Co ojciec Leon sądzi na temat medytacji? Czym się różni medytacja chrześcijańska od rozmaitych wschodnich "medytacji"? Czy tylko treścią, a może także metodą?
Liczba stron: 200
Wydanie: I, Kraków 2014
ISBN: 978-83-7354-544-1
Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec
Wśród wszystkich, którzy uznają wartości religijne, dostrzegają życie duchowe w człowieku, istnieje dzisiaj duży zwrot ku medytacji. Wszędzie tam, gdzie Kościół katolicki propaguje medytację, stwarza warunki umożliwiające zastanowienie się nad sensem życia, nad rozumieniem człowieka, Boga, tam zawsze są ludzie, którzy przychodzą, bo są łasi na tego rodzaju możliwości. Tak samo medytacja w innych religiach, zwłaszcza w buddyzmie, hinduizmie ze wszystkimi pokrewnymi im odłamami cieszą się, w pewnej grupie ludzi poszukujących, wielkim powodzeniem. Jednocześnie wśród zagrożeń duchowych — kadzidełka, czarna magia, satanizm, okultyzm i tak dalej — wymienia się nieraz jednym tchem też medytację. Dokładnie medytację transcendentną, tak to się nazywa. Trzeba się nad tym zastanowić i troszeczkę sprostować.
Jeśli ta medytacja wschodnia wyklucza całkowicie chrześcijański porządek wartości, osobowość człowieka i jego relację do osobowego Boga, podstawowe prawdy wiary katolickiej, to nie jest wskazana dla człowieka wierzącego. Taka, która prowadzi wyłącznie do samouspokojenia, samouwielbienia, jakiegoś roztopienia się we wszechświecie, którego człowiek jest cząstką.
Tu trzeba być bardzo, bardzo ostrożnym, bo wiemy, że w łonie filozofii religii Wschodu jest tak dużo kierunków, że kiedy się powie coś ot, tak, to można urazić wyznawców jakiejś opcji, ewentualnie przedstawić katolikom fałszywy obraz Wschodu z jego tendencjami religijno-filozoficznymi. Kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II wspomniał gdzieś w Indiach, w jak najbardziej dobrej wierze i nie chcąc nikogo obrazić, o ateizmie wyznawców buddyzmu, to wtedy przedstawiciele jednego odłamu tej religii bardzo się obrazili. Powiedzieli, że nie przyjdą na spotkanie z papieżem, bo nie są żadnymi ateistami. Mają tylko inną koncepcję Boga.
Co my powiemy na temat medytacji? Że zawsze była w Kościele katolickim. Z biegiem czasu przewagę zyskały modlitwy ustne, bardzo zresztą sensowne. Mam na myśli między innymi psalmy. Przecież to jest modlitwa wyrażająca prawie wszystkie stany duszy ludzkiej. Księga Psalmów jest czymś cudownym. Widziałem ludzi, także poza Kościołem, którzy z niej czerpią, korzystają. Wielki podręcznik psychologii człowieka i droga wskazująca, jakie w nim są emocje i stany. Ale są i inne modlitwy, całe modlitewki: litanie, nowenny i tak dalej, którymi ludzie się karmili, nawet święci się na nich wychowywali. Ale u człowieka niezbyt głębokiego takie odmawianie modlitw tylko dla odmawiania często powoduje spłycenie religijności i duchową słabość takiego człowieka w sytuacjach granicznych, jak to się dzisiaj mówi. A więc jest jeszcze medytacja i kontemplacja.
Można te nazwy używać najrozmaiciej. Kontemplacja w ścisłym tego słowa znaczeniu jest zastrzeżona tylko dla duszach mistyków i to jest dar, który Pan Bóg daje tylko niektórym. Natomiast kontemplacja rozumiana jako zadziwienie nad wielkością i różnością rzeczy, nad sensem rzeczywistości, to jak najbardziej jest dla wszystkich. Proszę bardzo.
Medytacja. Łacińskie „meditatio”, czyli rozważanie. To niekoniecznie musi być modlitwa — może być przygotowaniem do niej. Medytuję, zastanawiam się nad prawdami o człowieku, nad prawdami o Bogu, nad treściami objawionymi.
Rozmaite szkoły rozmaitych zakonów akceptują praktykowanie medytacji wschodniej, niektórzy absolutnie nie widzą w niej żadnych niebezpieczeństw, nawet tej transcendentnej. Inni znów uznają tylko katolicką i określają ściśle, na czym ma polegać. Święty Ignacy Loyola podawał dokładnie sposób na medytację. Pamiętam, odprawiałem takie medytacje ignacjańskie dokładnie według recepty św. Ignacego, który opisuje, że trzeba się przyglądać myślom, uczuciom, wyobrażeniom i tak dalej. Potem podjąć postanowienia, modlić się swoimi słowami i taka modlitwa na pewnym etapie ludziom o pewnej formacji, sposobie życia bardzo odpowiada.
