijny, jakże bizantyński, wzorowany na wspaniałym soborze z pobliskiego Włodzimierza.
Z Konstantynopola szło chrześcijaństwo na Ruś, najpierw przez Kijów, by rozejść się po bezkresnych równinach. Ale co ciekawe, ta średniowieczna Ruś czerpała inspirację artystyczną z innych jeszcze ośrodków, nie tylko znad Bosforu, skąd wzięła doktrynę i obrządek. W zdobnictwie kamiennym, głównie XII-wiecznym, można dopatrzyć się wpływów nawet zza Kaukazu, docierających z tamtego, armeńskiego przeżywania chrześcijaństwa. W kamiennych fryzach widać skandynawskie plecionki, występujące powszechnie na kamieniach runicznych, jeszcze przedchrześcijańskich. Nie zauważyłem natomiast wpływów zachodnich, romanizmu francuskiego lub niemieckiego, który poza Polskę, jak widać, już nie sięgał dalej na wschód. Czyżby na tak wczesnym etapie rozłamu w Kościele istniała już nieprzekraczalna bariera kulturowa pomiędzy chrześcijaństwem zachodnim i wschodnim, rzymskim i konstantynopolitańskim?
Najazd Mongołów i podbój Rusi w XIII wieku zahamował na długo rozwój chrześcijaństwa w tym kraju, a jeśli tak, to i odcisnął głębokie piętno na całej kulturze ludu ruskiego, a w późniejszych wiekach i rosyjskiego. Jakiż to lament, jaka skarga snuła się niczym gęsta mgła nad tą krainą równin. Kronikarz zapisał: Pan zesłał na nas lud bezlitosny, lud dziki, lud, który nie szczędził ani młodej piękności dziewic, ani bezsilności starców, ani młodości dzieci, ponieważ ściągnęliśmy na siebie gniew Boży. Kościoły Boże są w ruinie, święte kielichy splamione, święte przybytki sprofanowane; kapłani stali się ofiarami miecza, a ciała czcigodnych mnichów zostały rzucone na pastwę ptakom. Krew naszych ojców i braci, niby obfitą wodą, zrosiła ziemię. A nasze pola pokryły się trawą.
Wiele wskazuje na to, że po XIII wieku już nie odzyskała Ruś dostojeństwa i lekkości w architekturze swych świątyń. Przeciwnie, śródziemnomorska zwiewność, jeśli w ogóle była, przepadła na zawsze, a w to miejsce pojawiła się w budownictwie surowość i powaga krain północy. Budowane lawinowo monastery w stuleciach XVI, XVII i XVIII to potężne twierdze, bo w Rosji zamków nie było. Przysadziste, krępe są ponure w swej masywności. W okresie caratu niektóre pełniły rolę miejsc przymusowego odosobnienia, a w okresie komunizmu w ich murach trzymano więźniów politycznych i zamykano jeńców wojennych, w tym także polskich. Historia zatoczyła koło.
opr. ab/ab