Wartość postu dla zdrowia duszy i ciała

Dlaczego starożytni autorzy przykładali wielką wagę do relacji z pożywieniem i tak uważnie przyglądali się niegodnej myśli obżarstwa? Dlaczego było ono uważane za grzech główny?

W dzisiejszym, „płynnym” kontekście społecznym, naszpikowanym sprzecznościami i często bez określonych i powszechnie podzielanych parametrów etycznych, niełatwo jest porywać się na refleksję wokół niektórych aspektów, które ukształtowały duchową tradycję chrześcijaństwa, a obecnie wydają się zanikać lub ulegać marginalizacji, także w katechezie i homiletyce. Dość wspomnieć takie tematy jak walka duchowa czy asceza. Co więcej, odczuwamy pewien dyskomfort proponując współczesnym wiernym rozważanie tych właśnie aspektów doświadczenia duchowego, bowiem wymagają one języka, który z pewnością znacznie odbiega od specyficznego klimatu duchowego przenikającego wiele obszarów naszego aktualnego kontekstu eklezjalnego. Skąd ten dyskomfort? Skąd nieufność wobec podobnych tematów? Czy we współczesnym nurcie entuzjastycznego i nieco ideologicznego chrześcijaństwa jest jeszcze przestrzeń dla „udramatyzowanej” wizji życia duchowego?

Wartość postu dla zdrowia duszy i ciała

Należy przede wszystkim pamiętać, że także w przeżyciu wierzących daje się odczuć percepcja egzystencji jako przejawu doznań bezpośrednich i dających zadowolenie, odrzucających wszelkie formy poświęcenia niezbędnego do kształtowania ludzkiej i duchowej struktury. W konsekwencji, odczuwa się pewną niechęć czy wręcz awersję wobec zdyscyplinowanego i ascetycznego świata naznaczonego uciążliwym woluntaryzmem, który charakteryzował przez długie lata środowisko życia wielu osób duchownych, a także świeckich. Zasady dyscypliny czy ascezy jawią się raczej jako suma samonarzuconych, represyjnych ograniczeń, niż jako droga dojrzewania czy wyzwolenia. Taki sposób relacji z własnym ciałem, z otaczającymi nas przedmiotami, z samym Bogiem, jest postrzegany jako rodzaj odstręczającego masochizmu, kontrastującego z radosną logiką Ewangelii. Owa awersja, chociaż wypływa z dwuznacznego i powierzchownego rozumienia ascetycznego wymiaru życia chrześcijańskiego, jest bez wątpienia gorzkim rezultatem odchyleń w tym środowisku, które zraniły i wypaczyły życie wielu ludzi, powodując odrzucenie tego wszystkiego, co ma posmak ascezy czy dyscypliny.

Zwróćmy ponadto uwagę, przede wszystkim w kontekście społecznym zeświecczonej Europy, na stopniową utratę wartości niektórych relacji zachodzących pomiędzy duchowym wymiarem człowieka a jego sferą cielesną. Przyczyny tego rozdźwięku są wielorakie i złożone. Znaczny wpływ wywiera z pewnością panujący hedonizm, przenikający rozmaite płaszczyzny codziennej egzystencji ludzi, determinując ich relacje, styl życia, itp. To wszystko sprawia, że pewne obszary „profanum” są już całkowicie oderwane od sfery duchowej, sami chrześcijanie cierpią z powodu tej dychotomii i z trudem dostrzegają relację, która przebiega pomiędzy wymiarem cielesnym a życiem podług Ducha. Korzeni tego oderwania należy szukać w dążeniu do autonomicznej relacji z własnym „ja”: dzisiaj mówi się o samorealizacji jako o czymś absolutnym, stwarzając w ten sposób wrażenie pewnej hipertrofii (przerostu) owego „ja”.

Utrata związku pomiędzy wymiarem cielesnym i duchowym ludzkiej egzystencji doprowadziła, w sposób nieunikniony, do zatracenia pewnych tradycyjnych i związanych z doświadczeniem chrześcijańskim aspektów dyscyplinarnej i liturgicznej praktyki Kościoła, jak post i czuwanie. Jeżeli są one obecne, to i tak pozostają oddzielone od sfery duchowej i osobistej, przyjmując prawie zawsze orientację horyzontalną, opartą o wymiar społeczny. To osłabienie jest w pewnym sensie bardzo poważne, ponieważ przekreśla wizję wiary „wcielonej”, obejmującej całość życia ludzkiego. W tej materii znacząca jest następująca refleksja kardynała J. Ratzingera na temat postu i dziewictwa: „Pościć oznacza akceptować istotny składnik życia chrześcijańskiego. Należy bowiem w pełni doceniać także cielesny aspekt wiary: powstrzymywanie się od posiłku jest tego przejawem. Sfera zachowań seksualnych i posilanie się są elementami centralnymi strony fizycznej człowieka. W dobie dzisiejszej zanika zrozumienie dla czystości i postu, jest to skutek niezrozumienia przez wierzących właściwego ukierunkowania eschatologicznego, czyli życia wiecznego. Być czystym, dziewiczym, powstrzymywać się okresowo od posiłków, to znaczy zaświadczać, że istnieje życie wieczne, że jest już wśród nas: «Przemija bowiem postać tego świata» (1Kor 7,31). Bez czystości i bez postu Kościół nie jest już Kościołem w sensie nadprzyrodzonym, ale ogranicza się do wymiaru czysto ziemskiego. Dlatego powinniśmy brać przykład z braci prawosławnych, z tych wielkich nauczycieli – także dzisiaj – autentycznego ascetyzmu chrześcijańskiego”.

W świetle powyższych rozważań emblematyczne wydają się reperkusje rozziewu pomiędzy duchowym i cielesnym wymiarem w tym szczególnym, a zarazem powszechnym obszarze życia ludzkiego, jakim jest odżywianie się. Można by zwyczajnie stwierdzić, że dzisiaj stosunek do jedzenia jest całkowicie oddzielony od sfery duchowej. Żyjemy w społeczeństwie, które chętnie składa ofiary na ołtarzu bożka konsumpcjonizmu i marnotrawstwa, zaś z drugiej strony ogarnięte jest obsesją otyłości, diety, dbałości o linię. A przecież na drugim biegunie tego świata, wręcz dławiącego się jedzeniem, jest ogromna część ludzkości cierpiącej głód, pozbawionej podstawowych środków do życia, grzebiącej w odpadkach wytwarzanych przez bogate społeczeństwa. Właśnie obserwując rozmaite aspekty naszego stosunku do jedzenia dostrzegamy wiele w nich sprzeczności. Z jednej strony, jest coś w rodzaju ubóstwienia jedzenia, objawiającego się w różnych formach. Podejście takie sprawia, że jedzenie zmienia się w rzeczywistość niezwykle pochłaniającą człowieka (wystarczy wspomnieć o jakości i częstotliwości reklam produktów spożywczych). Z drugiej strony, daje się odczuć pewna obawa wobec jedzenia: zagraża ono estetyce ciała, zmusza do marnowania czasu (stąd lokale typu fast food), powoduje problemy zdrowotne. Ostrożność wobec nadmiaru jedzenia pozostaje, tak czy inaczej, w ścisłym związku ze zdrowiem, nie zaś ze stylem życia, który taki nadmiar może powodować. W ciekawej książce na temat obżarstwa Francesca Rigotti nakreśla surowy obraz naszego społeczeństwa w kontekście jedzenia:

„Z tego zjawiska wyłania się nasze społeczeństwo, prześladowane widmem jedzenia w miejsce widma głodu, i związanymi z tym sprzecznościami: zbyt dużo jedzenia i pojawia się otyłość, dolegliwości fizyczne, nadwaga, diety, terapie, ćwiczenia mające prowadzić do pozbycia się tłuszczu; zbyt mało jedzenia, i pojawia się anoreksja, dolegliwości fizyczne, niedowaga, diety, terapie, ćwiczenia mające prowadzić do nabrania ciała. Poszukujemy jedzenia naturalnego, i znów obsesja autentyczności, slow food, produktów biologicznych czy ekologicznych, kuchni makrobiotycznej… A wszystko to z pozorami intelektualnego uświęcenia przez słowo drukowane (książki kucharskie zapełniają półki każdej księgarni)…”.

Rezultatem tych sprzeczności jest brak równowagi wynikający z relacji wobec jedzenia, który objawia się w sposób emblematyczny poprzez dwa rodzaje patologii jakimi są bulimia i anoreksja. Te dwie krańcowe postawy wobec pożywienia sprawiają, iż zmienia się ono w nośnik destrukcji człowieka.

Mogłoby się wydawać, że oto najprościej zaproponować nową refleksję na temat nawyków żywieniowych, tak aby pomóc w odzyskaniu właściwego stosunku do jedzenia. Lecz w rzeczywistości nie jest to takie proste. Niełatwo jest zaproponować dzisiaj refleksję na temat pasji jedzenia jako namiętności negatywnej, jako grzechu czy myśli nieczystej. Taki dyskurs jest niepopularny, a nawet dwuznaczny, właśnie ze względu na rozdźwięk pomiędzy sferą cielesną i sferą duchową, o którym wspomnieliśmy na wstępie. Zresztą, w powszechnym rozumieniu trudno o negatywną ocenę folgowania podniebieniu, traktowanego raczej jako wyraz doceniania dobrodziejstw kuchni i radości życia. Czyż nie ma, w Ewangelii właśnie, optymistycznej wizji jedzenia? Wyswobodziliśmy się z dualizmu uznającego niektóre potrawy za czyste, zaś inne za nieczyste. „Któż jeszcze – zauważa z humorem badacz duchowości wschodniej I. Hausherr – ma jakieś skrupuły spowodowane łakomstwem? Może jeszcze dociera do nas, że powinniśmy się czerwienić, kiedy naszemu obżarstwu towarzyszy egoizm wobec bardziej potrzebujących bliźnich. Ale jakimż egoizmem jest kosztowanie doskonałych potraw? Obżartuch może mieć dobre serce i umieć je okazać kiedy trzeba. Omnis pinguis bonus, czyli «Każdy grubas jest poczciwy»”. Zatem, jeśli nawet jedzenie może być nośnikiem chorób, to jakże widzieć w nim nośnik niegodziwości?

Nie takie było myślenie Ojców Kościoła i dawnych mnichów. Śledząc ich refleksje na temat jedzenia i przede wszystkim ich sposób relacji z jedzeniem, pierwszą naszą reakcją jest zakłopotanie czy wręcz odrzucenie postaw zbyt radykalnych. Wydaje się, że dla tamtych zakonników jedzenie, jeśli nie jest czymś wręcz negatywnym, to jest co najmniej uciążliwe: wprawdzie nie można całkowicie go wyeliminować, lecz z pewnością należy sprowadzić je do minimum. Nie wydaje się, by mogło być wyrazem radości czy nawet zwyczajnie czymś ludzkim, przeciwnie, rodzi smutek i sprowadza niebezpieczeństwo, stając się tym samym uprzywilejowanym polem bitwy w ascetycznej walce prowadzonej przez mnicha. Czytając dawne reguły klasztorne czy traktaty duchowe, widzimy jak dla „pierwszych mnichów przyjmowanie pożywienia było jedną z ulubionych dziedzin praktykowania ascetyzmu. Pozbawiając się przez jakiś czas pożywienia (posty) lub wykluczając z diety pewne jego rodzaje bardziej wartościowe czy delikatne (abstynencja żywieniowa) czy też dodając do pożywienia popiół lub inne niemiłe substancje, mieli setki sposobów na to, żeby się umartwiać” . Tak czy inaczej, owa asceza dotycząca pożywienia świadczy dobitnie o chęci podporządkowania zdrowia ciała zdrowiu ducha, bowiem celem, do którego dawni mnisi dążyli, było pokonanie rozmaitych namiętności (w tym wypadku dogadzania podniebieniu) poprzez dominację nad ciałem i jego pożądliwościami.

Ponadto należy zauważyć, że język dawnych autorów monastycznych i tradycji patrystycznej w zakresie ascezy, jest często niejednoznaczny, nie zawsze w jasny sposób nawiązuje do wzorców biblijnych, czerpiąc raczej z pogańskiego kontekstu kulturowego i filozoficznego. Czytając literaturę hagiograficzną, jesteśmy pod wrażeniem walecznych czynów ascezy czyniących z zakonnika bardziej stoickiego bohatera aniżeli pokornego ucznia Ewangelii. Podejrzliwe i nieco dualistyczne spojrzenie na czynnik cielesny pociąga za sobą ryzyko przekształcenia ascezy w praktykę samoukarania, podkreślając jedynie jej aspekt umartwiający. To wszystko wpłynęło na sposób praktykowania ascezy cielesnej i na jej zawartość. W pewnych środowiskach religijnych i w niektórych epokach asceza przekształciła się stopniowo w praktykę będącą celem samym w sobie, zmierzającą do osiągnięcia panowania nad sobą, do czegoś w rodzaju samokontroli ciała, bez autentycznej i pozytywnej relacji z wymiarem agape. W istocie bowiem, jeżeli brak głębokiego związku z człowiekiem jako całością, z jego dojrzewaniem do wolności i zdolności miłowania Chrystusa (to właśnie jest prawdziwy cel ascezy i duchowej walki), każda asceza traci swój walor, co więcej, staje się ograniczająca, wręcz aberracyjna i antyewangeliczna. I to jest ryzyko, na jakie narażona była w ciągu wieków także asceza chrześcijańska. Jeżeli dzisiaj mamy do czynienia z utratą czy choćby negatywną reakcją na ten aspekt życia duchowego, to spowodowały to także owe odchylenia, jakich doznała praktyka ascezy.

Po tych wyjaśnieniach na temat niejednoznaczności języka dotyczącego omawianej dziedziny pozostają wszak otwarte inne pytania: dlaczego dawni autorzy monastyczni przykładali taką wagę do relacji z pożywieniem i tak uważnie przyglądali się niegodnej myśli obżarstwa? Dlaczego było ono uważane za grzech główny? Jakie relacje zachodzą pomiędzy zbytnim dogadzaniem podniebieniu a życiem według Ducha, pomiędzy obżarstwem a relacją z Bogiem? Jakie elementy, według mistrzów duchowych pierwszych mnichów, wchodzą w grę w dynamice grzechu łakomstwa? Jakie głębokie znaczenia niesie ze sobą symbolika związana z jedzeniem? I, wreszcie, czy rozmaite sprzeczności i chorobliwe rozchwianie, jakie odnotowujemy w tej dziedzinie, mogą być zdiagnozowane i leczone podług pism i rad udzielanych przez dawnych zakonników? Spróbujemy udzielić odpowiedzi na te pytania, przede wszystkim odwołując się do tekstów monachizmu wschodniego, próbując uchwycić autentyczną perspektywę, w jakiej należy na nowo odczytać relację z jedzeniem i jej związek z życiem duchowym, w szczególności z „owocem Ducha” (Ga 5,22).

Wartość postu dla zdrowia duszy i ciała

Jest to fragment książki:

Wartość postu dla zdrowia duszy i ciała. Poradnik

Wydawnictwo Bratni Zew
ISBN: 978-83-7485-218-0

Poszczenie jest piękne i dobrze wpływa na zdrowie!
Książka ta sięgając do skarbca tradycji chrześcijańskiej proponuje racjonalne odżywianie się.
Dlaczego starożytni autorzy przykładali wielką wagę do relacji z pożywieniem i tak uważnie przyglądali się niegodnej myśli obżarstwa? Dlaczego było ono uważane za grzech główny? Jakie relacje zachodzą pomiędzy zbytnim dogadzaniem podniebieniu a życiem według Ducha Świętego, pomiędzy obżarstwem a relacją z Bogiem? Jakie elementy, według mistrzów duchowych pierwszych mnichów, wchodzą w grę w dynamice grzechu łakomstwa? Jakie głębokie znaczenia niesie ze sobą symbolika związana z jedzeniem? Czy rozmaite sprzeczności i chorobliwe rozchwianie, jakie odnotowujemy w tej dziedzinie, mogą być zdiagnozowane i leczone podług pism i rad udzielanych przez dawnych zakonników?
Niniejsza książka odpowiadając na takie i inne pytania pozwala zachować harmonię między duszą i ciałem.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama