Taizé - Pielgrzymka Zaufania przez Ziemię

O Europejskim Spotkaniu Młodych w Paryżu (2002)

Taizé - na dźwięk tej nazwy większość chrześcijan reaguje pozytywnie. Ale co to tak naprawdę jest? Jest to mała miejscowość we Francji, w której żyje wspólnota założona przez brata Rogera. Co roku organizuje ona Europejskie Spotkania Młodych w jakimś większym mieście Europy. W 2002 roku miejscem zjazdu wspólnoty było piękne miejsce nad Sekwaną — mianowicie Paryż. Chociaż spotkanie trwało zaledwie 7 dni, to przygotowania do niego rozpoczęły się wiele miesięcy wcześniej. Cotygodniowe spotkania i rozważania w parafiach, refleksje, modlitwa — chętnych do wyjazdu było tak wielu, że część młodych ludzi została wpisana na tzw. listę rezerwową. Organizatorzy Spotkania spodziewali się dużej liczby pielgrzymów i nie zawiedli się — do Paryża zawitało ponad 80 tys. wiernych, w tym około 28 tys. Polaków.

Wszystkie zajęcia były rozplanowane wręcz w najdrobniejszych szczegółach. Na początek młodzież podzielono na 3 grupy. Pierwszą z nich była grupa pracy, która do Paryża dotarła najwcześniej, aby przygotować przyjęcie autokarów z Polski oraz pomagać w wydawaniu posiłków bądź też w sprzątaniu sal. Kolejna z nich to grupa milczenia — modliła się w ciszy oraz medytowała wieczorami ze wszystkimi uczestnikami Spotkania. Najszybciej wypełniła się grupa śpiewu, która swój czas poświęcała oprawie muzycznej poszczególnych modlitw.

Po przyjeździe do Paryża każdy uczestnik Spotkania otrzymywał cały plik materiałów pomocniczych takich jak: mapa metra, list brata Rogera, teksty i nuty pieśni, bilet upoważniający do przejazdu autobusem, pociągiem i metrem, a także kartę na posiłki. Część pielgrzymów została przeniesiona do miejsc zbiorowego zakwaterowania — np. na salach gimnastycznych oraz w szkołach. Reszta udała się do francuskich rodzin. Niestety nie dla wszystkich chętnych znalazło się miejsce w Paryżu — niektórzy zostali ugoszczeni w miejscowościach oddalonych o 2 godziny jazdy pociągiem od centrum Paryża. Ci, którzy udali się do rodzin wiedzieli, iż nie są gośćmi hotelowymi, lecz pielgrzymami chcącymi spotkać się z Bogiem. Mimo to, większość rodzin pomagała swym gościom — przygotowywali wspólne śniadania oraz kolacje. Młodzież pomimo trudów podróży starała się pomóc gospodarzom niemalże w każdy sposób — uczynkiem lub dobrym słowem.

Generalnie, typowy dzień pielgrzyma wyglądał następująco: rano modlitwa w parafiach, a w południe i wieczorem modlitwa w halach Paris Expo. Na dowód tego, że przyjechała duża liczba chrześcijan z całej Europy, należy przytoczyć fakt, iż niemal każda z ogromnych wystawowych hal (przypominająca powierzchnią hipermarkety) była wypełniona prawie w całości. Oczywiście, życie przeciętnego pielgrzyma nie polegała tylko i wyłącznie na modlitwie — organizatorzy tak ustalali plan zajęć, iż każdy chętny mógł poświęcić czas na zwiedzanie Paryża. Zabytków było mnóstwo — Wieża Eiffla, katedra Notre Dame i Luwr — jednak pielgrzymi zdawali sobie sprawę, iż najważniejsze są spotkania z Bogiem. Oczywiście, aby nie popadać w hurraoptymizm i być obiektywnym należy dodać, iż wśród wiernych były takie osoby, które pojechały na możliwość spędzenia taniego Sylwestra w Paryżu. Całe szczęście część z nich w trakcie drogi zrozumiała, iż podróżuje z Kościołem, a nie za pośrednictwem biura turystycznego.

Na Spotkaniu wierni z całej Europy przeżywali coś niesamowitego — zagłębiali się w treść Słowa Bożego, głosili Imię Pana modląc się oraz śpiewając pieśni. Wszystko to działo się pod czujnym, acz opiekuńczym okiem brata Rogera, który modlił się wraz z pielgrzymami. Ponadto wyzwalał pozytywne emocje wśród wiernych, którzy go otaczali i robili mu zdjęcia, gdy ten opuszczał halę. Pieśni śpiewano w różnych językach, także po polsku. Dodatkowo Polacy byli uprzywilejowani, gdyż tłumaczenia słów braci ze wspólnoty słyszeli przez głośniki, podczas gdy inne nacje, takie jak Włosi, Hiszpanie czy Niemcy musiały używać radia. Polacy byli najliczniejszą grupą młodych, która zaszczyciła swą obecnością Paryż. Nawet jeśli ktoś nie umiał posługiwać się językiem angielskim bądź francuskim, nie stał na straconej pozycji, ponieważ zawsze mógł spróbować porozumieć się po... polsku. Właśnie ten język słyszało się na każdym kroku. W związku z tym niektórzy pielgrzymi początkowo czuli się jakby byli w Warszawie, a nie w Paryżu. W metrze przeważali Polacy, a na stacjach pojawiały się komunikaty typu: „Proszę odsunąć się od krawędzi peronu”. Podsumowując — potop polski zalał Francję.

Jednak to nie był koniec atrakcji dla naszych rodaków. W Sylwestra w jednej z hal Paris Expo odbyło się spotkanie Polaków, które składało się z trzech części: wprowadzenia, Mszy Świętej oraz refleksji w małych grupach. Uroczystość trwała ponad 3 godziny, ale tego dnia nikt nie żałował czasu na spotkanie z krajanami. Natomiast, gdy ksiądz prowadzący zanucił kolędę, Polaków ogarnęła istna euforia — wszyscy razem zaczęli śpiewać. To było coś niesamowitego — ponad 20 tys. ludzi śpiewa kolędę, robiąc przy tym taki huk, iż wydawało się, że hala Paris Expo rozsypie się! W końcu głos wiernych Polaków miał dojść aż do Boga...

Kolejnym punktem programu był Sylwester, w większości obchodzony na terenach małych parafii. O godzinie 23 rozpoczynała się wspólna modlitwa w intencji pokoju na świecie, która trwała aż do północy. Później rozpoczęła się zabawa. Przy okazji należy dodać, iż podczas świętowania nie był używany alkohol — chciano udowodnić, że bez używek można też się dobrze bawić. To była dobra chwila, aby poznać obyczaje innych narodów, bawić się razem z nimi, a także wspólnie wychwalać Pana.

Jednak oprócz spotkania Polaków w hali Paris Expo i spędzonego razem Sylwestra, narodową więź można było poczuć jeszcze w jednym miejscu — na Stade de France (Stadion Francji). Właśnie tam duża liczba Polaków sławiła dobre imię naszego kraju bez wszczynania burd czy zakłócania porządku. Po prostu nasza młodzież umie i wie jak się zachować, a co najważniejsze czyni to dając przykład innym nacjom. I to jest właśnie godne uwagi.

Przy okazji wyjazdu do Paryża miałem okazję przyjrzeć się francuskim kościołom i panującym tam zwyczajom. Niestety, wrażenie nie jest zbyt dobre — Msza Święta to jeden wielki show, gdzie wszyscy klaszczą, gestykulują i śpiewają dużo radosnych pieśni. Oczywiście, należy się radować, jednak ta radość wyznawana przez Francuzów jest daleka od oczekiwanej — Msza Święta nie jest ceremonią, a większość mieszkańców kraju nad Sekwaną ani razu nie klęczy nawet w czasie przeistoczenia, tym samym nie oddając należnej czci Bogu. Z kolei w zabytkowych kościołach (takich jak katedra Notre Dame) zachowana jest tradycyjna forma odprawiania nabożeństw. Tutaj jednak można napotkać konfesjonał wykonany z przezroczystego i dźwiękoszczelnego materiału — w środku znajduje się stół, po którego jednej stronie siada penitent, a po drugiej ksiądz. Na dodatek na oczy spowiadającego się pada silny strumień światła z lampy — to obrazek jak z posterunku milicji za czasów PRL. Jednak nie należy nikogo krytykować, co kraj to obyczaj.

Podsumowując, podróż autokarem dla większości pielgrzymów przebiegała spokojnie — brak poślizgów, korków drogowych czy gołoledzi. Białostoczanom taka „wycieczka” zajęła ponad 25 godzin, ale wierni z innych miast też mieli przed sobą długą drogę. Najważniejsze było to, iż młodzież dała świadectwo swojej wiary, sygnał do nawrócenia się i wyjścia z marazmu. Na tydzień zapomnieliśmy o codziennych troskach powierzając je Bogu w naszej modlitwie. Nie należy słuchać plotek — do wyjazdu nie skłoniła nas chęć zobaczenia Paryża, tylko możliwość spotkania się z Bogiem we wspólnocie. I to jest najważniejsze...

Z mojej strony chciałbym podziękować wszystkim osobom, które zaangażowały się w przygotowania do Spotkania, animatorom, mądrym księżom, kierowcom, którzy bezpiecznie dowozili pielgrzymów na miejsce oraz rodzinom — które niekiedy musiały zrezygnować z wolnego czasu, aby zająć się przybyszami.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama