Czeka nas pontyfikat prostych i wymownych gestów? Czas pokaże
Decyzję o rezygnacji Benedykta XVI przyjąłem z wielkim zaskoczeniem i niedowierzaniem. Po policzku popłynęły mi łzy, których nie potrafiłem powstrzymać. Poczułem się strasznie osamotniony, osierocony. Przecież to mój papież, mój kościół któremu oddałem swoje życie. I nagle w jednej chwili wszystko runęło. Wystarczyło kilka zdań Benedykta XVI, w których publicznie wyznał, że nie ma już siły do pełnienia misji powierzonej mu przez Pana.
Tak, to koniec pontyfikatu, to rzeczywiście ostatnie dni Papieża Ratzingera, a w głowie tysiące pytań i kotłujących się myśli! Krótko mówiąc: totalny szok, istny kosmos! Zresztą co tu dużo mówić, wiadomość ta spadła na wszystkich – by użyć słów kard. A. Sodano – jak grom z jasnego nieba. Przyznam, że w pierwszej chwili kompletnie nie rozumiałem tego co się stało. Ale w tym odczuciu nie byłem bynajmniej odosobniony. Zaszklone oczy kardynałów, ich zasmucone miny i łamiący się głos nie wymagały komentarza. Wszyscy poczuliśmy się dziwnie, nieswojo, co nie znaczy, że oszukani czy wyprowadzeni na manowce. A mimo to w sercu zagościł dziwny niepokój, na usta zaś cisnęły się pytania: co dalej? Co z Kościołem? Co z nami? Co z papiestwem? Kto będzie kolejnym następcą św. Piotra?
Dzisiaj, po upływie już kilku tygodni od tamtych wydarzeń, mogę szczerze wyznać, że pytania te stały się jakimś przyczynkiem do głębokiej i merytorycznej dyskusji o Kościele: jego problemach, wyzwaniach i przyszłości. Piękne to było doświadczenie. I chyba unikatowe?! Mam na myśli liczne rozmowy nie tylko w kręgach watykańskich czy stricte kościelnych (zaznaczam, że te z księżmi studentami w Papieskim Kolegium Polskim zapadły mi głęboko w pamięć)! Rzymianie jakby się przebudzili, jakby wstąpiły w nich nowe siły, nowy duch (Duch Święty?). Nagle sklepikarze, kelnerzy, taksówkarze, niemal wszyscy zaczęli dyskutować o papiestwie i o przyszłości kościoła. A ja zrozumiałem wówczas jak ważna jest osoba papieża dla Wiecznego Miasta i jego mieszkańców. Powiem więcej! Rzym tamtych dni zatopiony był w głębokiej i szczerej modlitwie, której cudownym zwieńczeniem była Msza św. celebrowana we wtorek 12 marca, w dniu inauguracji conclave przez kard. Angelo Sodano, przewodniczącego Kolegium Kardynalskiego. Niemal namacalnie czułem asystencję Ducha Świętego, który jak się później przekonaliśmy wieje kędy chce i nadal prowadzi Kościół. Tą subtelną, a zarazem rzeczywistą obecność Ducha mogłem doświadczyć już nieco wcześniej. Podczas ostatnich spotkań z wiernymi, Benedykt XVI spoglądając na rzesze wierzących, wielokrotnie powtarzał, że widzi żywy Kościół. Mówił, że Kościół nie jest czyjąś prywatną własnością, bo należy przecież do Chrystusa. To piękne, mocne i dające nadzieję słowa, prawda? Kościół żyje mocą działającego w nim Ducha. W ostatnie dni pontyfikatu Benedykta XVI, na własne oczy zobaczyłem rozmodlone i rozentuzjazmowane tłumy na Placu św. Piotra w Rzymie. Czy to znaczy, że Kościół się przebudził? Czy to wierzący się ocknęli? Nie znam dokładnej odpowiedzi na te pytania. Wiem tylko jedno, że w kontekście co dopiero przeżywanych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, doświadczenie Kościoła tamtych dni, było dla mnie przedsmakiem prawdziwej paschalnej radości, autentycznym spotkaniem z Panem Zmartwychwstałym. I za to żywe doświadczenie wspólnoty dziękuję Bogu oraz moim braciom i siostrom!
Kiedy po skończonych kongregacjach kardynalskich rozpoczęło się conclave, w Rzymie od kilku już dni panowała paskudna pogoda. Było zimno, deszczowo i wietrznie. Nie przeszkadzało to jednak wiernym, oczekującym na Placu św. Piotra na wybór nowego papieża. Byłem tam również i ja, chociaż przeczuwałem, że szanse na pozytywny wynik podczas pierwszego głosowania są marne. Przyznaję szczerze, że do tamtej pory nie śmiałbym przypuszczać, że kilkugodzinne wpatrywanie się w „normalny” komin zamontowany na dachu Kaplicy Sykstyńskiej może być tak ekscytujące. Byłem raczej przyzwyczajony do widoku wiernych wpatrujących się w okna Pałacu Apostolskiego w oczekiwaniu na Ojca Świętego przed Modlitwą Anioł Pański lub Regina coeli. Tym razem było inaczej: główną rolę odgrywał komin i dym. I wielotysięczny tłum. W napięcie i oczekiwaniu. W skupieniu i modlitwie. Jak owce nie mające pasterza. Ale kiedy usłyszą słowa habemus papam?
Doczekaliśmy się. Było to nazajutrz, 13 marca w środę. Na zegarkach wybiła 19.06. Wówczas razem ze stojącym obok mnie księdzem z niedającą opisać się euforią wykrzyknęliśmy: eccola, fumata bianca! Mamy nowego papieża! Wszyscy zaczęliśmy skakać z radości i przesuwać się coraz bliżej Bazyliki św. Piotra. Deszcz ustał. Zrobiło się jakby jaśniej. Z każdą kolejną minutą zbliżaliśmy się do poznania nowego namiestnika Chrystusa. Dreszcze przeszły po moim ciele, kiedy ktoś z wiernych zaintonował „Salve Regina”. Ta modlitwa była naszą wdzięcznością za dar nowego papieża. Śpiewaliśmy ją kilka a może i kilkanaście razy. Zjednoczeni duchowo. Po łacinie. Nagle ktoś krzyknął: Evviva Papa! Zamyśliłem się. Jakby zamarłem. Słuszne jest zawołanie: niech żyje papież, jeśli nie wiadomo kogo wybrali kardynałowie? Ależ tak, przecież najważniejsze, że już nie jesteśmy osieroceni! Mamy „w końcu” papieża!
Pierwsze słowa i gesty Ojca Świętego Franciszka były niezwykle proste. Ujął nas tym i zdobył serca wiernych. Oczarował swoją osobą! A wszystko zaczęło się od zwyczajnego pozdrowienia: fratelli e sorelle, buona sera. A potem wspólna modlitwa za emerytowanego biskupa Rzymu, Benedykta XVI. Zapewne z szacunku i wdzięczności.
Czeka nas zatem pontyfikat prostych i wymownych gestów? Czas pokaże. Ale już dzisiaj mówi się we Włoszech o zjawisku tzw. franciszkomanii, polegającej na zauważeniu przez wierzących (nierzadko bardzo oddalonych od Kościoła) stylu w jakim nowy papież rozpoczął pontyfikat. Przejawem tego są kolejki do sakramentu pokuty i pojednania i ustne deklaracje, że po wielu latach zaniedbań w sprawach wiary, nasi bracia i siostry w wierze, zainspirowani postawą Franciszka, pragną powrócić na łono Kościoła. Przykładów można by tu mnożyć. Osobiście znam ich wiele. Ale może warto poszukać ich we własnym życiu? Zachęcam do tego czytelników i sympatyków portalu Opoka. Na koniec franciszkańskie pozdrowienie: pax et bonum Wam wszystkim.
opr. aś/aś