Mówię zresztą, że wszystko jedno — medytacja, kontemplacja, rozważanie — módl się, jak chcesz, byle byś ten czas poświęcił w pewnym odizolowaniu się od pogoni świata, zatrzymał się i pobył z sobą i z Panem Bogiem. O św. Benedykcie tak pięknie powiedziano, że Habitavit secum — „zamieszkał ze sobą”. Być z sobą. A ponieważ, jak to nam przypomniał św. Jan Paweł II, człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa (por. Homilia na Placu Zwycięstwa, 1979 r., 3), to bycie z sobą będzie jednocześnie byciem z Chrystusem. Czy w Chrystusie, jak jest napisane w zakończeniu Kanonu Rzymskiego: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie Tobie, Boże Ojcze Wszechmogący, wszelka cześć i chwała”. Zatrzymanie się. Czerwone światło przed tabernakulum, gdzie trzeba przystanąć, i zielone światełko miłości w duszy.
I zasadnicza chyba różnica między medytacją chrześcijańską, a taką, która z chrześcijaństwem niewiele ma wspólnego poza samym skupieniem się. Co, jak widać, jest wspólne rozmaitym systemom religijnym. U nas kontemplacja, rozmyślanie, medytacja ma doprowadzić do lepszego poznania Jezusa Chrystusa. Łączenia się z Nim. Dar kontemplacji pochodzi z Jego łaski, odpowiednio wykorzystanej i moje „ja” nabiera blasku dopiero wtedy, kiedy złączy się z Chrystusem. Jak balonik, który jak nie jest napompowany to jest taką bezkształtną gumową „szmatką”. A jak się go napełni powietrzem, na przykład na odpuście, to wtedy dopiero ukazuje się w pełni kształt, jaki został mu nadany przez wytwórcę — czy to będzie kula, misio, walec, czy coś w tym rodzaju. Tak samo i człowiek. Dzięki kontemplacji człowiek natchniony Duchem, więc takim Bożym „Powietrzem”, zaczyna nabierać właściwych sobie kształtów. I w ten sposób dorasta się do pełni doskonałości w Chrystusie. Wobec tego, kiedy medytuje się poza Chrystusem, to jest tylko doskonalenie siebie. Ewentualnie jest to takie odcięcie się od rzeczywistości stworzonej, żeby znaleźć pokój poprzez roztopienie się we wszechświecie. Jakaś nirwana, moim zdaniem nie najlepsza. Nie analizuję tego. Proszę poszukać w tych, którzy specjalizują się w tym temacie albo popytać wyznawców tych religii. Ja tylko sygnalizuję pewne rzeczy przeciętnemu człowiekowi.
Więc nie rezygnujemy z medytacji. Każdy, kto może, często świeccy ludzie, do Tyńca przyjeżdża po to, by się skupić, pobyć trochę ze sobą, pomodlić się, popatrzeć, porozmawiać, pospacerować. To też jest ciekawe. A jakże wielu spośród nich duma sobie w Kościele, siedzi tam także poza wspólnymi rozmaitymi ćwiczeniami. I mówią, że wyjeżdżają mocniejsi. Zatrzymali się. Jakby orzeźwili się na swojej drodze i teraz bardziej pewnie kroczą dalej, wiedząc lepiej, o co chodzi.
Na pewno medytacja jest międzywyznaniowa. To jest coś bardzo ludzkiego, jest naturalną potrzebą. Z tym, że my, chrześcijanie, zawsze medytujemy w oparciu o Chrystusa i Jego łaskę. A inne religie próbują czerpać ze źródła tej mocy wewnętrznej, do której dostęp daje medytacja, sięgając albo do samych siebie, albo ewentualnie biorąc z energii świata, który ich otacza. A może jeśli będą dalej uczciwie szukali, to może się okazać, że ta energia pochodzi właśnie od Boga. I to Boga osobowego. I wtedy jest szansa, że spotkamy się kiedyś na tej drodze, w punkcie, o którym wie Pan Bóg. To będzie radość wielka. Spotkamy się u Stwórcy tego wszystkiego i tam będzie medytacja pełna radości. Bez końca. W to wierzymy i temu dajemy świadectwo.
Leon Knabit OSB, Ojca Leona słów kilka, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg