Dzień Boga Ojca przypada "codziennie" - Boże Ojcostwo jest czymś, co stanowi ostateczny wzorzec wszelkiego ojcostwa i objawia człowiekowi prawdę o nim samym
Dzień Ojca, źródło: Wikimedia Commons
Nie tylko Syn staje się człowiekiem, ale również Ojciec „wciela” się — w ojca ziemskiego.
W relacji z małym dzieckiem odsłania się i zarazem wymyka być może najwyraźniej. Tajemnica ojcostwa. W każdej tajemnicy skrywa się coś wielkiego, rzeczy banalne nie znają tajemnic. Ojciec ziemski jest dla dziecka Ojcem niebieskim; w ten sposób nie tylko Syn staje się człowiekiem, ale również Ojciec „wciela” się, sporo oczywiście przy tym ryzykując, ale takie są reguły miłości.
Ojciec ziemski broni się oczywiście przed tym „wcieleniem”, bo w ogóle ludzie bronią się przed Bogiem niebezpiecznie uczłowieczonym. Dlatego ojciec próbuje kazań o Ojcu, opowiada dziecku o Bożej miłości, reakcją na tę nieudaną akcję jest jednak otwarta buźka dziecięcia, tak że jakoś spontanicznie ojciec przechodzi od „On cię kocha” do „Ja cię kocham”. Zmieszany jeszcze, ale w końcu się podda.
Bo gdyby nie — brnąć by musiał w pobożną ortodoksję, a to zraniłoby dziecko. Ono słyszy przecież niedobrą nowinę, jeśli tato zamiast wyznawać miłość — przypisuje ją jakiemuś obcemu tatusiowi, innemu mężczyźnie (tak, wiem, Bóg nie ma płci, powiedzcie to jednak dziecku). Bóg się nie gorszy tajemnicą takiego „wcielenia”; nie ma widocznie kompleksów na swoim punkcie, nie umniejsza Go wywyższenie człowieka. Przykładem krańcowym Maryja — „jakby wcielenie Ducha Świętego” (św. Maksymilian) — której wielkości do dziś boją się niektórzy niekatoliccy chrześcijanie. Ojcostwa boi się z kolei każdy ojciec, a jeszcze bardziej może niektóre matki.
Mówi się często — a powtarzanie zwykle prowadzi albo do zdogmatyzowania danej prawdy, albo do stworzenia stereotypu — o wpływie ojca ziemskiego na obraz Ojca niebieskiego, który wytwarza się u dziecka. Ostatecznym argumentem jest tu oczywiście psychologia, od której uroczystego czy zwykłego nauczania zależy wiara wielu chrześcijan. Jednak jeśli prawda wiary wyzwala, to psychologiczny pogląd poniekąd zniewala. Dziecko zostaje bowiem zdeterminowane.
A przecież wolno chyba założyć, że skoro Syn, który stał się człowiekiem, nie przestał być Bogiem, to również Ojciec „wcielony” w ojca ziemskiego nie przestaje wywierać swojego bosko-ojcowskiego wpływu z nieba. A zatem można oczekiwać, że tam, gdzie głoszony jest kerygmat z odpowiednim akcentem na punkt wyjścia — Bożą miłość — tam Ojciec da się poznać dziecku, które potrafi już pogodzić w swoim sercu i głowie obecność dwóch ojców.
Czy jednak Wcielenie, jeśli ma być prawdziwe, nie oznacza, że Bóg „zamieszkuje” w psychologii, od której, choć różny, to przecież nie może być rozdzielony? „Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera” — podwórkowa mądrość pozostaje w mocy, której podlega sam Bóg. Jeśli ryzykował — musi wypić, co naważył, i oddać kierownicę człowiekowi („Piłeś? Nie jedź!”). Ograniczony w swojej wszechmocy — wolnością człowieka; bezsilny w miłości, gdy tatusiowie nie umieją kochać. Jeśli nas to gorszy, to być może powtarzamy błąd Adama i Ewy, którzy wszechmoc Boga oddzielili od ojcowskiej miłości. A ta została, powtórzmy raz jeszcze, „wcielona”, a jeśli tak — to należy z inkarnacyjnej perspektywy odpowiadać na pytanie: wiara czy psychologia?
Natury Boska i ludzka w Chrystusie jednoczą się na zasadzie syntezy, a nie mieszania. Na ten sam wzór zbudowana jest — odkrył tę tajemnicę wszechświata przed potomnymi św. Maksym Wyznawca — struktura całej rzeczywistości. A zatem nie jedno albo drugie, ale i jedno, i drugie: psychologia i wiara, każde w zgodzie ze swoją naturą. W praktyce oznacza to chyba, że jeśli Ojciec ma przemówić do serca skrzywdzonego syna płci męskiej czy syna płci żeńskiej, to nie bezpośrednio, ale znów według algorytmu Bogoczłowieczego, a ściślej: Bogomężczyźnianego.
Potrzeba zatem męskich świadków, z których przepowiadania zrodzi się wiara, i którzy nie poprzestaną na głoszeniu, ale zajmą się potem tymi, których zrodzili Ojcu niebieskiemu. Będzie to poniekąd powrót do utraconego „raju” dzieciństwa. Ojciec z nieba przemówi do serca zranionego najpierw przez „usta” gestów ziemskich ojców duchowych. Choć lepiej byłoby napisać: duchowo-cielesnych, zważywszy że człowiek to nie sam duch, podobnie zresztą jak Bóg, który również ma ciało. Bogoczłowieczość Jezusa z Nazaretu zespala „nierozłącznie Boga z przeznaczeniem ludzi, a ludzi z przeznaczeniem Boga” (O.G. de Cardedal). Inaczej jeszcze: Ojciec wiąże się z synami, a synowie z Ojcem; bo przecież bracia Syna Bożego stają się synami Ojca.
Człowiek jest nie tylko stworzony przez Ojca, ale również „»zrodzony« (brak precyzyjnego słowa) z Serca Bożego tak, że staje się realnym, choć nie na sposób boski, Synem Bożym, dzieckiem Bożym” (Cz. Bartnik). Ojciec już jest podobny synowi, a syn upodabnia się do Ojca — w przyszłości wykapany łaska po łasce przebóstwienia Bóg, choć człowiek. Tajemnica człowieka-Boga nie jest przecież mniej głęboka od tajemnicy Boga-Człowieka. Nawet jeśli niektórzy chrześcijanie bronią się przed człowiekiem niebezpiecznie w ich mniemaniu „wbóstwionym”. Zamiast, jak dzieci, z otwartymi buźkami chłonąć Dobrą Nowinę, która wielkie robi „wrażenie, jak na myszy po wyjściu z nory” (J. Waldorff).
A co z tytułem niniejszego tekstu? Gdy Syn stał się człowiekiem, wieczność złączyła się już nierozdzielnie z czasem, choć dopiero w wieczności zrozumiemy, co to oznacza. W każdym razie na pewno wolno przyjąć, że jeśli Bóg Ojciec żyje poza czasem, to Jego Dzień przypada w czasie codziennie, stąd również o ojcach ziemskich można chyba przypomnieć sobie w zwykłą sobotę, „dwudziestego kilkiego” września, na parę dni przed tzw. „Dniem Chłopaka”, który oby przeszedł ojcowską inicjację pomyślnie. Tak sobie, kończąc Wiechem, „karkuluję”, a gdybym chciał ponadto ponarzekać, przypomniałbym sobie i Państwu o płci katechetów i psychologów. „Przepraszam za pardą”: katechetek i psycholożek!
Sławomir Zatwardnicki
opr. mg/mg