W osobie ks. Feliksa dotykałem tajemnicy obecności Boga w drugim człowieku. On oddychał Bogiem, zawierzeniem, zaufaniem...
Dziękuję Panu Bogu, że postawił na mojej drodze tego wyjątkowego Kapłana, którego uważam za świętego i o którym nie umiem mówić w czasie przeszłym!
W osobie ks. Feliksa dotykałem tajemnicy obecności Boga w drugim człowieku. On oddychał Bogiem, zawierzeniem, zaufaniem. I nie miało znaczenia, czy był przy ołtarzu, czy płynęliśmy łódką, śpiewaliśmy przy ognisku, czy rozmawialiśmy przy kawie pod chmurką. Ks. Feliks zawsze promieniował Bożym światłem, które było owocem jego życia Bogiem. Nigdy nie zaobserwowałem, żeby męczył się miłością do Boga i człowieka czy posługą kapłańską.
Często widziałem go z różańcem, brewiarzem i blaszaną walizeczką, w której trzymał paramenty liturgiczne. Ks. Feliks miał „słabość” do modlitwy. Miałem wrażenie, że modlił się nieustannie. Proponował różaniec w samochodzie i na łódce, nawet przez sen głośno odmawiał Koronkę… i „odprawiał” Mszę świętą. Nieraz, gdy brat furtian próbował połączyć mnie z ks. Feliksem, okazywało się, że jest w kaplicy. Na kilka dni przed narodzinami dla nieba opowiadał mi o jednym świętym, który podobno miał tak wielkie pragnienie Eucharystii, że aż chciał wsadzić głowę do tabernakulum. Odniosłem wrażenie, że ks. Feliks miał podobne pragnienie… On po prostu nie umiał żyć bez Boga. Jednocześnie mocno stąpał po ziemi, zawsze był z ludźmi i dla ludzi. Wiem, że dziękował Bogu za wszystkich, których spotkał na drodze kapłaństwa, bo jak przyznał: „Oni kształtowali jego posługę duszpasterską”.
Ks. Feliks zawsze pytał nowo poznanych o imię i zapamiętywał je. Kiedyś spytałem, dlaczego tak robi – odpowiedział: „Bo każda miłość ma imię, a pamięć to kolor miłości”. Miałem wrażenie, że każdego wokół siebie zauważał – od najmłodszych dzieci, o których mawiał, że są jak poziomki, aż po najstarsze. Swoim stylem bycia sprawiał, że miało się przekonanie, że jest się dla niego ważnym, potrzebnym, bliskim, a on tylko służył i za wszystko dziękował. Myślę, że słowo DZIĘKUJĘ to drugie imię ks. Feliksa. Pamiętam, jak na naszym weselu, gdy już opuszczał przyjęcie, zamiast do wyjścia skierował się do kuchni i podziękował paniom kucharkom. W ostatnim liście do Rodziny Rodzin napisał: „Z upływem lat – a 4 lipca tego roku skończyłem 81 – wiem, że jedno się należy – WDZIĘCZNOŚĆ”. Księże Feliksie, dziękujemy Ci za Twoją obecność i świadectwo życia; za Twoje zawierzenie Bogu przez Maryję; za Twoje apostolstwo Bożego Miłosierdzia i za to, że umiałeś żyć na Jego nitce; za nałożenie szkaplerza; za to, że tak jak Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński kochałeś Polskę bardziej niż własne serce; że karmiłeś nas tym, czym sam żyłeś; że znałeś nas wszystkich po imieniu; że wstawiałeś się za nas u Boga; że stawiałeś nam wymagania i jasno mówiłeś, że grzech to dziadostwo i choroba duszy; że umiałeś wydobywać z nas dobro mimo różnych trudów; że swoim życiem potwierdziłeś, że „miłość to owoc, który dojrzewa w każdym czasie”… i za Twoją modlitwę na kilka godzin przed przyjściem Pana: „Daj mi życie wieczne, amen… daj mi życie wieczne, amen… Mamo… Mamo…”. Jezu, ufam Tobie!
opr. ac/ac